12.25.2015

Deszcz pachnący granatami ("Now and Then" Adele)

W Sylwester będzie 2 część Pidżama Party są nudne, a tymczasem zapraszam do tego songfica. I przepraszam, jeśli coś jest nie tak. To mój pierwszy taki prawdziwy songfic.


Jedno szybkie wejście, jeden krok w tył. Byle przetrwać, byle żyć...
  - Nie możesz go wziąć - mówię, kiedy dziewczyna wącha pachnące szampony.
I wtedy ona go odkłada, spogląda tęsknie, ale idzie za mną. Drobna blondyneczka chowa ukradkiem bułki do plecaka, a ja czuję na plecach ciężar kilku butelek wody.
 - Wiem - mówi cicho, szybko wkładając do swojego mleko i kilka innych potrzebnym nam wszystkich rzeczy. - Nie kradniemy. Pożyczamy... możesz to sobie wmawiać Luke. Ale kiedyś będziesz tego żałował.
Musimy przeżyć. Musimy przetrwać...

Czasami pustka, którą po sobie pozostawiasz rani moje serce,
Tak dotkliwie przeszywa najwrażliwsze części mnie
I wypełnia moje usta słowami, które powodują, że płaczę
Mimo to, że próbuje je powstrzymać.

Dziś wszystko pachnie tobą. Nikła wstążka woni granatów. Granaty, a ciebie nie ma. Pozostał tylko deszcz naszych łez.

Serca są łamane i zmuszone czekać,
Abyśmy powstali z prochu.
Wtedy po naszych policzkach płyną łzy, a nasze dusze wzdychają.
Więc wiemy, że to boli.

Choć tego chcę, nie mogę nic zmienić. I czekam, a wtedy czuję krople wody na moich ramionach. Czekając na ciebie, jestem cały we łzach. Ale ty wrócisz. Na pewno wrócisz. Czy to jest to, co myślę? Czy to twoje  łzy wśród deszczu? Przysięgam, teraz wszystko pachnie granatami...

Nasze serca są łamane i czekają,
Abyśmy powstali z prochów.
Wtedy nasze oczy napełnią się łzami, a dusze głęboko wzdychają.
Wiemy, że to boli.

Byle przeżyć... 
Chora Annabeth kuli się w kącie jaskini, okryta wilgotnymi od deszczu kocami, a ty patrzysz na mnie, jednocześnie próbując rozpalić ognisko mokrym chrustem. 
 - Czego się gapisz? - warczysz na mnie, podenerwowana. A w twoich elektrycznie niebieskich oczach widzę łzy, które na policzkach wydają się tylko smugami po deszczu. Pachniesz granatami.
 - Ktoś musi wiedzieć, o co chodzi - mówię, a moje wargi drżą. Sam w to nie wierzę.
Byle przeżyć... Co będzie dalej? Życie. A po życiu śmierć.

Wtedy za każdym razem moje wspomnienia mnie dobijają,
Wieloma z tych pustych pomysłów, które tworzyliśmy.
Ale razem z czasem i latami, które mnie postarzają
Kocham te, które znam
Są wystarczająco dobre, aby zobrazować deszcz.

Byle przetrwać tacy, jacy jesteśmy...
W tym jednym wspomnieniu śmiejesz się. 
 - Puszczaj, idioto! - wyszarpujesz się z moich objęć, ale wkrótce przestajesz to robić, bo pomiędzy kolejnymi falami śmiechu nie możesz złapać tchu. - Puszczaj, bo się posikam!
Puszczam cię, nieco zniesmaczony, a wtedy powalasz mnie na zieloną trawę zwiastującą wiosnę.
 - Ann, proszę, pomóż! - wołam do dziewczynki, która plecie dla nas wianki z młodych traw i pierwszych kwiatów.
 - Nie - odpowiada, radośnie chichocząc pod nosem.
Zaczynasz się śmiać i wtedy znajduję odpowiedni moment na kolejny atak. Po chwili klepiesz dłonią w ziemię.
  - Dobra, poddaję się.
  - Nie wzięłaś tego szamponu, prawda? - Łagodny zapach granatu nagle do mnie dociera. 
  - A jeśli nawet, to co? - pytasz, patrząc na mnie oskarżycielsko. - Chcę żyć jak człowiek, nawet jeśli... mogę nim nie być, Luke. Poza tym, ty też stanowczo powinieneś się umyć.
Mierzwisz mi włosy z uśmiechem na twarzy. Ale twoje oczy nie sądzą, że może być lepiej.
  - Musi być ktoś, kto nam pomoże - mówię, dotykając jej włosów pachnących granatami. 
  - Może - odpowiada, a ja czuję kroplę deszczu na moich ustach. Znów pada deszcz.
Byle zostać człowiekiem...

Ponieważ serca są łamane i muszą czekać,
Abyśmy powstali z prochu.
Wtedy nasze oczy wypełniają się łzami, a dusze wzdychają.
Więc wiemy, że to boli.

 Jeśli tu ktoś jest człowiekiem, to nie jestem nim ani ja ani ty. Nawet już nie pamiętam, czym jest człowiek... piękna istotą, która nie ma żadnych trosk. Lepszą nawet od bogów. 
Dziś nie pamiętam nic, kiedy znów pada deszcz pachnący granatami. Twoje gorące łzy na moich ustach, kiedy znów cię odwiedzam. Błagam, niech przestanie padać.

Nasze serca są łamane i zmuszone do czekania,
Aby odrodzić nas z prochów.
Wtedy po naszych policzkach płyną łzy, a dusze wzdychają.
Więc wiemy, że to boli.

Czuję się tylko zaginionym cieniem czegoś, czym byłem. Czym oboje byliśmy. A teraz czuję tylko twoje łzy pachnące granatami. Może ktoś wie, czym jesteśmy. A może nikt. Może znów wrócimy do tamtej chwili, życia pełnego iluzji. Ale na razie pada deszcz i doprowadza mnie to do szaleństwa. Bo ten deszcz pachnie całą tobą.

Wiesz kiedy mnie podnieść na duchu, a ja mogę tylko pomóc Ci się zagoić. 

Ale na razie czekam. Może kiedyś nastanie taki czas, kiedy będę taki, jak kiedyś. A może nigdy nim nie byłem. Ale teraz czekam na ciebie i ten deszcz pachnący granatami. Mimo wszystko, jest zbawienny. Kiedy nadejdzie ta chwila, będę tutaj czekał. A może spotkamy się gdzie indziej. Jeśli mnie nie poznasz, to ja znajdę cię. Bylebyś tylko pachniała granatami tak jak wczoraj i dziś.

12.22.2015

Sprostowanie

Przepraszam. Druga część Pidżama Partów miała być dzisiaj. Ale jak widzicie, nie ma jej. Będzie jutro albo w Sylwestra.
Jeszcze raz przepraszam. A tym czasem zastanawiam się, co zrobić w Wywiad z Leo Valdez na drugi lub trzeci dzień świąt (to nasza świąteczna tradycja, Leo musi być!)

12.12.2015

The Moments of Sadico 7 "Piżama Party są nudne" (1/3)

Spóźniony prezent mikołajkowy ;) Uwaga! Tego następna część będzie na 100 procent :) Najpóźniej 22 grudnia. Trzeci część coś na Nowy rok. Jak będziecie komentować, zrobi się czwartą na drugą rocznicę polskiego Sadico (jak ten czas szybko płynie O.o)
A tym czasem czekam na komentarze.
Niech Sadico będzie z Wami!

