6.28.2014

03. Podejrzanie inny

Panie i panowie! Po ponad pół roku przerwy napisałam to... Prawdziwe Zapomniane powracają! Jestem tym taka podjarana... pamięta ktoś może, na czym skończyła się akcja? Bodajże na podróży Rachel do Obozu Jupiter, z tego, co pamiętam... zdecydowałam, że nie będę jej tu pisać, bo to by trwało wieki xD 
Przepraszam, że rozdział taki krótki ):
___________________________________________________

 - Pss... - syknęła Annabeth, potrząsając delikatnie Percym. - Patrz, co znalazłam.
Córka Ateny sprowadziła ze swojego domku mnóstwo starych ksiąg do trójki, by ze swoim chłopakiem poszukać w nich informacji na temat potwora, który od jakiegoś czasu po Obozie Półkrwi.
Percy zasnął już niedługo po rozpoczęciu poszukiwań, za to Annabeth wytrwała dzielnie do trzeciej w nocy.
    Percy nic nie robił sobie z pobudki, tylko nadal spał jak suseł. Blondynka nim potrząsnęła, tym razem z całej siły. Nic.
Zdając sobie sprawę, że zwykłe trzęsienie nic tu nie zdziała, dziewczyna pochyliła się do poziomu śpiącego syna Posejdona - który leżał z głową na stole - i pocałowała go szybko w usta.
Percy zamruczał jeszcze pod nosem coś o smerfach w łazience, wiercąc się przy tym na krześle, aż w końcu otworzył oczy, które miały swoją zwykłą zieloną barwę, przypominającą morską toń. Spojrzał nieprzytomnym wzrokiem na Annabeth i wymamrotał coś na temat tego, jak całuje i gdy tylko zdał sobie sprawę, co powiedział, oblał się szkarłatnym rumieńcem i zaczął się wpatrywać intensywnie w swoje buty.
 - No więc... co znalazłaś? - Zapytał , spoglądając przelotnie na otwartą stronicę książki. Niebieskim - tylko taki był w domku Posejdona - zakreślaczem zaznaczony był pewien fragment tekstu, jednak przez dysleksje i nikłe światło lampki nocnej nie umiał go sam odczytać.
Annabeth zrobiła dumną minę i wzięła księgę do rąk, uważając, żeby jej nie zniszczyć, czy coś w tym stylu.
 - Potwór znany jest z tego, że swoje ofiary morduje niespostrzeżenie, ale boleśnie i makabrycznie. Nikt jak dotąd nie widział jego cielesnego wcielenia. Nazywa się go Da, albo Demionci - dziewczyna widząc, że głowa Percy'ego ponownie bezwładnie opadała, popchnęła go, żeby się rozbudził.
 - Jest czwarta nad ranem... - jęknął chłopak.- Ann, czego ty ode mnie wymagasz..?
Annabeth nie przejęła się specjalnie sprzeciwem syna boga mórz i kontynuowała:
 - Żaden żyjący nie zna jego prawdziwego imienia. Mówi się, że jest takie same, jak imię jego miecza. Istnieje tylko jeden sposób, żeby się go pozbyć. Trzeba wypowiedzieć jego imię.
W domku Posejdona zapadła głucha cisza. Nikt nie odważył się przez pewien czas poruszyć, albo odezwać. Można było usłyszeć nawet odgłosy lasu, do którego nie było jakoś specjalnie blisko. Dwójka półbogów
 - Tylko to znalazłam - powiedziała po chwili milczenia blondynka, wypuszczając z cichym świstem powietrze. Nagle zdała sobie sprawę, jaka była senna. Wcześniej, gdy była pochłonięta poszukiwaniami choćby wzmianki o tajemniczym potworze, jakoś tego nie zauważała.
Nim zdążyła coś dopowiedzieć, co z resztą miało duże znaczenie dla dalszych wydarzeń, opadła ze zmęczenia na ramię chłopaka, który przed dosłownie sekundą znowu zapadł w sen.

* * * 

 - Och - sapnęła blondynka, budząc się opartą o tors syna Posejdona. 
Bała się poruszyć w tej niezręcznej sytuacji, żeby nie obudzić chłopaka. Kiedy się na to ostatecznie zdecydowała, odkryła, że Percy wcale nie śpi. 
 - Która godzina? - Zapytała. 
 - Zdaje się, że będzie około dwunastej - odpowiedział, obojętnie spoglądając przez okno.
Burzliwie szare oczy Annabeth otworzyły się szeroko. Dziewczyna momentalnie wstała z krzesła na równe nogi.
 - Czemu mnie nie obudziłeś?! 
 - Ann... - zaczął poważnie zielonooki - nie spałaś do późna. Sen był ci potrzebny... 
Dziewczynie nie umknął fakt, że słowa wypowiedziane przez jej chłopaka nie pasowały do niego. To nie było w jego stylu. 
Nim zdążyła coś odpowiedzieć, drzwi trójki otworzyły się na oścież. W wejściu stał przyrodni brat Annabeth, Malcolm. 
-  Chase, szukałem cię po całym Obozie - powiedział, sapiąc. Bez wątpienia naprawdę się nabiegał za siostrą. - Chejron zarządził grupowych i... 
W tym momencie syn bogini mądrości zauważył, w jakim stanie była Annabeth. Jej blond włosy były w kompletnym nieładzie, wyglądem przypominały raczej gniazdo ptaków, a nie włosy. Pod oczami widniały ogromne śliwy. 
- Co... co ci się stało? - Zapytał Malcolm zamiast tego, co miał przekazać Ann. Prawie natychmiast zapomniał treść wiadomości. Chłopak spojrzał z ukosa na stertę książek na biurku i prawie tak samo wielką walającą się pod nim. Domyślił się, że jego siostra musiała sterczeć nad nimi do późna. 

