1.10.2016

01. Nowy rok szkolny

W październiku miał to być Louethan, ale nigdy jakoś tego nie dokończyłam jako właśnie to.
Za wenę i dalszy pomysł dziękuję mojej kochanej Vicky. Możesz to uznać za jako-taki zachwyt twoim epilogiem xd (ja dalej nie wierzę, że to koniec po roku czasu)
 ___________________________________________________

     Widzę światło. To nowy dzień. Kolejny, bezbarwny i bezlitosny. To zabawne, bo koniec jest początkiem. Po lecie zawsze przychodzi jesień, mniej lub bardziej kapryśna. A wraz z jesienią - szkoła. Zostały tylko trzy lata do testu, a ja już czuję, że nie przeżyję tyle.
     Wciąż, od piętnastu lat swojego istnienia, mieszkam w tym samym budynku i uczęszczam do tej samej szkoły. Ale w tym roku coś uległo zmianie. Bridget wyprowadziła się w sierpniu z domu, szuka teraz szczęścia ze swoim narzeczonym, a tata coraz więcej zapomina. Najbardziej boli świadomość, że może nadejść dzień, w którym pojawię się w domu, a on mnie nie pozna. Jakiś czas temu planowałam odejść, zostawić to cuchnące bagno za sobą i zacząć żyć normalnie, tak jak Katie, moja kuzynka, ale to za trudne. Nie wyobrażam wrócić do życia takiego, jakim było wcześniej. Mama to zamknięty rozdział, przecież zostawiła nas wszystkich. Ale nawet Hannah nie dała rady, chociaż kochała ojca, mnie i moją siostrę.
     Wlokę się do łazienki, z pomiętą czarną spódniczką i białą koszulką pod pachą, by doprowadzić się do stanu używalności. Rozczesuję moje ciemne włosy, a potem przez chwilę się waham, czy pomalować powieki. Szukam koloru pasującego do moich zielonych oczu, ale w końcu się poddaję i smaruję usta delikatną, koralową pomadką. Przebranie się zajmuje mi niewiele, a później, bez śniadania, idę do szkoły z jedynie karteczką i długopisem w torebce pożyczonej od Bridget.
    Na miejscu łysy dyrektor już wygłasza przemowę. Nie jest specjalnie długa, mówi tylko o tym, że życzy nam sukcesów w nadchodzącym roku szkolnym, dwutysięcznym dwudziestym siódmym, i ma nadzieję na lepsze wyniki testów, które w poprzednim roku nie wypadły zbyt dobrze. Dochodzą do mnie tylko niektóre słowa, te nieważne i nic nieznaczące, pełne fałszywych uśmiechów i uczuć. Oczy kleją mi się i w końcu ulegam zmęczeniu, zamykając je. Budzę się, kiedy wszyscy wstają i ruszają do wyjścia z sali gimnastycznej, później w kierunku klas. Nie słuchałam, którą klasę mam w tym roku, ale wśród trzystu hałaśliwych uczniów dostrzegam kilka znajomych sylwetek i idę za nimi, w nadziei, że chociaż oni słuchali.
     W tym roku naszym wychowawcą jest Dres - naprawdę jego nazwisko brzmi Des, ale zmiana jednej litery, i tyle zabawy! - nauczyciel wuefu. Podczas wywiadówek milutki baranek, a przedtem nie ma nic gorszego, niż właśnie on - tak opisują go byli uczniowie.
W klasie jest łącznie ze mną, osiemnaście osób. Dres jest w trakcie mówienia nam, że w tym roku nie odpuści nam tak, jak panna Youngheart, nasza poprzednia wychowawczyni, kiedy drzwi się otwierają.
 - Przepraszam za spóźnienie... panie... - dyszy ciemnowłosy chłopak, który wleciał do klasy jak strzała.
Ma na sobie ciemne dżinsy i koszulę, a nieudolnie zawiązany, jakby robiła to jego młodsza siostra, szary krawat zwisa za bardzo, by wyglądał choć trochę elegancko.
 - Panie Des - poprawia go nauczyciel.
 - Przepraszam, panie Dres. - Schyla głowę, w fałszywym geście pokuty i siada ławkę za mną. Dres, fioletowy ze złości, wskazuje na niego, gestem nakazującym wstać, a ten robi to bez słowa protestu.
 - Więc jesteś nowy. Przedstaw się, proszę, klasie.
Ciemnowłosy bierze wdech, podwija rękaw białej koszuli, którą ma na sobie. Udaje zdenerwowanie, ale kiedy na niego patrzę, w jego oczach widzę zdecydowanie i iskierki rozbawienia.
Więc jest nas w sumie dziewiętnastu.
 - Jestem Adam - mówi w końcu. - Wcześniej...
 - Dobra, wystarczy. - Dres macha ręką i zapisuje na tablicy plan lekcji na pierwszy dzień szkoły. Kiedy tylko się odwraca, Adam wychyla się w moją stronę.
 - Ścięłaś włosy. Nawet fajnie ci w takich... po co pozbyłaś się blondu? W blond było ci bardziej do twarzy.
Zaciskam palce na długopisie, zastanawiając się, skąd mógł mnie znać. Zdecydowanie nie znałam go; był mi kompletnie obcy, a ten raz w drzwiach, był pierwszym. Chyba... jest przecież tyle ciemnowłosych chłopaków w wieku szesnastu lat, o jasnobrązowych oczach. Mogłam się kiedyś na niego natknąć, zagadać, ale powinnam go pamiętać.