SADIE

 - Cześć, ludzie. Fajnie, że jesteście - zawołałam, zmuszając się do pogodnego tonu.
To wszystko było tylko i wyłącznie pomysłem Cartera (dla niego ta idea była wspaniała, ale tylko dla niego), aby zaprosić przyjaciół z Obozu Herosów na te Piżama Party. Normalnie nie miałabym nic przeciwko temu, w końcu to jakaś rozrywka w tych ciągłych nudach, ale ten dzień był tak męczący, że liczyłam jedynie na sen.
Percy, Annabeth, Nico, Clarisse, Stollowie, Kayla, Carson, Amanda i nawet Thalia, którą poznałam później, pojawili się w drzwiach dwudziestego pierwszego Nomu. Wszyscy z plecakami z dodatkowymi ubraniami, śpiworami, i przysięgam, że widziałam na plecakach Travisa i Connora wybrzuszenie w kształcie butelki.
 - Wow, to miejsce jest ogromne - zawołał Nico, oglądając uważnie całą salę.
 - Noo... fajniej tu niż nawet w Wielkim Domu - zgodził się Travis. Potem pochylił się do Annabeth i wyszeptał jej coś do ucha. Dziewczyna popukała się w czoło, patrząc mu w oczy.
 - Co ci powiedział? - poprosiłam ją.
 - Powiedział, że nigdy nie zaprojektuję czegoś podobnego.
Uśmiechnęła się słodko, ale ten uśmieszek miał w sobie coś złośliwego, co delikatnie mówiąc - denerwowało mnie. Annabeth była spoko, dało się ją lubić, ale jak zaczynała grę pod tytułem "będę suką przez dobę", przestawała być taka spoko.
Mój kochany braciszek klasnął w dłonie i uśmiechnął się szeroko.
 - Cześć ludzie. Dzięki, że przyszliście! - Kiwnął głową w ich kierunku. - Wasze pokoje są na górze. Mam kanapki z serem i pomidorami. Ogórki się znajdą, jak będziecie chcieć. Pogramy w jakąś grę przez pół godziny, a następnie... - zapowiadało się, że będzie recytować tekst, który w nerwach pisał przez cały dzień. Carter mógł być jakimś geniuszem czy coś w tym stylu, ale na Pidżama Partach się nie znał, więc musiałam jak najszybciej przerwać tą szopkę:
 - Carter, to Piżama Party, nie posiedzenie senatu.
Z jego gardła wydał się nerwowy chichot w ogóle niepasujący do mojego brata.
 - Twój punkt, Sad?
 - To ma być zabawa! - zauważyłam. - Nie możesz wszystkiego planować, bo wyjdzie z tego jakaś stypa.
Kątem oka zauważyłam, jak Connor trącił Travisa ramieniem.
 - Ej, stary, polać blondynie.
Jego brat odpowiedział szerokim uśmiechem od ucha do ucha i skinięciem głową.
 - Po prostu... to ten pierwszy raz, kiedy jestem na jakiejś imprezie. - Skrępowany Carter podrapał się po karku.
O matko. Zapomniałam, że całe życie szlajał się z tatą, który w dodatku nie był typem imprezowicza, po świecie - jaki on długi i szeroki - mając walizkę za dom. Biedny Carter, pewnie nawet nigdy nie grał w siedem minut w niebie.
Niespodziewanie za naszymi plecami otworzył się portal. Półbogowie, którzy nigdy nie widzieli czegoś takiego (oprócz Percy'ego, Annabeth i Nico - za tym ostatnim to długa historia, ale nie czas teraz na to), krzyknęli z zaskoczenia i przerażenia. W momencie, w którym wyłoniła się z niego Zia, dziewczyna miała przytknięte do gardła siedem ostrzy wykonanych z niebiańskiego spiżu. Jej oczy rozszerzyły się i w tym momencie upuściła swoją torbę. Jakie miłe powitanie.
 - Łał! - zawołała ciemnowłosa.
Herosi nagle zdali sobie sprawę, kim jest i szybko schowali broń, a ich policzki przypominały dojrzałe truskawki (nie pytajcie, dlaczego truskawki - nie mam pojęcia).
 - Sorry - przyznał Percy, chociaż nie należał do tych, którzy chcieli poderżnąć Zii gardło.
 - Tak już mamy. Nasze odruchy bojowe uaktywniają się, kiedy ktoś nas przestraszy - dodała Annabeth.
 - To całkowicie nasza wina, zwłaszcza dla kogoś tak pięknego jak ty - dodał Connor, schylając się i całują dłoń dziewczyny mojego brata, która zarumieniła się głęboką czerwienią.
Słysząc te słowa, bałam się, że opluję Nico, śmiejąc się. Ta chęć wzmocniła się, kiedy spojrzałam na Cartera. Zaciskał pięści, jakby zamierzał porządnie przymierzyć Connorowi w twarz. Gdyby jego wzrok mógł zabijać, syn Hermesa byłby teraz w Elizjum.
 - Hmm... to miło. - Zia uśmiechnęła się przepraszająco, szybko odsuwając dłoń. Spojrzała niepewnie na Cartera, który powoli wracał do siebie. - Więc co to są te Pidżama coś tam, na które mnie zaprosiłeś?
Mój brat wyjaśnił jej to w skrócie, a ona zrozumiała z tego najpewniej bardzo niewiele. Nie umiałam powstrzymać się od zrobienia faceplame. Zia i Carter byli dla siebie stworzenia - obaj mieli w sobie coś z maniaków mitologii egipskiej i nigdy nie mieli życia w normalnym społeczeństwie.
 - Zacznijmy - zagadnął Carter. - Kto chce grać w Prawdę czy wyzwanie?
Wszyscy byli tak znudzeni gadaniem o tym, jak bardzo mój brat jest zacofany, że unieśli ręce. Oczywiście prócz Zii, która nie do końca rozumiał tą grę. Ale w sumie i tak było jedenaście głosów na tak, więc jeden "bez zdania" nie miał tutaj nic do gadania.
Carter zaprowadził nas do salonu, a my odłożyliśmy krzesła na bok, tak by istniała spora wolna przestrzeń i usiedliśmy na dywanie po turecku w okręgu. Organizator całej imprezy poszedł do kuchni i po chwili wrócił z pustą butelką po Coli Light Juliana.
 - Zacznijmy w końcu - ogłosiłam. Zakręciłam butelką. Wypadło na Percy'ego. - Percy, prawda czy wyzwanie?
 - Wyzwanie - powiedział hardo.
Uśmiechnęłam się jednym z uśmiechów Annabeth. Miałam wyzwanie idealne dla syna Posejdona. Chłopak zwęszył pułapkę, więc się skrzywił.
 - Wsadź węgorza do spodni i nie wyciągaj go przez co najmniej jedną minutę.
 - C-co! - wydukał. - Porąbało cię! Pogięło! Nie zrobię tego.
Pomachałam mu palcem przed nosem.
 - Nasze oficjalne zasady nie uwzględniają odmowy i ściągania odzieży. Chciałeś wyzwanie, to je masz. - Z rozbawieniem ułożyłam usta w francuski dzióbek.
 - Od kiedy mamy oficjalne zasady? - pytał urażonym tonem.
 - Od teraz - oznajmiłam. Kurczę, prawie było mi go żal. Haha, nie.
 - Dobra, dobra! Zrobię to. - Poddał się. - Ale na Hadesa, skąd ja wytrzasnę żywego węgorza?
Machnęłam różdżką i w wiadrze pełnym wody pojawił się węgorz długi na cztery stopy. Carter spojrzał na mnie podejrzliwie spod uniesionych wysoko brwi. Na pewno pomyślał coś w stylu ''skąd ona zna zaklęcia przywołujące węgorze?'' Ale tak naprawdę nie chciałby tego wiedzieć.
Jego twarz pobladła.
 - Chyba żartujesz. - Wystarczyło jedno moje spojrzenie, a chwycił węgorza za ogon i włożył do spodni.
Tańczył, jakby rażono go prądem. Skakał z nogi na nogę, jedną ręką trzymając krocze, a drugą posyłając mi salut. Podczas minuty tego przedstawienia, poznałam wiele barwnych słów zarówno po angielsku jak i po starogrecku. Gdyby Zia rozumiała przynajmniej połowę z nich, już opuściłaby nasze towarzystwo.
Dokładnie po minięciu minuty, Percy sięgnął do spodni i wyciągnął z nich węgorza. Wrzucił go z powrotem do wiadra. Totalnie zmęczony, padł na dywan.
 - Nie... żyjesz... - wysapał. - Annabeth, prawda czy wyzwanie?
 - Wyzwanie - odpowiedziała stanowczo.
Zapewne miała nadzieję, że Percy nie da jej nic krępującego, z racji tego, że jest jego dziewczyną. Tak mówiły jej oczy.
 - Pocałuj... Cartera... przez piętnaście sekund... co namniej.
Ej, to było z grubej rury. To mi się spodobało.
Jej ręka drgnęła. Ze strachu? Złości? Wyglądała, jakby chciała do niego podejść i uderzyć go z plaskacza, ale najwyraźniej się rozmyśliła. Podeszła do Cartera i, czerwona jak burak, pocałowała go niezdarnie w usta.
Trwało to piętnaście sekund, a międzyczasie nachyliłam się w stronę Nico.
 - Masz aparat? - zapytałam, a Chłopiec Śmierci skinął głową.
 - Tak - odparł równie cicho jak ja.
Sięgnął do swojego plecaka i wyciągnął z niego lustrzankę.
 - Dzięki - uśmiechnęłam się, posyłając mu całusa w policzek.
Po dziesięciu sekundach robienia zdjęć, miałam ich wystarczająco, by szantażować i Cartera i Annabeth przez następne dwa lata. Zrobiłam kilka fotografii także Zii, która wyglądała, jakby miała płomienną chęć spalić córkę Ateny na popiół.
Blondynka wróciła na swoje miejsce. Popatrzyła na mnie, a ja, no cóż... wciąż miałam w dłoniach aparat Nico.
 - Sadie, prawda czy wyzwanie?
 - Umm... - Był to moment, w którym się zawahałam. Gdybym wybrała wyzwanie, na pewno zemściłaby się na mnie za wyzwanie, które dałam Percy'emu. Prawda też miała swoje minusy, bo musiało to być pytanie o coś osobistego i żenującego. Ale zawsze lepiej. - Prawda.
 - Jaka jest twoja najbardziej prywatna fantazja o Nico? - zapytała niewinnym głosikiem.
Gdybym miała w ustach jakiś płyn, wyplułabym go na dywan, a potem znów napiłabym się i wypluła. Ale niestety nic akuratnie nie piłam. To Nico miał zawsze pecha, bo zawsze w takich momentach coś miał w ustach.
 - Co?! - Czułam, że jestem bardziej czerwona niż Annabeth całująca mojego brata, Zia, Carter, Percy i Nico razem wziętych. - Coś innego...?
 - Zgodnie z oficjalnymi zasadami - Annabeth pomachała mi palcem przed oczami jak małemu dziecku. - W takich sytuacjach trzeba ściągać ciuchy. Gumki, spinki, szaliki itp. się nie liczą.
Jaka suka! Wykorzystała moje zasady przeciwko mnie. Mogłam to przewidzieć! Przeklęci półbogowie...
Przewróciłam oczami, starając się nie pokazać, że mnie zdenerwowała. Okej.
Ściągnęłam bluzkę, pokazując biały stanik. Czułam na sobie spojrzenia dwudziestu czterech oczu, a te szczególne spojrzenia zdawało się posyłać cztery osoby: Percy, Nico, Travis i Connor. Całe szczęście, że wciąż nie miałam jeszcze rozwiniętych piersi, więc nie mieli za bardzo na co popatrzeć. Ale i tak, na wszystkich bogów, to było okropnie żenujące.
 - Okej - powiedziałam, starając się przestać rumienić. - Nico. Prawda czy wyzwanie?
Na moment odwrócił wzrok, ale potem spojrzał na mnie swoimi ciemnymi oczami.
 - Hmm... niech będzie wyzwanie.
Świetnie. Tego trzeba mi było, aby wyjść z tej krępującej sytuacji.
 - Daj mi swoją kurtkę.
 - To nie fair! - zaprotestowała Annabeth, ale posłałam jej zwycięski uśmiech.
 - Sorry Annie, w miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone.
Carter skrzywił się.
 - Ty chyba serio za dużo gadać z Piper - stwierdził, ale nie chciało mi się nawet na to odpowiadać.
Nico ściągnął kurtkę i delikatnie położył ją na moich barkach. Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością - odpowiedział mi tym samym.
Odwrócił się z powrotem do grupy.
 - Kayla, prawda czy wyzwanie?
Rudowłosa przez chwilę zastanawiała się.
 - To drugie - powiedziała.
 - Carson, możesz na chwilę wyjść? - poprosił Nico jasnowłosego chłopaka, który wzruszył ramionami i wyszedł z pokoju.
Czarnowłosy spojrzał jeszcze tylko na drzwi, by upewnić się, czy Carson jest już poza zasięgiem słuchu.
 - Masz iść za nim, a potem powiedzieć mu, że jesteś w ciąży i że jakimś cudem to on jest ojcem. I masz wyglądać przekonująco.
Pokręciła głową.
 - Nie ma mowy. Nie jestem z nim znowu pokłócona.
 - Jak nie... to wiesz co. - Nico wyglądał naprawdę przekonująco. Kayla zamrugała i spojrzała na mnie, owiniętą w jego kurtkę.
  - Dobra, zrobię to - postanowiła.
Wszyscy wspólnie zawołaliśmy Carsona, który przyszedł do nas z puszką Coli Light Juliana (prawdopodobnie jesteśmy już trupami na jego liście za całą zgrzewkę wypitej Coli) i usiadł na dywanie obok Rudej, która szybko usiadła mu na kolanach. Pocałowała go z pasją.
 - Co to było? - zapytał chłopak, kiedy odzyskał oddech.
 - Car... ja nie wiem, jak ci to powiedzieć, że jestem w ciąży... zrobiłam testy DNA i jakiś cudem jesteś ojcem... naprawdę nie wiem... - Chwyciła się jego koszulki i zaniosła się płaczem. Prawdziwe łzy spływały jej po policzkach. Gdybym nie słyszała, że to ściema, pewnie sama na miejscu Carsona uwierzyłabym jej.
Obejrzałam twarze innych i sądzę po nich, że nikt nie wiedział, że Kayla tak świetnie udaje.
 - C-co? My nawet... ten tego! - protestował blondyn. Sprawiał wrażenie kogoś, kto może za chwilę zemdleć. Wziął ją za rękę. - Kay, zanim powiem coś całkiem głupiego, muszę wiedzieć: żartujesz sobie ze mnie?
Kayla spojrzała pytająco na Nico, który nieznacznie pokręcił głową.
 - Nie wiem, jak to możliwe, ale to prawda - chlipała dalej. - Bogowie, ja nie wiem, jak to się stało!
Wyraz twarzy Carsona był bezcenny. Zrobiłam jeszcze kilka zdjęć, zanim Kayli skończyły się pomysły na dalsze wkręcanie go w tatusiostwo.
 - Nie żyjesz, Nico - zagroził czarnowłosemu. - Zia, prawda czy wyzwanie?
 - Wyzwanie - odparła dziewczyna.
 - Wyzywam cię, żebyś zapytała Travisa następnego.
Zia spojrzała na niego pytająco, ale w końcu wzruszyła ramionami.
 - Travis, prawda czy wyzwanie? - zapytała.
 - Wyzwanie! - krzyknęli obaj braci jednocześnie. Zia przez chwilę zastanawiała się nad czymś wystarczająco dobrym jak na ich możliwości.
 - Macie... obżartować... Amosa, jeśli tutaj jest. - Carter skrzywił się, słysząc to jedno niepoprawne słowo. - Macie to nagrać a potem nam pokazać. Plus, to ma być coś naprawdę obrzydliwego.
Bracia spojrzeli na siebie, z wielkimi bananami na twarzach. To jak zwykle zwiastowało coś niezwykłego.
 - Plan 4032? - powiedzieli w tym samym momencie.
 - Jasny Zeusie, oczywiście - powiedział Connor.
Chłopcy ruszyli do pokoju mojego wujka, wysłuchawszy instrukcji Cartera, gdzie ów pokój się znajduje.
Szybko usłyszeliśmy głos Amosa rzucającego brzydkie słowa w kilku językach, a potem dwie istoty potykające się o schody. Gdy tylko do nas dotarli, zapytałam:
 - I jak było?
 - Sama zobacz - powiedział starszy z braci, Travis, podając mi kamerę, drżąc pomiędzy napadami śmiechu.
Wszyscy zgromadzili się wokół mnie, wpatrzeni w mały ekranik, w którym na okrągło odtwarzał się film.
Na nim Connor delikatnie otwierał drzwi do pokoju Amosa, przez było widać szczupłe palce Travisa.
 - Serio? - zapytałam.
 - Przewiń - poradził mi Travis. Zrobiłam to.
Wyglądało to tak: w jednym momencie, stryjek miał na ręce bitą śmietanę, w drugim nad jego głową wisiało wiadro. Nagle kamera pokazała, jak Connor pociąga za sznurek. W następnej chwili Amos został oblany wodą. Na samym końcu Travis podszedł go od tyłu i obsypał go... czym?
Nagranie stało się niewyraźne i skończyło się.
Na odpowiedź nie musieliśmy długo czekać - włączyło się następne, o wiele krótsze. Przez osiem sekund przedstawiało Amosa. Całego w... żółtych piórkach. Wszyscy mieli ochotę tarzać się ze śmiechu po podłodze.
 - To było...
 - Widziałeś jego minę?
 - Epickie!
 - Dobra robota, Stollowie!
Kiedy tak śmialiśmy się, przyszedł sam Amos. Nasz zawsze opanowany i spokoju wujek zatrzymał się w połowie schodów i pokazał nam uniwersalne na wszystkie sytuacje "Fuck you", po czym poczłapał z rezygnacją z powrotem na górę.
 - To było genialne. - Clarisse niemal płakała.

