9.21.2014

04. Niby zwyczajnie

 - Dzień dobry, Mądralo.
To miał być pracowity poranek - Annabeth zaplanowała sobie wstać o świcie, żeby zdążyć omówić pozostałe sprawy z Chejronem, a potem rozmówić się z pozostałymi grupowymi domków.
Jednak, jak na herosa przystało - nic nie szło po jej myśli.
Wszyscy z domku Ateny już wyszli na ćwiczenia, lub załatwiało swoje sprawy, a Chase nadal by smacznie spała, odsypiając ostatnią nieprzespaną noc, gdyby w końcu nie przyszedł Percy.
 - Co... dlaczego tak wcześ...? - Chciała zapytać, ale każde zdanie przerywało ziewnięcie. Powieki nadal kleiły jej się do snu, więc musiała je przetrzeć, żeby obraz był w miarę dobry. - Glonomóżdek?
Syn Posejdona ledwo powstrzymał się od chichotu.
 - Wyspana? - Spytał żartobliwie. Z jakiegoś powodu widok zaspanej Annabeth go śmieszył, ale wiedział, że ona widziała go w takiej sytuacji wiele razy i wtedy wcale nie było jej do śmiechu.
 - Która godzina? - Córka Ateny prawie zerwała się z łóżka, gdy tylko zdała sobie sprawę, że zawaliła.
Percy przez chwilę wymownie udawał, że się zastanawia. Ann patrzyła na niego ze zniecierpliwieniem, a jej oczy pokazywały skrytą chęć go za to udusić.
 - Niech zgadnę... dwunasta?
 - O bogowie, o bogowie...
Syn Posejdona delektował się widokiem, w którym to Annabeth była roztrzepana i biegała w kółko, a on stał spokojnie oparty o ścianę i przyglądał się temu z cichym rozbawieniem - nie na odwrót.
 Annabeth było wstyd, bo zawiodła nawet samą siebie. Pod łóżkiem leżało kilka kartek dotyczących tego i tamtego w Obozie, ale najważniejsze było rozłożenie dyżurów chronienia poszczególnych fragmentów Obozu Półkrwi.
Musiała porozmawiać z każdym grupowym i nie mogła odkładać tego na później, bo mogłyby powstać przeróżne sytuacje. Mogła co prawda rozmawiać z nimi nawet w południe lub po, ale nie z Clarisse. Od jedenastej, do późnego wieczora córka Aresa miała ćwiczenia, a trzeba dodać, że córka Aresa nie znosiła, gdy ktoś jej przeszkadza. Niestety, wieczór Annabeth był zaklepany. Umówiła się z Chejronem na rozmowę o sprawach równie wielkiej wagi, co dyżury.
 - Dobra.
 - Co?
Percy skrzyżował ręce na piersiach. Osiągnął to, co zamierzał. Chciał na chwilę zatrzymać córkę Ateny w miejscu.
 - Ann, po pierwsze, weź głęboki w dech. Po drugie, co się dzieje?
Annabeth wzięła oddech, i spróbowała kilka razy wyjaśnić całą sytuacje swojemu chłopakowi, lecz nieudolnie. Za każdym razem w jakimś momencie musiał poplątać jej się język, bo mówiła stanowczo za szybko.
 - Clarisse... - zakończyła, prawie dysząc. Spojrzała na Percy'ego, który jakimś cudem wyglądał, jakby zrozumiał każde zdanie Annabeth. Skinął znacząco głową.
 - Ja z nią porozmawiam - stwierdził. - Najwyżej wyląduję z głową w kiblu.
Córka Ateny przewróciła teatralnie oczami.
 - Niech ci będzie. W sumie to dzięki, Glonomóżdżku - powiedziała, z nikłym uśmiechem na twarzy.
Miała wrażenie, jakby przed chwilą kamień spadł jej z serca. Rozluźniona, usiadła spokojnie na łóżku. - Ej, skąd to masz?
Percy spojrzał na jogurt, który od jakiegoś czasu trzymał w ręce. Zamierzał go zjeść, ale potem przyszedł do Annabeth i jakoś całkiem o nim zapomniał.
 - Wziąłem od kogoś od Hermesa. To i tak jest lepsze niż to co gotują harpie - wzruszył beznamiętnie ramionami.
 - Uważaj, bo może cię usłyszały - rzuciła Annabeth przez ramię, wychodzą z domku i oddalając się w szybkim tempie.
 - Chcesz?! - Zawołał za nią chłopak, podbiegając do drzwi. Tym razem nie udało mu się jej zatrzymać.
Percy westchnął i spojrzał na jogurt, jakby przechodził żałobę po jakimś członku rodziny. - Trudno, sam go zjem.