 - Co? - szepczę w odpowiedzi, modląc się, żeby Des tego nie słyszał.
 - Musiałem cię z kimś pomylić. Przepraszam, Ann.
Zamykam oczy, przerywam pisanie i przez jeden, ulotny moment słyszę tylko przyspieszone bicie własnego serca.
 - Skąd wiesz, jak się nazywam? - mówię, starając się zachować beznamiętny ton. To trudniejsze, niż sądziłam.
Stuka w oparcie mojego krzesła. Nagle przypominam sobie o nalepkach, które na początku lekcji Dres nakazał nam nalepić na krzesełkach i stolikach. Wiem, że to logiczne wytłumaczenie, ale nadal mam dreszcze.
 - Możecie iść - oznajmia nareszcie nauczyciel.
Chowam notatnik do torebki razem z długopisem, poprawiam koszulkę i jak reszta klasy, ruszam do wyjścia. Z samego ranka ten dzień był męczący...
     Gdy wychodzę przed budynek, czeka na mnie niespodzianka. Kropla deszczu spada mi na nos, a potem następna na czubek głowy. Później robi się z tego mżawka. Do domu mam ponad pół kilometra piechotą i choć nie podoba mi się to, idę czerwonym chodnikiem pod górę. Przed domem jestem za pół godziny.
Chcę już otworzyć furtkę, uprzednio trącając mokrą wiśnię - krople deszczu lądują wprost na mojej głowie. Czuję się bardziej mokrą niż Nil.
  - Hej! - woła ktoś przy sąsiednim domu. Odwracam się w tamtym kierunku, prawie pewna, że to nie do mnie było to kierowane.
Poznaję go; to ten sam chłopak, który zaczepił mnie w szkole. Adam macha do mnie, choć wygląda na równie zmęczonego, co ja.
 - Co tutaj robisz? - pytam, robiąc kilka niepewnych kroków w jego stronę.
 - Mieszkam, sąsiadko - uśmiecha się, pokazując na dom jednorodzinny sąsiadujący z moim.
 - Z rodzicami i rodzeństwem? - unoszę brew, udając zdziwienie. - Trochę trafiliście do niezłego zadupia.
 - Noo... - ciemnowłosy przez chwilę nie wie, co na to odpowiedzieć. - Z mamą i ojczymem. I babcią?
Ostatnie słowo zabrzmi tak, jakby nie był tego pewny. Wygląda to dziwnie. Nie wie z kim mieszka?
Nieważne, chłopak już ma u mnie blachę. Jedynak, pff.
 - Aha. No to cześć - żegnam się i zostawiam go za sobą.
     Pierwsze, co robię w domu, to pójście do łazienki i wysuszenie suszarką włosów.
Przy kuchennym stole, jak zwykle czeka tata i próbuje rozwiązywać krzyżówki, tak jak zanim  choroba mu to uniemożliwiła.
Wita się ze mną skinieniem głowy.
 - Anabel, zrób mi tą... tą... - wskazuje pudełko, w którym trzymamy herbatę, jak wszystko w domu podpisane. Mimo to tato nie może znaleźć właściwego słowa.
 - Herbatę? - domyślam się, nalewając wody do czajnika i wstawiając go na kuchenkę. Włączam gaz.
Tato kiwa głową.
 - Tak, tak. Herbatę.
Międzyczasie wyjmuję z szafki szklankę i wrzucam do niej jedną saszetkę.
Gdy woda się gotuje, idę do salonu i siadam przy oknie, ze znużeniem obserwując pojazdy przejeżdżające ulicą. Po kilku minutach mam dość, więc ściągam książkę z półki nad moją głową i czytam. Jako, że akurat tą, o biologii, znam na pamięć, jednocześnie przypominam sobie co znajduje się na następnych stronach. Kątem oka nadal śledzę ulicę.
Pomarańczowa furgonetka zatrzymuje się przed moim domem. Ktoś wybiega do niej, po chwili rozpoznaję tego kogoś; to bez wątpienia Adam.
Wygląda na to, że zdążył się już przebrać - ma na sobie pomarańczowy podkoszulek, niezbyt mądre biorąc pod uwagę pogodę.
Dwie inne osoby pomagają mu wejść do środka.
     W tym momencie czajnik wydaje z siebie pisk i ruszam do kuchni zalać tacie jego herbatę.
Z resztą, co mnie w ogóle obchodzi ten pomylony chłopak?

3 komentarze:

  1. Po pierwsze - wybacz, że nie komentowałam kilku ostatnich postów, ale.. Pani "ostra nauka" mi to uniemożliwiła ;-; Przykre, wiem.
    Minuta smutania.
    A więc.. Podoba mi się. Znasz moją opinię na temat ogółu;
    Dopracowane,ciekawe. Czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ło jaaaa *-* Zachwyt moim epilogiem, słońce? To jest świetne *-* Lecę czytać dalej i wgl ogarniać wszystko, bo daaawno mnie tu nie było xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żabko, żebyś wiedziała, że zachwyt xD Chociasz sama idea odrodzenia jaśniała mi w główce od jakiegoś czasu. Tylko jakoś nie z tym akurat mi się kojarzyło. Wgl. to wiedz, że jeśli chcesz jakieś spojlery, to mogę ci jakieś zapodać xd

      Usuń

No wiesz... skoro już tu zajrzałeś/aś, to zostaw po sobie jakiś ślad, żeby Pani O'Leary mogła ci oddać tarczę albo coś.
Pamiętaj: Każdy komentarz karmi weną.