11.24.2015

Okruch lodu

 Wielka inspiracja grą Until Dawn. To pierwsza gra do którego napisałam ff, więc bądźcie wyrozumiali. To nie to samo, jak pisanie ff Uncharted *wgl. wy też uważacie, że motyw Wendigo dziwnie przypomina te potwory z jedynki? Albo ja mam jakieś zwidy... chociaż w sumie, to dość częsty motyw w filmach i grach*.
Mam nadzieję, że oddaję Josha wystarczająco dobrze. Chociaż nie wiem, jak mogłabym to zrobić.


          Tak zimno. Cholera. Nie czuję rąk ani nóg - wydają mi się być kawałkami lodu. Wszystko wokoło jest czarne jak noc.
     Nie cierpię czerni ani nocy. To mi przypomina...
     Nie czuję praktycznie nic. Jestem na tych prochach tak długo, że nie czuję nic. Wszyscy mogą zdechnąć jak bezdomne psy pod płotem, a mnie to, kurwa, nie ruszy.
     Dlaczego? Chcę ci zaufać, Beth... czy źle było ci tutaj leżeć, zapomniana przez cały świat? Hannah... wiesz, ona nie istnieje. Nie bój się, jestem tutaj. Jestem, sis. Chciałbym się ogrzać. Jestem głodny. Ty też, prawda? Hannah też była głodna. Ale tutaj nie ma nic do jedzenia.
     Ile czasu minęło? Przysiągłbym, że wczoraj żartowaliśmy z naszego motylka. Tak też musi być.
     Kiedy chcesz iść z Chrisem na tę imprezę? Mówił, że jest za tydzień. Z pewnością nie odważy się zaprosić Ashley. Ha! Ma dwadzieścia lat i boi się rudej dziewczyny. Przestań, wcale nie jestem taki sam... Sam to z całkiem innej parafii, nie porównuj jej do Ashley.  Znamy ją od dwunastu lat.
     Nie opuszczaj mnie... jestem głodny. To nie była moja wina, Beth... nic nie moglem zrobić. Czuję się okruchem lodu. Jest tak zimno, że każda myśl ogranicza się do tego jednego: nieskończonego zimna. To niesprawiedliwe, sis. Wszystko jest niesprawiedliwe.
          Oni mnie skrzywdzili, Beth. Skrzywdzili mnie, skrzywdzili ciebie. Skrzywdzili Hannah! Dlaczego... mi nie wierzysz? Nie widziałaś ich... od... od... kurwa! Ty nic nie rozumiesz! Nie czujesz tego zimna... nie jesteś okruchem lodu. Jesteś t r u p e m. Ja też nim będę jeśli nic nie zjem. Cholera, cokolwiek!
     Przepraszam, Beth. Ufam ci. Ufam ci... przepraszam, że na ciebie nakrzyczałem. Oni sami byli sobie winni. Wszyscy, ale nie Sam. Tak.... szkoda, że wszystko zepsułem. Naprawdę szkoda. Umieram. Jestem idiotą i zrozumiem to, kiedy umieram. Tamten facet... wciąż tam wisi. To mnie obrzydza, ale jestem głodny.
Bardzo głodny. Chory z tego głodu.
          Przepraszam, Sam. Musiałem.
     Jestem okruchem lodu, jeśli potrafiłem to zrobić.
     Wypadły mi paznokcie. To wszystko jest chore... lub nierealne. Tak, to nie istnieje. Za chwilę obudzę w gabinecie doktora Hilla. To jakieś prochy. Tak...
      Beth, to kiedy ta impreza z Chrisem? Wezmę też Mike'a i Emily. Mam nadzieję, że Sam się nie poczuje urażona.
     Przysięgam, ja u m i e r a m. Jestem chłodnym okruchem lodu. Taka jest prawda. A prawda jest niczym innym jak samym lodem.

Jak zawsze zapraszam do komentowania. Dla was to parę kliknięć w klawiaturę, dla mnie znak, że jesteście. Cokolwiek.


11.22.2015

Anubisie... trójkąt? (fragment opowiadania ocalałego sprzed 2,5 roku.)

Znalazłam one-shota przed jakieś 2,5 roku. Nie jest to jakieś ekskluzif. Zwykły gniot pokazujący, że umiejętność pisania przychodzi z czasem. Dla początkujących, którzy chcą się dowartościować ;)
Ten krótki fragment jest o sześć miesięcy młodszy od samego bloga. Bądźcie wyrozumiali, miałam jakieś 9 lat :P


Na oparciu ciemnego fotela, siedział chłopak, na oko miał czternaście lat. Miał czarne, nie bardzo krótkie włosy i brązowe oczy. Na sobie nosił czarne rurki, ciemny podkoszulek i starą, wojskową kurtkę. Bose stopy dotykały delikatnie chłodnej podłogi.
Na posadzce, opierając głowę o łóżko, siedział kolejny chłopak. Był jakby starszą wersją tego siedzącego na oparciu fotela. Miał może siedemnaście lat.
- Di Angelo, jeśli jeszcze raz u słyszę o czymś z tobą i moją dziewczyną, to obiecuję, że... - powiedział ten starszy, zaciskając pięści. Młodszy mu jednak przerwał.
- To nie moja wina, że Carter rozgadał, że już nie jesteście razem, a jacyś śmiertelnicy natychmiast wymyślili coś takiego, jak Sadico.
- No dobra, ale ja nie zamierzam tego widzieć... - odpowiedział starszy.
- Anubis, jeśli nie chcesz tego oglądać, to odetnij się od świata - odparł ten młody. Muszę Wam powiedzieć, iż nazywał się Nico di Angelo i był synem Hadesa. Ten starszy to Anubis, egipski bóg zmarłych i mumifikacji. Ta dwójka siedziała tak od kwadransa, zawzięcie się kłócąc. Powodem tego wszystkiego było powstanie w sieci plotki, iż Nico i Sadie, dziewczyna Anubisa, są parą. Te pogłoski powstały po tym, jak nijaki Carter Kane, wrzucił na Facebook pewne zdjęcie. Nic by pewnie nie było, gdyby w najbliższym czasie nie powstało o tym opowiadanie i o innych sytuacjach, także wymyślonych.
- Och, to niby takie łatwe?! - zawołał w odpowiedzi Anubis, trochu bardziej stwierdzając, niż pytając. Gdzieś zza drzwi dobiegł ich głos dziewczyny.
-Anubis, ciszej, bo obudzisz sąsiadów!
O nie... Mówiła, że wróci za pół godziny... Ej, minęło ponad pół godziny! Pięknie, oni jeszcze nie skończyli, a Sadie wróciła, co teraz? Trzeba się tłumaczyć...
Słychać było przez chwilę było słychać delikatne dudnienie butów o podłogę, a potem drzwi do pokoju się otworzyły. Stała w nich dziewczyna. Blondynka z kolorowymi pasemkami w karmelowych włosach, niebieskimi oczami. Na uszach miała jaskrawych kolorów słuchawki, przez ramię przerzucony czerwony plecak, żuła chyba gumę balonową. Miała ubrany na sobie fioletowy sweter, jasne szorty i wysokie, wiązane, czarne buty. Szybko omiotła niedbale pomieszczenie wzrokiem, nagle coś zauważyła, więc rozejrzała się ponownie. Mina jej zrzedła.
-Anubis... Trójkąt...?