* * *

Annabeth czuła się spokojna chociaż w takim stopniu, że miała nadzieję, że jej chłopak nie zapomni zrobić tego, co jej obiecał.
      Wciąż niepewna, musiała spełniać swoje obowiązki.
Zaczęła od domku Demeter, z Katie poszło jak z płatka. Dosłownie. Pod koniec któreś z kwitnących plącz na ścianie domku, o tej porze przekwitało i obsypało ją płatkami.
Następnie udała się do trzynastki i rozmawiała tylko z Connorem, który twierdził, że nie może zawołać brata, bo ten jest ,,bardzo" zajęty. Uzgodniła z nim, że domek Hermesa będzie strażą graniczną w środy, co dwa tygodnie. Młodszy Stoll miała przekazać to Travisowi, ale była prawie pewna, że tego nie zrobi, więc stwierdziła, że przy najbliższej okazji go o tym poinformuje.
W końcu skończyło się na tym, że domek Demeter będzie pilnował granicy w czwartki, Apolla w poniedziałki (Solace stwierdził, że to najlepsza data, bo poniedziałek to najlepszy dzień w tygodniu), domek Afrodyty w piątki. Musiała jeszcze udać się do dziewiątki, domku Hefajstosa, i porozmawiać z Leo, a potem wolny dzień dać swojemu domkowi. Potem może być tylko lepiej z grupowymi pozostałych domków mniejszych bogów.
     Córka Ateny szybko wślizgnęła się do domku Hefajstosa. Już na samym początku zamierzała powiedzieć coś w stylu ,,dzień dobry", lub ,,cześć". Jak się okazało - nie miała komu to powiedzieć. Dziewczyna westchnęła. Jak się domyśliła, wszystkie dzieci boga kowali siedziały w kuźni, jak na nie przystało.
Już na schodach zrobiło jej się duszno, a pod ziemią panowała okropna duchota i było tak gorąco, że oczy Annabeth zaczęły łzawić, a ona sama poczuła wielką chęć jak najszybszego opuszczenia kuźni.
Na dole był ogromny hałas, chociaż nikt nic nie mówił. Wszyscy byli zbyt zajęci swoją pracą, by prowadzić rozmowy. Jednak młoty, maszyny i przeróżne inne narzędzia wystarczały, żeby zrobiło się głośno.
Annabeth przeszła wzdłuż kuźni, przyglądając się z ukosa pracującym dzieciom Hefajstosa, które mimo, że nie podniosły nawet na sekundę głów, sprawiały wrażenie, jakby uważnie śledziły wszystkie poczynania córki Ateny.
Blondynka błądziła wzrokiem, w poszukiwania jednej osoby - Valdeza.
Jego czupryny nie dało się pomylić z żadną inną. Loki, włosy przyklejające się do czoła - przypominające bardziej ptasie gniazdo, niż konkretną fryzurę.
 - Siema, Piękna - Annabeth nie spodziewała się, że ktoś nagle pojawi się z jej prawej strony. Tym bardziej, że prawie nie krzyknie jej do ucha, kiedy ona patrzyła w przeciwną stronę.
 - Valdez... sprawa - udało jej się wykrztusić. Leon zrobił dziwną minę.
 - Co?! - Zawołał, jakby był jakąś starą babcią, która z powodu swojego wieku ma gorszy słuch, lub któryś z bohaterów amerykańskich kreskówek, którzy mają waciki w uszach.
 - Mam do ciebie sprawę - powtórzyła, starając się wymówić każde słowo wyraźniej, niż sama się po sobie mogłaby spodziewać.
 - Mówiłaś coś?
Annabeth przewróciła oczami, lekko poirytowana. Stwierdziła, że to całkiem nie ma sensu i tak nigdy nie dojdą do żadnego wniosku, ani porozumienia.
Chwyciła go z rąbek koszuli, która zapewne powinna być biała, ale tym razem, jak zwykle z resztą, była cała umazana jakimiś smarami i olejami.
 - Ej, Piękna! - Pisnął syn Hefajstosa, a jasnowłosa niewiele się tym przejęła. Zaprowadziła - a wręcz wytargała - go na schody, a później przed domek.
 - Valdez, jest sprawa - oznajmiła. Leo spojrzał na nią z nie kryjąc rozczarowania.
 - To po to wyciągnęłaś mnie aż tutaj? - Spytał z udawanym wyrzutem i smutkiem. - Myślałem, że chcesz powiedzieć, że ci się podobam, albo coś...
 - Valdez! - Warknęła Annabeth z taką siłą, że Leon aż się wzdrygnął. - Chociaż ten jeden, jedyny raz zachowaj się jak przyzwoity człowiek. Naprawdę, mam z tobą ważną sprawę do załatwienia. Uwierz mi, gdybym nie miała takiej potrzeby, nie fatygowałabym tak się.
Syn Hefajstosa zrobił wielkie oczy, ale za chwilę stanął w miejscu i nawet nie odważył się sięgnąć ręką do kieszeni spodni, żeby zająć czymś dłonie. Jego usta zacisnęły się w wąską kreskę, a cała twarz zdawała się być z kamienia.
Córka Annabeth nie potrafiła ukryć swojego zdziwienia, ale jak zwykle szybko otrząsnęła się z szoku i rozpoczęła swoje wyjaśnienia.