9.12.2015


Lista dwunastu ulubionych bohaterów PJO w przypadkowej kolejności:

  1. Jason Grace
  2. Leo Valdez
  3. Katie Gardner
  4. Apollo
  5. Piper McLean
  6. Ethan Nakamura
  7. Lou Ellen
  8. Katie Gardner
  9. Atena
  10. Nico di Angelo
  11. Rachel Dare
  12. Thalia Grace
Czy 1 i 2 byliby dobrą parą?
Jason i Leo? xD Nigdy o tym nie myślałam, ale moożeee.... nie wiem, co chłopom do głowy strzeli.

Czy kiedykolwiek przeczytałeś fanfic o 6 i 11? 
Cóż, zdarzyło się czytać coś z wątkiem Ethan x Rachel. Raz. Powiedziałam: nigdy więcej cytryny. xD Te opisy... miałam WTF przez tydzień :')

Czy uważasz, że 4 jest gorący/a?
Gdyby nie był moim ojcem, powiedziałabym, że tak xD

Co jeśli 12 jest w ciąży z 8?
Katie / Thalia O.o Zapewne Nico i Travis by mieli załamkę :')

Czy znasz jakieś fanfiki o 9?
Tak. Były... dziwne xD

5 / 10 czy 5 / 9? Dlaczego?
Więc to Piper / Nico oraz Piper / Atena... Piper / Nico, bo to hetero, tak... *na Demigod Chat Piper miała dziecko z Nico, które sądziło, że jest dzieckiem Hadesa i wgl.*

Czy wierzysz w istnienie 1 / 8 puchu(fluff)?
Jason i Katie? Nieee....

(1) i (7) są w szczęśliwym związku do czasu aż (9) ucieka z (7). (1), złamany, ma jedną gorącą noc z (11) i krótki, nieszczęśliwy romans z (6), po czym (5) wygłasza dobre swoje rady i znajduje prawdziwą miłość w (12).
Jason i Lou Ellen są w szczęśliwym związku do czasu aż Lou ucieka z Ateną. Jason, złamany, ma jedną gorącą noc z Rachel i krótki, nieszczęśliwy romans z Ethanem Nakamurą, po czym Piper wygłasza swoje dobre rady i znajduje prawdziwą miłość w Thalii.

Kto jest twoim boskim rodzicem? TEST

Dziś mam dla was krótki teścik, a w nim zaznaczone moje odpowiedzi - to też służy poznaniu mnie bliżej ;)

ZEUS: 4/10
Masz duże poczucie odpowiedzialności.
Często masz ochotę trzasnąć kogoś piorunem.
Byłeś wybrany na przewodniczącego klasy.
Robisz to, co jest najlepsze dla wszystkich.
Myślisz, że masz wszystko, by ubiegać się o pozycję prezydenta/przewodniczącego.
Twierdzisz, że każdy problem ma rozwiązanie.
Lubisz loty samolotem.
Boisz się wody/pływać.

POSEJDON 6/10
Świetnie czujesz się w wodzie.
Twoim ulubionym miejscem w wakacje jest morze.
Nadzwyczajnie lubisz nurkowanie, surfing itp.
Chcesz zrobić coś w sprawie wymierających gatunków zwierząt morskich.
Regularnie odwiedzasz lokalny basen (jeśli taki masz, jeśli nie, to po prostu czy lubisz)
Pływasz profesjonalnie.
Nie cierpisz owoców morza.
Nigdy nie miałeś choroby morskiej.
Wolisz łódź od samolotu.
Masz lęk wysokości.

HADES 5/10
Nie jesteś socjalistą.
Wolisz pozostać w cieniu i pisać wiersze.
Regularnie masz zły humor.
Słuchasz głośniej, agresywnej muzyki.
Spędzasz większość czasu samotnie.
Sądzisz, że przyjęcia są głośne i wkurzające.
Wolisz zachować większość rzeczy dla siebie.
Wszystkie twoje szafki są zamknięte na kluczyk.
Piszesz pamiętnik/dziennik.
Jesteś bardziej aktywny w nocy.

DEMETER 8,5/10
Masz własny ogród.
Preferujesz duże podwórka.
Masz smykałkę do roślin.
Jesteś ekologiem.
Masz specjalną więź emocjonalną ze zwierzętami.
Jesteś wegetarianinem.
Lubisz podróże i camping, oglądając cudy natury.
Zawsze sprawdzasz, czy produkt jest przyjazny dla środowiska. (Chociaż robię to często, przy okazji czytania składu.)
Uwielbiam chodzić do kwiaciarni. 
Sądzisz, że globalne ocieplenie powinno być bardziej brane pod uwagę.

ARES 5,5/10
Zazwyczaj to ty wszczynasz bójki.
Jesteś bardzo agresywnym typem osoby.
Lubisz oglądać zapasy. (Ale tylko oglądać xD)
Cały czas z kimś konkurujesz. 
Lubisz czytać o wojnie.
Nie słuchasz większości osób. (Np. mojej mamy)
Nie panujesz nad gniewem.
Nigdy nie wycofałeś się z bójki. (Uznajmy to w połowie, bo tylko raz, ale była z góry przegrana)
Wszyscy robią to, co powiesz.
Nie zawsze myślisz, zanim coś zrobisz.

ATENA 8/10
Masz nienasycony głód wiedzy.
Jesteś jedyną osobą w klasie, która regularnie odwiedza bibliotekę.
Połowa twoich bożonarodzeniowych prezentów to książki.
Lubisz czytać o wojnie, najbardziej o przyczynach i skutkach.
Masz najwyższą średnią w klasie.
Nigdy nie dostałeś oceny poniżej 4. (Moja najniższa była 4-, więc zaliczę w połowie.)
Zawsze kiedy powiesz jakiś dowcip, ludzie proszą o wytłumaczenie.
Sądzisz, że byłoby lepiej, gdybyś to ty był prezydentem.
W domu masz dużą półkę z książkami. (Mam pięć małych, też pełnych, więc zaliczam w połowie)
Twierdzisz, że koszulki (na papier) są użyteczne.

APOLLO 9/10
Jesteś bardzo kreatywny i artystyczny. 
Słuchasz prawie każdego gatunku muzycznego. (Głównie ostatnio klasyczna.)
Jesteś zawsze pogodny i optymistyczny. (Prawda?)
Jesteś utalentowany plastycznie. (Skromność :') )
Lubisz pisać wiersze.
Umiesz grać na minimum 3 instrumentach. (Flet, gitara i nerwy liczą się?)
Lubisz odwiedzać muzea sztuki.
Prawie zawsze otrzymujesz pierwsze miejsce w szkolnych konkursach plastycznych.
Masz 6 z plastyki na świadectwie. (Serio xD)
Twój szkolny zeszyt ma więcej bazgrołów niż notatek. (Głównie od religii xD)

ŁOWCZYNI ARTEMIDY 5,5/10
W ogólne nie lubisz chłopców.
Jeleń jest jednym z twoich ulubionych zwierząt.
Umiesz strzelać z łuku.
Lubisz srebro.
Wolisz księżyc od słońca.
Zoe Nightshade jest super.
Kochasz zwierzęta na wolności.
Większość czasu spędzasz poza domem.
Nie potrafisz być długo w jednym miejscu.
Twierdzisz, że polowanie nie jest okrutne. (Dajmy to w połowie, bo nie jestem całkowitą przeciwniczką, jeśli to polowanie sprowadza się do pozyskania jedzenia. Człowiek zawsze polował  polował będzie.)

HEFAJSTOS 2/10
Masz schowek z narzędziami. 
W wolnym czasie konstruujesz niesamowite rzeczy.
Jesteś najlepszy w klasie z techniki.
Obróbka metali to twoja mocna strona.
Masz swój własny zestaw narzędzi. (niestety, tak owego się jeszcze nie dorobiłam :( )
Często przeszukujesz internet w poszukiwaniu planu konstrukcji robotów.
Jesteś technikiem.
Często realizujesz projekty stolarskie.
Marzysz o byciu stolarzem.
Nie boisz się ognia.

AFRODYTA 4/10
Każdy chłopak/dziewczyna gapi się na ciebie.
Lubisz nosić makijaż.
Naturalnie ładnie pachniesz.
Nigdy nie miałeś rano zniszczonych włosów. (Naprawdę, nie mam pojęcia, co to poranny burdel na głowie.) 
Twoim ulubionym zajęciem są zakupy.
Zawsze jesteś jeden sezon wprzód. (Jakoś tak jest, że jak coś ubiorę, to zaraz jest modne w szkole.)
Jesteś popularny w szkole.
Jesteś często zapraszany na przyjęcia.
Twoim mottem jest: "Beze mnie nie uda się żadne przyjęcie".
Regularnie patrzysz w lustro.

HERMES 6/10
Czasami bierzesz coś znajomym i chować to przed nimi.
Jesteś dowcipny. 
Jesteś demonem szybkości. (Chociaż ostatnio miałam kontuzję biodra i teraz nie dam rady biegać ;-; Najprawdopodobniej będę musiała iść na rehabilitację)
Nie zawsze nad sobą panujesz. 
Jesteś największym mówcą w klasie.
Jesteś pomysłowy i zaradny.
Często argumentujesz. 
Nigdy nie przegrałeś debaty.
Twoje wypowiedzi są najczęściej dowcipne lub sarkastyczne.

DIONIZOS 6/10
Jesteś duszą towarzystwa.
Lubisz wino.
Smakowałeś większości napoju alkoholowego. (Wino, piwo, trochę wódki na palcu, likier, kolega zrobił mi drinka, zamoczyłam wargi... liczy się? :P Większość nie smakowała mi, jakby co)
Masz radosne usposobienie.
Jesteś smakoszem.
Twierdzisz, że zbyt dużo czegokolwiek jest złe.
Lubisz wydarzenia społeczne i spotkania z ludźmi.
Lubisz próbować nowego jedzenia.
Kończysz martini w mniej niż minutę.


A jak test poszedł wam? Apollo jest i tak moim ojcem... ale Demeter się nie spodziewałam. Po nich jest Hermes, Dionizos i Posejdon.

9.10.2015

One-Shot 11 "Spokój"

Być może napiszę ciąg dalszy tego One-Shota. Kiedyś. Chcielibyście przeczytać o tym, jak rozwiążą się problemy półbogów, które tutaj przedstawiłam (przynajmniej tych żywych).
______________________________________

     Nic nie może być w porządku.
     Porządek - takie dziwne słowo, nie mające znaczenia. Przynajmniej to myślała Michelle, córka Hekate, kiedy obserwowała swoją starszą siostrę, Lou Ellen, płaczącą co noc. Nawet przez sen płakała, a mokre łzy spływały po jej policzkach. Szeptała jedno imię...
 - Ethan...
     Willa Solace'a przerażały puste i bez wyrazu oczy Nyssy z domku numer dziewięć, jakie stały się po śmierci Beckendorfa. Nie rozumiał, dlaczego kiedy byli umówieni, zawsze starała się uśmiechać...
      Dokładnie to samo sądziła Sophia, kiedy Clovis nie mógł spać i snuł się jak duch po domku Hypnosa. A kiedy pytała, dlaczego, dukał tylko:
 - Śniło mi się, że... - dalej nie potrafił mówić. To go bolało...
     Chris Rodiquez, ledwo odnalazł siebie, został znów w stanie szoku i rozpaczy, kiedy powiedziano mu, że Mary nie żyje i to jego wina. Clarisse patrzyła na niego zmartwionym wzrokiem, a on nie potrafił spojrzeć jej w oczy. W końcu to zauważyła. Ostatecznie musieli zerwać. Trener Hedge widział, jak rozpaczliwie trzyma rączki małego Chucka, usiłując zrobić coś, cokolwiek, by i jemu nie kojarzyła się z czymś przykrym...
     Lacy nigdy nie potrafiła pogodzić się ze śmiercią Sileny. Wybiegła z domku Afrodyty z uśmiechem, który zmienił się w twarz pełną determinacji, kiedy zbliżała się do jeziora. Nawet nimfy wodne rozpaczały, usiłując łapać ją za ramiona, nogi lub włosy i wyciągnąć ją na powierzchnię, ale ona nie chciała. Jedna z nimf zajęła się szlochem.
 - Nie mogłam jej uratować! Była zbyt młoda... zbyt młoda na tak wiele...! 
      - Nie możesz odejść, Katie - mówił Chejron zmęczonym głosem. On też myślał o tym wiele razy...
 - Spróbuj mnie zatrzymać - odpowiedziała wyćwiczonym słodkim tonem Katie Gardner, odwracając się tyłem do siwego centaura. Jej oczy błyszczały bólem i gniewem.
 - Musiałabyś być martwa - zauważył Travis Stoll, pozornie pojawiając się znikąd. Chejron zauważył, że dąsał się gdzieś  z boku, wśród cieni, odkąd Connor dostał urazu głowy.
 - Myślisz, że o tym nie wiem? - Oddech zaskoczonej Katie stał się szybszy, sprowadzał się do krótkich westchnień. - Ale wiesz co? Skończyłam z tym gównem. Skończyłam z demonami, hydrami i tymi cholernym potworami. Skończyłam, rozumiesz?!
Travis wiedział, dlaczego zdecydowała się to zrobić. On wiedział, dlaczego. Widział to za każdym razem wymalowane na jej twarzy. Ból za każdym razem, kiedy padało imię Mirandy... dać jej spokój, to najlepsze, co mógł zrobić. Chejron kręcił głową, ale on już się zgodził i pozwala jej odejść. Na zawsze.
     Kayla i Austin z domku numer siedem nie potrafili na siebie patrzeć. Jake Mason dostrzegł ich mordercze spojrzenia, które sobie wysyłali i starał się, by się w jakiś sposób dogadali. Ta noc prawie skończyła się morderstwem syna Hefajstosa przez dwoje dzieci Apolla.
 - Nie wybaczę mu! - krzyczała Kayla, a w jej oczach czaiła się iskierka szaleństwa.
Austin westchnął i usiadł na ziemi, gdzie wcześniej położył się Jake Mason, i potrząsnął głową.
 - Ja... przepraszam... nie chciałem cię zabić, stary. - Chłopak zamknął oczy i zmierzwił włosy.
Jake skubał skrawek bawełnianej koszuli. Skinął głową, nie patrząc na niego. W końcu spojrzał na chłopca.
 - O co chodzi, ludzie? - zapytał w końcu, a w jego głosie brzmiała wyraźna nuta rozdrażnienia. Dziewczyna spojrzała na brata, powoli kiwając głową. Austin spojrzał na nią pytająco. Znów skinęła. On westchnął.
 - Jest zła... wściekła, ma rację... to przez Cindy...
I nagle Jake rozumiał. Cindy Lewis była rodzoną siostrą Kayli, a także najsłoneczniejszym z dzieci Apolla. Miała tylko dwanaście lat, kiedy spłonęła w kwiecistym całunie kilka dni wcześniej. Austin powiedział jej, żeby się schowała, ale ona wykradła się z jej małym sztyletem. On jej nie dopilnował...
Nigdy nie dostała szansy, a teraz jej rodzeństwo było skłócone i nawzajem obwiniało się o jej śmierć.
     Will Solace udał się do szopy na broń, wypatrując martwych oczu Nyssy opartej o ścianę i wpatrującej się w ostrze. Usiadł naprzeciw niej, bo rozumiał, że zdrowie psychiczne jest równie ważne, co fizyczne. Nie jest najbardziej taktowaną osobą na świecie, nie typem, który czeka, aż druga osoba będzie gotowa do rozmowy.
Chwycił ją za ramiona i delikatnie zapytał:
 - Wszystko w porządku?
Nyssa podniosła brwi w wyrazie zaskoczenia.
 - Naprawdę, Solace, pytasz mnie, czy wszystko w porządku?
Will pamiętał małą Harely, która już nigdy nie będzie chodzić. Oraz Christophera, który nie może spać, bo wtedy coś próbuje go udusić. Pamiętał też wyraz twarzy Nyssy, kiedy przyglądała się sztyletowi. Spojrzał w dół, krzyżując nogi.
 - No cóż, chyba nie... - zakaszlał.
 - To dobrze, bo odpowiedź powinna być oczywista. - Przekręciła głowę, odwracając wzrok od jasnej czupryny, ale chłopak jeszcze bardziej się schylił i Nyssa znów na niego spojrzała. Na jego kark poznaczony bladymi bliznami, które wyglądały jak narysowane kredą przy spalonej słońcem skórze.
Teraz pozwolił zapaść ciszy, nie z taktu, a z dyskomfortu i nieumiejętności odpowiedzenia. Ostatecznie córka Hefajstosa zabrała ponownie głos.
 - To nie fair - szepnęła. Jej oczy, zawsze martwe, lśniły od łez. Spojrzała na swoje odbicie na sztylecie. - Percy i Annabeth... nie zrozum mnie źle, ale... to nie tak. Ludzie sądzą, że tylko oni mogą mieć traumy. Bo byli w Tartarze. Tylko w Tartarze...
 - Nyssie - mimo użytego zdrobnienia, głos Willa wcale nie był miększy. - Byli w Tartarze i wrócili? Zasługują na sympatię. Wyobraź sobie, jakie to musiałoby być, gdybyś... była tam sama? Umiałabyś wrócić?
Nyssa uniosła brwi, nie komentując nagłej zmiany nastawienia syna Apolla.
 - Większość z nas było w piekle i wróciło.
Blondyn opuścił głowę niżej, zdając sobie sprawę, że miała rację, ale dopiero po kilku minutach kiwnął głową. Uświadomienie sobie, że Nyssa obdarzyła przed nim skrawek samej siebie, własnej duszy, zajęło mu znacznie dłużej.
 - Tak, masz rację.
     Lou z jej przekrwionymi oczami, Christopher chodzący zamiast spać, Clovis nieśmiejący już więcej śnić. Chris Rodiquez po raz kolejny w połowie drogi do szaleństwa. Clarisse La Rue, trzymająca się małego Chucka jak ostatniego ratunku. Lacy mająca siebie dość. Katie, która nie chciała mieć nic wspólnego ze światem magii. Connor, który się jeszcze nie obudził i Travis, który zamilkł z tego powodu. Kayla i Austin, rodzeństwo, niemogące na siebie patrzeć. Jake Mason, strażnik pokoju, który zrezygnował. Cindy Lewis, zbyt młoda, by umrzeć. Nyssa, patrząca na ostrza za długo, by to było normalne. Will, próbujący walczyć z czymś, co nie do końca rozumie.
     Nic nie jest w porządku.
     Czy naprawdę choć przez chwilę miałeś nadzieję, że jest?
 - Lubię Katropis - szepnęła drżącym głosem dziewczyna, oglądając ostrze sztyletu. - Jego świat jest w porządku.
Po jej umorusanych policzkach płynęły gorące łzy.

8.02.2015

Coś 3/?

 Boże, nie wierzę, że to piszę! Wraca "Coś". A propo, wciąż szukam nazwy dla tej mimi serii. Jakieś propozycje? ;) Na razie to coś musi pozostać Cosiem... :/ Dziękuję za miłe komentarze pod "Na próżno" i mam nadzieję, że będą także i tutaj. Dzięki temu czwórka będzie tym razem szybciej niż za pół roku... chyba xD