 - Po ognisku mówiłam, że będę dziś chodzić i ustalać. Do dyspozycji zostaje środa i sobota. Co wam bardziej odpowiada?
Leo wyglądał, jakby naprawdę się zastanawiał, a po chwili wahania powiedział:
 - Środy.
Annabeth skinęła głową i zanotowała to na brudno na kartce.
 - Kiedy dyżur ma domek Hadesa, Zeusa i Posejdona? - Chłopak był tym naprawdę zainteresowany, chociaż niewiele go to mogła obchodzić. Był przecież tylko zwykłym dzieckiem boga kowali, które nie miało wiele do powiedzenia.
 - Nie wiem... - Córka Ateny szybko przyjrzała się karteczce w notesie, ale nie było na nim nic o dzieciach Wielkiej Trójcy. Prawdopodobnie całkiem o nich zapomniała w tym całym ,,porannym" pośpiechu. Pozostała jeszcze sobota i niedziela do zagospodarowania, z tego jeden dzień na pewno będzie przeznaczony dla domku Aresa (jeśli Clarisse nie będzie robić żadnych fochów), a jeden dla jej rodzeństwa.
Czyli cały plan pierwszego tygodnia został wykonany, a w drugim, składających się z mniejszych domków, prawdopodobnie też nie znajdzie się miejsca dla zaledwie trójki półbogów, z czego jeden z nich nie jest cały czas obecny w Obozie Półkrwi i podróżuje po całym świecie.
Zdała sobie sprawę, że musi jakoś to rozwiązać, więc zaraz udała się do jedynki, pozostawiając Leona samego pod domkiem Hefajstosa. Wcale nie przejmowała się tym chuderlawym synem boga kowali, który zdawał się nie robić nic innego, jak zarywać do wszystkich napotkanych dziewcząt. Gdyby mu pozwolono, pewnie usiłowałby flirtować nawet z Afrodytą albo nawet z samą Herą!
      Celem Annabeth była teraz rozmowa z synem Zeusa, Jasonem. Jako jedyny dzieciak z Wielkiej Trójcy był obecnie dostępny. To wcale nie znaczyło, że był bardzo rozmowny i łatwy do dogadania się. Wręcz przeciwnie, ale to tylko on był pod ręką, kiedy Nico znajdował się gdzieś na cmentarzu na drugim krańcu świata, a Percy miał jakąś misję od niej do wykonania.
Jason Grace był wysokim blondynem, z wspaniale wyrzeźbionym ciałem. Niektórzy mówią, że powinien być marzeniem każdej dziewczyny, ale Annabeth nigdy za nim szczególnie nie przypadała.
Być może to było dlatego, że w ciągu tych wszystkich lat spędzonych w Obozie, wymienili ledwo kilka zdań. Możliwe też, że to było przez to, że wszystkie plotki wśród dziewcząt głosiły, że jest chodzącym ideałem.
            Jasnowłosa zapukała grzecznie do drzwi. Odczekała chwilę, dopóki się nie otworzyły i niepewnie weszła.
 - Jason Grace? - Zapytała niepewnie. Zero odpowiedzi.
Dziewczyna odchrząknęła. - Halo?
 - Och, cześć - odpowiedział ktoś z drugiego końca pokoju.
Annabeth załatwiłaby to o wiele prędzej, gdyby znała bliżej tego nijakiego Jasona Grace'a. W swojej sytuacji, nie bardzo wiedziała, jak powinna się zachować.
 - Przyszłam w sprawie planu dyżurów - oznajmiła. Chłopak natychmiast zerwał się z kanapy.
 - Więc o to chodzi - stwierdził, szybko strzepując okruszki chipsów z fioletowej bluzki, żeby wyjść w dobrym świetle. - Przepraszam, że to wszystko tak wygląda... - omiótł wzrokiem pokój, w którym panowało coś więcej, niż zwykły chaos. Blondynka machnęła tylko na to ręką, chociaż sama przed chwilą stwierdziła, że ten domek nie ma w ten dzień szans na ciepłą wodę pod prysznicem.
 - Chcę się spytać, czy byłbyś w stanie poręczyć za domek Posejdona i Hadesa. Plus, czy mógłbyś w stanie pomóc mi w jednej rzeczy - oświadczyła z kamienną twarzą.
 - Tak?
 - Jak już mówiłam, robię rozkład dyżurów - zaczęła tłumaczenie. Jason pokiwał głową, jakby pokazywał, żeby dziewczyna się trochę pośpieszyła. - Jakoś tak wynikło, że nie wzięłam pod uwagę domków Wielkiej Trójcy, no i nie bardzo mam pojęcie co z nimi zrobić.
Cała dalsza rozmowa doszła szybko do końca i Annabeth ostatecznie wiedziała, że dzieci Posejdona, Zeusa i Hadesa będą prawdopodobnie codziennie pomagać każdemu domkowi przez kilka godzin.
Gdy Annabeth wyszła z jedynki, dopiero wtedy zauważyła, że dzień zbliżał się ku końcowi. Co prawda nie mogła ujrzeć zachodzącego słońca, ale niebo wyglądało, jakby przed chwilą toczyła się na nim bardzo krwawa bitwa. To wskazywało na to, że robiło się późno.
A przecież jasnowłosa córka Ateny była jeszcze umówiona z Chejronem w Wielkim Domu.
Czuła, że ponownie następnego dnia będzie zaspana.