     - Widzisz sens tego, co robisz?
Potrząsnęła głową. Nie. Tristian McLean westchnął.
 - No, bo ja też nie.
Minęło sporo czasu, zanim mógł wreszcie porozmawiać z córką, tyle, że ona w obawie, że jeśli się odezwie to będzie koniec, milczała.
 - Przykro mi, Pipes... - wsadził dłonie do kieszeni dżinsów, marszcząc czoło. - Jestem zmuszony wysłać cię do tego internatu...
Oczy dziewczyny otworzyły się szeroko, znacznie szerzej niż sądziła, że w ogóle tak umie. Z jej ust wyrwał się jedynie cichy, zduszony pisk.
 - Nie... - jęknęła. Jej ojciec, świetny aktor zresztą, przerzucił czarną marynarkę przez ramię.
 - Nie mam wyboru. Piper, dzisiaj jest trzydziesty pierwszy. Jutro rozpoczyna się rok szkolny. Poza tym, rozmawiałem już o tej szkole z Jane na początku wakacji... ma dobre recenzje, jest na poziomie. Nikt nie będzie cię tam więził.
     Nastolatka sięgnęła po różową szczotkę leżącą spokojnie na stoliku. Zwiesiła odrobinę głowę tak, by włosy zakryły znaczną część twarzy.
 Dla okazania, że wszystko jest w porządku, zaczęła się czesać. Mając brudne oraz posklejane włosy, do tego przeraźliwie tłuste, powinna mieć problemy z rozczesaniem ich. Jednak ze zdziwieniem zauważyła, że nie miała aż takich przeraźliwych kołtunów.
 - W porządku - zgodziła się, mrugając oczami. Żałowała, że nie istniała funkcja "wchłaniania łez", przez które jej oczy błyszczały dziwnym blaskiem.
 Pan McLean spojrzał na nią podejrzliwie, ale po chwili zajął się swoimi własnymi sprawami, zostawiając córkę samą.
     Piper rzuciła szczotkę na kanapę, a potem chwyciła się za głowę. Trwała przez chwilę w stanie, który ciężko opisać jest słowami. Mieszanie uczucie bólu, zdrady, bezsilności, nienawiści, ale także wszystkiego, co tylko mogła skojarzyć z własnym tatą. Nie umiała skupić się na jednej, pojedynczej myśli, ale myślała o wszystkim po trochu. Że za sekundę zjawi się Jane mówiąc, że ma się pakować, a to stanowczo wolała pominąć, o tym, jak to nienawidzi bycia ignorowaną. Oraz o tych i tamtych rzeczach, mniej ważnych i tych które dochodziły stanowiska VIP-ów, jak umycie głowy.
Zrzuciła z siebie cuchnącą bluzę, nie nadającą się już na nic więcej niż śmietnik, i pobiegła do łazienki. Słońce za oknem w tej chwili przykryły ciemne chmury.
* * *
     Na jej liście rzeczy znienawidzonych, zaraz po Jane, pojawiła się jazda autokarem.
     Koło niej siedział jakiś półgłówek, najwidoczniej z ADHD razy sto. Jej bagaż schowano w luku bagażowym, razem z resztą i przynajmniej nie musiała obawiać się kradzieży. Szkoła dziczy, lub raczej "dla dzieci z problemami", wydawała się przepełniona kieszonkowcami. Chyba dlatego ten durny facet z megafonem, od którego śmierdziało Red Bullem i czymś znacznie gorszym, przejął komórki i nakazał schować gotówkę.
 - Hej - odezwał się w końcu ten z ADHD. - Skąd jesteś?
Nie odpowiedziała.
 - Twoim problemem jest bycie głuchą? - Nie dawał za wygraną. Odwrócił się do niej.
Piper zauważyła latynoską skórę, która idealnie pasowała do rozczochranych ciemnych włosów i czekoladowych włosów, mimo wszystko, to nie był jej typ chłopaków.
 - Albo arogancka...
Nie wytrzymała, przestała się odwracać i spojrzała mu prosto w oczy.
 - Bądź ciszej - powiedziała grzecznie, ale jej spojrzenie mówiło "zamknij się, głupi gumochłonie". Nie chciała wrogów w pierwszym dniu.
 - Okej, okej, rozumiem... - Wciągnął głośno powietrze. - Wybacz mój brak taktu, o pani. Jestem Leo Valdez, twój wieczny poddany. Z chęcią poznałbym twoje imię, Królowo Piękności.
 - Piper - odpowiedziała niechętnie. Leo uśmiechnął się od ucha do ucha.
 - Tylko Piper? Piper bez nazwiska?
 - Piper McLean. - Przewróciła oczami, żałując, że nie ona siedzi przy oknie.
Latynos gwizdnął cicho.
 - Dobrze, Piper McLean. - Wyszczerzył się w uśmiechu, nie odwracając wzroku od papierowego samolotu, który zręcznie powstawał w jego dłoniach. - Skąd jesteś? Okej, nie musisz. Coś widzę, że Kalifornia czy coś...
     Dziewczyna, nie mogąc pojąć, skąd to wiedział, otworzyła szerzej oczy. Leo nie patrząc na nią, zmarszczył nieco nos i przeklął po hiszpańsku, kiedy samolocik śmignął przez pół autokaru i wylądował we włosach opiekuna, który strącił go jak natrętną muchę.
 - Fajny ze mnie wróż Maciej, no nie? - Mruknął niechętnie. - Tylko moje wewnętrzne oko nie przewidziało...
Nigdy nie skończył tego zdania. Ktoś za nimi odchrząknął przepraszająco.
Piper odwróciła się za siebie i przez chwilę nie widziała nic, poza olśniewająco błyszczącymi, mlecznobiałymi zębami.
 - Jezu, stary, używasz Colgate?
     Chłopak był wysoki, na pewno wyższy od Leona o głowę, ciemnowłosy. Jego skóra była jaśniejsza od Piper. Ignorując złośliwe komentarze Leo, oparł brodę na dłoni.
 - Jestem Dylan. - Znów uśmiechnął się. Dziewczyna czuła, jak osuwają się pod nią kolana, mimo, że Dylan nie był w jej typie. - Cześć.
Ja w ogóle mam typ? (tak, masz, głupia pindo. dop.autora)
 - Umm... cześć. Jestem...
Leo Valdez zakrył jej szybko usta. Spróbowała dać mu kuksańca łokciem.
 - Jestem Leo, a to Królowa Piękności, lady Piper McLean. A ty spadaj, Dylanie debilu.
Ciemnowłosy uniósł brwi, a w jego oczach tańczyły iskierki rozbawienia. Otworzył usta, żeby odpowiedzieć mu jakąś zgryźliwą uwagą, w końcu jak na kogoś o takich zębach powinien potrafić być nieźle zgryźliwym.
Leo i Piper odwrócili się we właściwą stronę, z której zmierzał do nich, rozśmieszającym chodem, trener Hedge.
 - Ej, ty, "Mam-zajebiste-uzębienie", siadaj na dupie! "Indiańska Barbie", przypomnij mi na miejscu, żebym dał mu dwa dni w kozie.
     Dziewczyna oparła głowę o twarde oparcie fotela, kątem oka obserwując jak na twarzy Leo pojawiał się uśmiech słodkiego zadowolenia z zemsty.
 - Niepotrzebny mi ochroniarz... - szepnęła, zamykając na siłę oczy. Chłopiec pokręcił głową, uśmiechając się wampirzym uśmiechem. Przez myśl Piper przeszło, że jest jedynym w swoim rodzaju piętnastoletnim-latynoskim-wkurzającym-ale-słodkim-wampirzym-elfem. Jego towarzystwo najwyraźniej już zaczęło się na niej...
     Zasnęła. Leo stukał w szybę w jakimś dziwnym rytmie.

7.22.2015

Na próżno

Raz na jakiś czas muszę coś tutaj wstawiać, więc... łapcie coś o Narcyzie. 

Narcyz był synem błękitnej nimfy, którą razu pewnego bóg rzeczny, Kefizos, otoczył zwojami swoich strumieniami i uwiódł.
Wieszczek Tejrezjasz powiedział: "Narcyz będzie żył długo pod warunkiem, że nigdy się nie zobaczy."
Lata mijały, chłopak rósł jak na drożdżach. Nie było nic dziwnego w tym, że każdy był wstanie zakochać się w Narcyzie, który, już w dzieciństwie, odznaczał się niezwykłą urodą, a był z niej tak dumny, że kiedy miał już lat szesnaście, jego droga była usłana złamanymi sercami kochanków obu płci, których względy bezwstydnie odrzucił.
   Kochała się w nim między innymi nimfa Echo, która straciła swój własny głos i mogła wtedy tylko głupio powtarzać okrzyki innych. To była kara za to, że zabawiała Herę opowieściami przez długie godziny, kiedy w tym czasie nimfy górskie, kochanki Zeusa, z dala od zazdrosnych oczu korzystały z wolności.
W pewien ładny, wiosenny dzień Narcyz wybrał się do lasu zastawiać sidła na jelenie, a Echo szła za nim przez bezdrożny las, marząc o tym, by móc się do niego przemówić, ale nie mogła odezwać się jako pierwsza. Młodzieniec po odkryciu, że zgubił w chaszczach swoich towarzyszy, zawołał:
 - Hej!
 - Hej! - odpowiedziała Echo zdumionemu chłopakowi, który nie widział obok siebie nikogo.
 - Chodź tu!
 - Chodź tu!
 - Dlaczego kryjesz się przede mną?
 - Dlaczego kryjesz się przede mną?
 - Spotkajmy się!
 - Spotkajmy się! - powtórzyła nimfa i uradowana wyskoczyła ze swojej kryjówki, rzucając się Narcyzowi na szyję. On jednak brutalnie ją odtrącił.
 - Umrę, zanim ciebie pokocham! - krzyknął.
 - Kocham! - jęknęła żałośnie Echo.
Ale Narcyz już zdążył zniknąć, a ona spędziła resztę życia w samotnych, opuszczonych wąwozach, ginąc z miłości i smutku, aż w końcu pozostał po niej tylko głos.
   Pewnego dnia Narcyz posłał miecz najbardziej uporczywemu zalotnikowi, Amejniosowi. Chłopak przebił się tym mieczem na progu domu Narcyza, wzywając bogów, żeby go pomścili.
   Usłyszała tą prośbę Artemida i sprawiła, że Narcyz zakochał się, ale nie mógł zaznać tej miłości.
Napotkał więc kiedyś na swojej drodze jezioro czyste jak srebro, którego wody którego wody nigdy jeszcze nie zmąciło ani ptaki, ani bydło, ani dzikie zwierzęta. Ani nawet gałązki spadające z drzew, które je otaczały. Padł zmęczony na trawę i pochylił się, by zaspokoić pragnienie, kiedy zakochał się we własnym odbiciu.
Początkowo próbował objąć i pocałować pięknego chłopca patrzącego ku niemu z wody, ale wtedy rozpoznał w nim siebie. Odtąd przez długie godziny leżał, wpatrując się w gładką taflę wody.
Jak długo mógł wytrzymać stan w którym się znajdował, posiadał, ale jednak posiąść nie mógł? Żal go trawił, a jednak te cierpienia sprawiały mu przyjemność. Wiedział bowiem, że jego drugie ,,ja", cokolwiek by się nie wydarzyło, pozostałoby mu wierne na zawsze.
   Echo nie wybaczyła co prawda Narcyzowi, ale razem się z nim smuciła i powtarzała ze współczuciem: ,,Niestety! Niestety!", kiedy wbijał sobie sztylet w pierś, i powtórzyła za nim jego ostatnie słowa: ,,Żegnaj, młodzieńcze, na próżno ukochany!".
Krew wsiąkła w ziemię i w tym miejscu wyrosły kwiaty, zwane później narcyzami. Białe, z czerwoną koroną, z których obecnie wytwarza się balsam kojący.

7.04.2015

Inna, a ta sama

Witajcie, amigos! Jestem, już jestem. A jeśli jesteście i wy - skomentujcie.
___________________________

Piper rozejrzała się po domku, oglądając ubrania ułożone według kolorów i starannie pościelone łóżka. Wszystko było w porządku, a jednak w chaosie. Jej myśli błądziły od śladu szminki na lusterku Georgii, po epickie mistrzostwa, po wszechświat, który toczył się za wolno, a jednak byt szybko, by zastanawiać się nad każdym krokiem.
Lacy siedziała na swoim łóżku, odwrócona do siostry plecami, cicha jak mysz polna. Zazwyczaj energiczna dziewczyna, gasła w oczach. Piper bolało coś od środka, nad czym nie potrafiła zapanować.
Zrobiła krok w stronę siostry, której spokoju nie zakłócił nawet charakterystyczny odgłos dżinsu ocierającego się o dżins; wręcz przeciwnie, schyliła się jeszcze bardziej.
 - Hej, Lacy... - Głos Piper był cichy. Lacy podniosła głowę, a wtedy grupowa zauważyła ślady łez na policzkach, których nie zdążyła ukryć.
 - Nie jesteś nią! Nigdy nie będziesz... - krzyknęła i wybiegła, a niewypowiedziane imię zawisła na długo w powietrzu.
Nie będziesz Sileną.
Jej siostra pragnęła jej powiedzieć, że nigdy nie będzie nią i nie będzie wymagać, by kochała ją tak samo.
Nie, to kłamstwo nie chciało przejść jej przez usta.
Bądź sobą, a będziesz mną - cichy głos przyprawiał ją o mdłości. Była zazdrosna, tak zazdrosna, że wmawiała sobie, że kiedyś będzie taka sama; ale ona była inna.
     Leo wyciągnął karteczkę spod łóżka Beckendorfa.
"Powiedz jej, że będzie mną." Zdenerwowany chłopiec zgniótł ją w kulkę i rzucił w kąt pokoju.
Gdzie się podział ten klucz... Reina znów zrobiła mu porządek taki, że był łudząco podobny do bałaganu.
Miał gdzieś słodkie wyznania miłości umarlaków, wystarczy, że widział nieszczęścia żywych. Takie drobiazgi po nieznajomym bracie nic mu nie mówiły. Wszyscy wspominali go tak promiennie, jakby wcale nie umarł i jego dziewczyna też. Chciał być jednym z tych, którzy by go żałowali. Ale on był znajomy; czuł jego zapach w swoim pokoju, jakby go dzielili między sobą - jednocześnie sprawiał wrażenie odległej zmarłej sławy, o których śmierci słychać w radiu, ale go nie znamy.
     Jason zastygł w bezruchu. Piper zacisnęła mu ręce na szyi i zdrętwiał.
Powiedz jej, że jest mną.
 - Jesteś nią - mruknął machinalnie. To głupie, że powtarzał przesłyszenia.
Dziewczyna pocałowała go. Czuł jej słone łzy na chłodnym policzku.
 - Nie.

6.18.2015

Suche łzy

   Osiemnastego sierpnia wszystkie dzieci Nemezis spoglądają na drzwi, które otworzyły się bez uprzedzenia. Nikt nie zapukał. Mają ochotę zemścić się za przerwaną grę w karty, bo teraz już nikt nie pamięta, kto wygrywał.
   Mają w obozie reputację lekkomyślnych, ale pamiętliwych i niedających za wygraną. Ale czy nie przegrali już raz, cztery lata temu? Teraz mieliby świetnego grupowego, a nie nieokrzesaną Elysie, która wygląda, jakby zawarła pakt z diabłem.
Każdy w obozie ma swój talent, który ma w większości przypadków coś wspólnego z boskim rodzicem. Bracia Stoll otworzą wszystkie zamki, Clarisse jest świetna w rzucie oszczepem, a w czym był najlepszy on?
Nikt nie wiedział. Tylko ona.
Dziewczyna spogląda z pogardą na przybysza, który podchodzi do najbliższej ławki i wyciąga z biurka pełen stos papierków, które dla innych nie mają żadnego sensu. Tajemnicza postać wcale nie jest tak zagadkowa, kiedy jej włosy z ciemnego fioletu stają się powoli czerwone, kiedy ciężko siada na krześle.
Nikt jej nic nie mówi.
Zapada głęboka cisza, której nie mają ochoty przerwać nawet bliźniaczy chłopcy, którzy szastali plastikowymi reklamówkami.
Lou Ellen wspomina z goryczą chłopca o ciemnych oczach, które wyglądały dla niej jasno. A potem tylko jedno, kiedy drugie złożył w ofierze. Która matka wymaga, żeby dzieci pozbawiały się dla nich oczu? Czy Hekate jej by tak zrobiła...?
Towarzyszył jej w Armii Kronosa, przekonał ją do opuszczenia Obozu Herosów i domek Hermesa. Był tak bardzo przekonywujący, tak zawzięcie wierzył we własne słowa, że na policzkach Lou pojawiają się łzy smutku i żalu.
 - To będzie nasz dom - mówił. - Matka nigdy nie otrzymała należnej jej czci. Zmienimy to!
Wolałaby stokrotnie pobyt na wyspie Kirke, przynajmniej jej siostra pokazałaby jej kilka przydatnych zaklęć i miała na kim ich próbować. Niestety, Percy Jackson i Annabeth Chase zniszczyli jej azyl, jej dom.
Potem przyszedł satyr, obiecując bezpieczeństwo i nowy dom.
Oczywiście, zanim przyprowadził ją do Long Island zapomniał dodać, że będzie zmuszona mieszkać w domu Hermesa.
Noami zazdrościła, że matka słyszy jej modlitwy. Że faworyzowała właśnie ją.
Miała ciemne oczy, i włosy ni to rude, ni czerwone, ni brązowe, ani blond. Pod wieloma względami przypominała Kirke, jej ukochaną córkę. Lou nie rozumiała, jakie to miało znaczenie. Noami zmierzyła ją wzrokiem.
Lou zobaczyła srebrną aurę, przyciągającą wzrok, majaczącą wokół jej siostry. Przed chwilą zaoferowała jej kuszącą propozycję, ale cena była zbyt wysoka.
 - Możesz być wielką łowczynią, Lou. Wystarczy wyrecytować śluby.
To ostatnie słowa jakie słyszała od swojej przyćmionej zazdrością siostry, kiedy spotkały się twarzą w twarz w tunelu Lincolna. Po dwóch całkiem różnych stronach. Było zbyt późno, by mogła się jeszcze zastanawiać.
Lou Ellen wybrała Ethana Nakamura. I iluzję obietnicy świata z taką samą sprawiedliwością dla wszystkich.
Nienawidzi jak wszyscy widzą w niej zdrajcę. Kiedy widzi Clarisse patrzącą na nią z pogardą, ale czy Chris był lepszy tylko dlatego, że otrząsnął się wcześniej? Nie. Kiedy Drew opiera się chęci przyłożenia jej w policzek, kiedy Pollux zauważa ją idącą akurat przez ćwiczenia łucznicze Willa Solace. Już zaakceptowała zimny wzrok ludzi w domu Nemezis, kiedy czyta listy, których nie ma prawa widzieć nikt poza nią.
   Oni nie powinni tak robić. To po części dzięki niej mogą cieszyć się własnych miejscem na ziemi... i obowiązek złożenia lewego oka w ofierze matce.
I tron z którego może ich sądzić.
Zaakceptowała wszystko, lecz nie brak obecności azjatyckiego chłopca z jego lśniącymi, czarnymi włosami i oczami. Tego, który nauczył ją sztuczek obrony bez pomocy magii. Pozostał po nim tylko proch jedwabnego całunu, który rozwiał się na cztery strony świata.
I przepaść w jej pamięci, która się nie schowa nigdy, zbyt głęboka.
Lou Ellen wybacza Percy'emu Jacksonowi wiele, ale nie to, że nie zapobiegł śmierci Ethana Nakamury.

5.30.2015

Zbyt daleko

Życie jest całkowicie pozbawione sensu.
Jestem cały mokry, a na mojej kurtce brak chociaż jednej suchej niteczki. Polar nasiąknięty wodą jest cięższy. Do tego mój autobus spóźnia się o całe piętnaście minut. Nawet kwadrans stania na deszczu wydaje się najdłuższą chwilą w życiu.
Normalne, spokojne życie jest kuszące. Słodkie i pociągające jak Empuza - która w jednej chwili namiętnie cię całuje, a w drugiej wysysa całą energię, pokazując prawdziwe oblicze. Czy ja nie przypadkiem nie trafiłem na jedną z nich? Chyba nie zauważyłem...
Jason mówi, że jestem antyspołeczny. Wcale nie - to ludzie są antyspołeczni, więc się wyróżniam. Cóż za pycha...
Wszystko zdaje się iść nie tak, inaczej niż powinno, tak jak czarny kot - swoim torem, własną ścieżką.
Szara ulica zdaje się być dłuższa we mgle, wśród oparów samochodów unoszących się w powietrzu. Ledwo widzę światła samochodów.
Jest, nareszcie. Właściwy autobus zatrzymuje się, już nie ważne, że dwadzieścia minut po czasie. Ważne, że w ogóle.
Siadam przy jakiejś chorobliwej staruszce, która zaczepia mnie co chwilę pytaniami o szkołę, imię, rodzeństwo...
 - Miałem siostrę... - Wyglądam przez okno, rzucając ostatnie spojrzenie przystankowi oraz ciemnej ulicy.
Zielona miękka czapka pojawia się niespodziewanie, a jej właścicielka odwraca się i macha zawzięcie, uśmiechając się. Twarz jest znajoma. - Mam siostrę.
Tą jedną, jedyną chwilę wierzę, że tak jest. Nauka mówi, że na świecie istnieje sześć identycznych osób. Czy to przypadek, czy zarządzenie Mojr?
Chcę się wyrwać z pojazdu, ale jest za późno. Jestem już daleko. Zawsze byłem zbyt daleko niej.

5.22.2015

Dlaczego mnie nie ma?

Nikt mnie nie zawalał pytaniami typu "gdzie jesteś?!!!", ale poczułam się zobowiązana napisać coś na temat tego, czym się obecnie zajmuję i zawalam nieco bloga.

  1. W mojej szkole rozpoczął się czas wystawiania ocen, powtórek oraz zaliczeń. Na początku roku szkolnego ubzdurałam sobie, że wreszcie osiągnę upragnione 5.10. Mam obecnie ostatnią szansę, więc nie mogę jej zawalić.
  2. Zajęłam się... pisaniem autorskiego opowiadania! Mam po swojej stronie mamę, wychowawczynię i szkoła trzyma za mnie kciuki. Zatem zawieść ich nie mogę, a zaplanowałam ok. 25 rozdziałów, z czego napisałam na stan dzisiejszy 10. Żeby nie było, że się obijam, wkleję wam kilka fragmentów, trochę losowych, trochę na zaciekawienie.

"Miałam ochotę krzyczeć z bezsilności. I zniszczyć ten cały przeklęty, chory świat. Może jeden, jedyny, ostatni raz? Tylko raz?
Dzielnie utrzymywałam łzy pod powiekami. W końcu byłam na wydziale dramatycznym. My nie mogliśmy pokazywać własnych emocji, tylko udawać i udawać, a kłamać było łatwiej przy otwartej kurtynie i stroju, który był barierą oddzielającą mnie o rzeczywistości."
Bardziej humorystycznie:
- Ress ja cię naprawdę przepraszam…
- Ale Tobias… – Miałam ochotę zakończyć tą szopkę.
- Nie przerywaj mi… Tereso, to wszystko miało być inaczej.
- No, ucisz się! – Byłam już zirytowana. W dodatku Peter i Smok, dwoje chłopców o ciemnej skórze, włosach i oczach, z narzuconymi żółtymi pelerynami wydziału plastycznego, zrobili sobie zabawę i mnie przedrzeźniali.
- Ale Ress…
- Smok, czy tobie się nudzi? Tobias, zamknij się!
Smok, a właściwie Oliver Dragon, zrobił wielkie oczy.
- Mi? Ależ nie… Peter zamknij się. – Wzięłam głęboki oddech, by nie wybuchnąć. Tamten dzień był naprawdę pechowy. Przeklęłam wszystko od Tobiasa zacząwszy przez brązowowłosą Mary i na Smok oraz Piotrusiu Panie skończywszy.
- To zabierz swój nie-wy-plastykowany tyłek i przestań mnie przedrzeźniać. 
Dlaczego takie plagi muszą akurat na mnie spadać? 
Punkt pierwszy: nie dać się wyprowadzić z równowagi. W końcu nie będą mi tu byle plastyki podskakiwać, nawet jeśli to Pan na Smoku. 
Sama zadziwiłam siebie swoim buntowniczym nastawieniem do wszystkiego.
Od tej złości wymyśliłam kilka bezsensownych słów, które jak na zawołanie, zaczęło stosować na co dzień i wszyscy zapomnieli, kto to pierwszy wymyślił – i dzięki Bogu, że tak się stało. 
Ludzie z wydziału dramatycznego zostali się dramami, z muzycznego  – muzykami, a z plastycznego stali się po prostu plastykami. Ortografia ani żadne zasady pisowni nie liczyły się, tylko dobra zabawa.