* * *

Wszystko przebiegło szybko i zgrabnie - w pewnej chwili centaur pozwolił Annabeth wracać, gdy tylko zauważył, jak późna była już pora.
Kiedy jasnowłosa wychodziła z Wielkiego Domu, musiało być grubo po dziewiątej, bądź nawet dziesiątej.
Chociaż już ziewała, a nogi zaczynały jej się plątać, chciała jeszcze zobaczyć do domku Posejdona, bo Percy coś jej obiecał.
Kiedy zauważyła, że światła w domku są zgaszone, pomyślała, że zielonooki pewnie musi już spać jak suseł. 
Zapukała - nic. Niepewnie weszła, domek Posejdona w sumie zawsze stał dla niej otworem. 
Dopiero, gdy była w środku zdała sobie sprawę, że jest pusty. 
Pewnie jeszcze wykłóca się z Clarisse - pomyślała blondynka, siadając na łóżku swojego chłopaka i postanawiając, że na niego poczeka.
Jeden... dwa... trzy... cztery... i tak w kółko, kiedy dziewczyna czekała na Percy'ego. No, do pewnego momentu. 
Po dziesięciu minutach - a może dwudziestu? - Annabeth zrobiła się przytłaczająco senna i choć z początku się opierała, jej powieki zaczęły się sklejać do snu. Już nie próbowała z tym walczyć, po prostu zdjęła buty i spodnie i położyła się na łóżku syna Posejdona mając nadzieję, że kroki nadchodzącego Percy'ego ją obudzą. 

* * *

Otworzyła jedno oko, potem drugie. Wszystko było jak zza mgły, a żeby się rozbudzić, przetarła oczy. 
Czuła się trochę niewyspana. 
    Dopiero po chwili zauważyła gdzie się znajduje. Zwykle nie była tak rozkojarzona...
 - Dobrze się spało? - Usłyszała miękki głos.
Minęły jakieś dwie sekundki, kiedy dopiero zdała sobie sprawę, gdzie był Percy. Naprawdę, była bardzo zaskoczona, kiedy zobaczyła go pod łóżkiem...
 - Co ty tam robisz? 
Chłopak obdarzył ją promiennym uśmiechem. Był trochę... dziwny?
 - U góry nie było ani trochę miejsca, tak się rozkładasz... - stwierdził lekko. - Zapamiętam to na przyszłość. 
Annabeth zwiesiła się głową w dół, chcąc się mu lepiej przyjrzeć. Percy natychmiast wykorzystał nadarzającą się okazję i pocałował córkę Ateny w usta. Kiedy skończył, blondynka oblała się szkarłatnym rumieńcem. 
 - Coś jeszcze? - Zapytał Percy, chichocząc. Dziewczyna przewróciła oczami. 
 - Tak - odpowiedziała szorstko, ale naprawdę była trochę rozbawiona. - Wyłaź stamtąd, nie chce mi się wierzyć, że jesteś takim aniołkiem i całą noc spędziłeś na podłodze. 
 - Masz rację - odparł zielonooki po chwili namysłu - przez jakiś czas próbowałem zasnąć tam na górze, ale ty chyba tak mnie kochałaś, że chciałaś mnie zrzucić, Mądralo.
______________________________________________________________________
Rozdział jest zadowalającej długości? Ponad 2200 słów, a poprzednie miały marne (nawet nie pełne!) 1000... 
Tak, wiem, jest nudny - obiecuję, nadrobię to ;-; 
Proszę Was, komentujcie herosi...