5.01.2015

Krótko o moich innych blogach

Tak, może znacie "Odmieńców", mają przecież niemal rok, ale...
czy natkneliście się już na...

Sowa zwrotna na spojrzenia

FF "Harry'ego Pottera": Czasy Huncwotów, a główną postacią i zarazem narraratorką jest...
skromna-nie-skromna osoba Dorcas Meadowes. 

 "Inne spojrzenie, którego szukamy. Inny punkt widzenia, łączący się z naszym. Nie ma czegoś takiego, jak miłość czy przeznaczenie - wszystko da się określić przyzwyczajeniem. Czasami tęsknimy za wrogami, który odeszli. Wyzywamy przyjaciół, którzy byli gotowi oddać za nas życie... lecz kto na nas patrzy od początku? My."

Ten wróg nazywa się Żal 

Świeżo upieczone i ozdobione jak przez Peetę bułki w piekarni (wielkie pozdro, jeśli ktoś to pamięta), opowiadanie o Isabelle Lightwood po "Mieście Niebiańskiego Ognia", czyli mniej-więcej w czasie trwania akcji "Tales from Shadowhunter Academy". Oj, skrzywdzę Izzy bardzo...

"Isabelle Lightwood, mimo swojej urody i wdzięku, czuje się wewnętrznie jak staruszka z stoma kotami. 
Wydaje się, że jej życie już nie ma takiego smaku, jak wcześniej. Próbuje ułożyć sobie je na nowo z marnym skutkiem.
Kiedy widzi rodziców w separacji małżeńskiej, a tuż obok Clary z Jacem i Aleca z Magnusem przestaje rozumieć wszystko, co próbował pokazać jej Simon..."
 
 
 
Zapraszam do komentowania i czytania także tamtych opowiadań i ich historii :)

4.01.2015

To jest prawda - opowieść na podstawie faktów - Artukuł na miarę "Olimpijskich Plotek"

Perry Johnson wstał lewą ręką. Może prawą...? Nie miał pojęcia, ponieważ spadł z komina na głowę.
Nagle usłyszał czyjeś kroki. Sennie przekręcił głowę i zobaczył w drzwiach Nico w czarnej, damskiej, seksi bieliźnie.
Pomyślał: "dlaczego nie jest różowa?", ale nagle zdał sobie sprawę, że Nico był w białych stringach.
- Mam zwidy - szepnął cicho sam do siebie. - Co ja wczoraj robiłem?
- Piłeś sok pomarańczowy z kibla - odparł Nico głosem Dionizosa, rozwiewając blond włosy z czarną grzywką.
- Co się tu dzieję małe sukinsyny? - zapytała Annabeth wbiegając do pokoju. A może powiedziała "co się tu dzieje do jasnej cholery"? Nie wiem.
- Być czy nie być? - zapytał Nico łamiącym się głosem, czując na sobie rażący wzrok młodej staruchy. Percy spojrzał na niego dziwnie znad niewidzialnych, różowych okularów.
Nagle z komina wyszedł Hades bez gaci z majtkami i niewidzialnie sobie fapał.
Wziął laptop Pedała wrzucił na niego kilka fajnych fotek, które zrobił w nocy i następnie pokazał zdruzgotanej córce Anteny.
Tej od razu poprawił się humor, który wcale nie był zepsuty, choć był.
Sadie wynurzyła się z jasności mroku, patrząc z obrzydzeniem w ekran i, jedząc tęczę. Smakowała tak świetnie, że kiedy nią rzygała, to znów chciała ją zjeść.
Hades postanowił zaprosić do swojej zabawy herosów obecnych w pomieszczeniu, ponieważ sam nie zaspokajał swoich potrzeb, choć wcale nie był napalony.
 - O ty chuju-muju! - wrzasnął Leo z sikawką w ręku i zaczął oblewać wszystkich w pokoju. - Zapalony mogę być tylko ja!
Do pokoju wbiegła naga Hazel w samej bieliźnie, która była różowa, ale zachęcała swoją czarnością.
 - Mam raka płuc - oznajmiła zdejmując stanik, pod którym miała jeszcze jeden.
Oktawian, który chował się na połową doniczki, której nie było wcale, aż się zdziwił bez zdziwienia.
 - Jaka ubrana nagość... - szepnął głośno.
Oburzona Annabeth podeszła do niego i wymierzyła mu policzek w dupę.
 - Ja jestem najbardziej nagoubraną kobietą na ziemi, a ty prawisz obelgi, które są komplementami tej bezwstydnicy co jest naga pod ubraniem!
 - Annabeth, przepraszam... - krzyknął z suchymi łzami w oczach. - Kocham cię, ropuszko!
I wyciągnął rękę, w której trzymał czarną laskę, która tak naprawdę była różową różdżką w kolorze zielonym.
 - Myślisz, że przekupisz mnie zielonymi cukierkami, które są różowe, ale mają czerwony połysk?
 - Chuje-muje dzikie węże - Percy zaszedł Annabeth od tyłu i, zamykając jej usta dwoma rękami, trzecią chwycił ją w pasie. - Octi, nie masz szans, chociaż spałeś z nią w piątek.
 - Mam większego jaja niż ty! - obruszył się spokojnie trzymając ustami za penisa.
 - Skończcie się bawić zabawkami erotycznymi, wy debilce! - wrzasnęła Rachel, ubrana na złoty, ale niebieski kolor. Stanęła w drzwiach, rozstawiając ręce jak Jezus na krzyżu. - Głoszę wieść, że jeśli nie przestaniecie, Annabeth zaciąży z powietrzem. To będzie bogini, która nas zbawi...
 - Przymknij mordę, ruda blondyno! - wrzasnął Zeus, znikąd się pojawiając z nieba.
 - O ty, serio wiesz wszystko, ZUSie! - klęknęła stojąc i podniosła głowę, wciąż patrząc na podłogę. - Wiesz, że jestem farbowana... Ave ZUS!
Uśmiechnął się smutniejąc i spojrzał dziewczynie w oczy.
 - Ssij mi wąsy - rzucił, goląc brodę.
 - Kto mi zajebał podpaski?! - wtrąciła Jason, wyciągając nogę z brzucha.
Leo na moment zwiesił wzrok, rzucając przerażone spojrzenie po całym pokoju.
 - Sorry, stary... - oznajmił głośnym, ale cichym tonem. - Przy ostatnim razie coś nam nie pykło. Wiesz...
Annabeth trzymana przez Percy'ego uwolniła się z jego uścisku i, wlokąc go za sobą, uderzyła nim o ścianę w sufit.
 - Co tu się kurwa dzieje?! - zapytał Frank, drapiąc się po karku na kolanie.
 - Nie wiem - zamruczała Reyna, rzucając mu się na szyję obok brzucha. - Ale wiem, co się może dziać w moim łóżku pod prysznicem...
 - O ty wredna wróżko! - wrzasnął Oktawian, rzucając się na Franka i jednocześnie waląc Reynę w głowę przy brzuchu.
 - Wal się stara, dwuletnia flądro!
  - A żebyś wiedziała, że jestem UFO!
  - Ok! - odwrzasnęła Allison, wbiegając do pomieszczenia z planu Teen Wolf.
  - Spierniczaj na gruszkę zbierać pietruszkę! - krzyknęła oburzona Hazel, rzucając jej na głowę plastikowe gacie.
  - Ok! - odwrzasnęła zestresowana z nie stresu dziewczyna, wychodząc z wesołym oburzeniem.
  - Och, wiecie. Chcecie tęczy? - zasugerowała Sadie, wyciągając spod pachy miskę żelek, ale bez miski.
  - Nie dzięki mamy cukierki - odrzucił Percy, wyciągając z gatek na ramionach paczkę z prezerwatywami.
Blond czerwona Sadie rozpłakała się i uciekła do ubikacji w stronę łóżka. 
 - Czekaj! - odwrzasnął Percy, zraniony odmówieniem żelków przez samego niego, więc by się pocieszyć zjadł opakowanie z prezerwatyw, a potem rzucił je na łóżko. 
 - Ty deklu! - wrzasnął Nico robiąc się biały, bo między czasie połknął fioletową kredę. - One były używane!
  - Wiem!- odwrzasnął, podniecony zniesmaczeniem. - Lubię to!
  - To teraz bad informejszyn - powiedziała Annabeth, załamując ręce w kolanach. - Dostałeś dislajka od Zeusa na fanpejdżu za ten film ze mną.
Percy, który był wesoły bliski załamania nerwowego, kaktus spadł mu na głowę, i trafił w rękę. 
 - Boski ZUSie! Cóżeś uczynił głupcze w swej mądrości! Przez ciebie idę skoczyć do cudownego Tartaru, w którym jest tak chujowo i miło!
  - Chyba cię rąbło, że znów idziemy do Tartaru dla hajsu dla Gajariry Show! - krzyknęła Annabeth, całując go z pasją, ale bez namiętności w usta przy odbycie. - Umrzemy tam razem!
Nagle zapaliła się ta stodoła, co była centrum dziwkarskim, ponieważ w kominie był też Ares z Nutellą, która była Herą. Ubrana nago wybiegła truchtem przez basen kryty, by oglądać delfiny. 
Cała rzesza zboków zwęgliła się na lekko w tym domu, oblana wodą. 

Informacji o zajściu udzielił: Boczkos, bóg tłustego boczku bez tłuszczu.
Nam jako zaufanym herosom dodał także, że to on dosypał cukru słonego do soku pomarańczowego i ma wszystko nagrane i niestety fragment z cukrem-pudrem i Jasonem Grace w kominie, krzyczącym "jestem krową, dujcie mnie!" się nie zapisał.
_______________________________

Wielkie pozdro dla Julki z Further Stories of Heroses. Bez ciebie to by nie powstało, o nie XD
Miało się to ukazać na Prima Aprilis, ale nie zdążyłam i WiFi mi padło o 9 w nocy :/
Tak tak, kocham Was wszystkich, którzy mieli siłę czytać to na Facebook'u i nie rąbnąć tym w ścianę o sufit.
Wielkie dzięki <3