* * * 

 - Zebrałem was, żeby... - zaczął tradycyjnie Chejron, spoglądając już zanudzonych grupowych. 
Widząc ich nietęgie miny, natychmiast porzucił swoją zwykłą przemowę. - Kolejny atak. 
Większość ze zgromadzonych Obozowiczów nagle się zainteresowało sprawę. Kilku z nich zerwało się na nogi, a Pollux z domku Dionizosa nawet zachłysnął się wodą z sokiem i dostał czkawki. Tylko Drew nadal ze znudzeniem przyglądała się swoim paznokciom. 
 - Tym razem domek Hekate - kontynuował centaur, przyglądając się grupowej dwudziestki. Ta skinęła smętnie głową. Jej kruczoczarne włosy były w takim samym nieładzie, co Annabeth chwilę wcześniej. 
 - Przebity mieczem nad jeziorem - dodała. - Zdążył się wykrwawić na śmierć, zanim nadeszła pomoc...
Szatynka otarła łzy z policzków wierzchem dłoni. Córka Ateny domyśliła się, że dziewczyna i jej przyrodni brat musieli mieć bardzo dobre relacje. 
 - Musimy być ostrożniejsi... - odezwał się Percy. - Niech lepiej uzbrojone i wyszkolone domki bronią tych słabszych... 
Annabeth przeszył zimny dreszcz. Kolejne zdania tego dnia, które w żaden sposób nie pasowały do jej chłopaka. Nie mógł zmienić się z dnia na dzień, to oczywiste. Tylko... jak inaczej wyjaśnić to zachowanie? 
 - Jackson, nie walnąłeś się czasem gdzieś w ten pusty łeb? - Spytała kpiąco Clarisse. - Bo wielka szkoda, jeśli nie... 
Percy puścił to mimo uszu i najwyraźniej wcale nie przejął się docinkami ze strony córki boga wojny. 
 - Proponuję dać domek Aresa na granicy, tam mogą się naprawdę przydać. Przecież ten stwór nie może się kryć w Obozie, musi pochodzić z zewnątrz.

.Wtedy jeszcze nikt ze zgromadzonych nie miał pojęcia, jak bardzo ta teoria okazała się być myląca...

___________________________________________________
Nie wyszedł nawet w połowie tak, jak miał wyjść...  Nawet, jeśli teraz tego nie zauważacie, dopiero w tym rozdziale zaczyna się akcja xd  To jest Percabeth, więc postanowiłam dać coś z nimi, bo od samego początku nic takiego nie było xPP
 Myślę, że nawet jest okej i proszę o jakieś komentarze (: 
PS: przepraszam za błędy, ale mimo starań dyslektyk pozostanie dyslektykiem... zwłaszcza, gdy ma ADHD i jest mną :/

6.01.2014

Uwięzieni w czasie 1/? [Piper i Jason]

Nie dostałam zbyt wiele propozycji... praktycznie żadnej. Mam nadzieję, że to "coś" się Wam spodoba. ;) Mam w planie jeszcze ok. 2 części - jedna z perspektywy Percy'ego i Annabeth i jedna z Clarisse i Nico :) 
______________________________________________________________
Leo każdemu dał mikrofon ze słuchawkami. Percy, Annabeth, Jason, Piper, Nico oraz Clarisse nieufnie je przyjęli.
- Pamiętajcie, że zawsze jesteśmy w kontakcie - powiedział im. - Dopóki macie środki łączności.
Syn boga kowali otoczył całą grupę przyjacielskim uściskiem, widząc kilka bladych twarzy. Poprowadził ich do metalowego urządzenia własnej roboty, który mieli przetestować. Chłopak chciał stworzyć maszynę przenoszącą w czasie. I chyba mu się udało.
Po kolei każde z jego "królików doświadczalnych" weszło do środka. Było tam duszno i parno, oraz strasznie ciasno. Syn Hefajstosa na kliknął jeden z wielu guzików. Osoby znajdujące się w środku maszyny w mgnieniu oka zniknęły. Leo dopiero wtedy zastanowił się, czy może kliknął właściwy przycisk. W końcu stwierdził, że to nie ma żadnego znaczenia i wzruszył obojętnie ramionami.

* * *

- Co... gdzie jesteśmy? - Piper była wstrząśnięta tym, co zobaczyła. Znajdowała się w jakiejś kabinie i słyszała głośne  odliczanie. 
Trzy... dwa... jeden... Przeźroczyste drzwi otworzyły się, a ona spadła na mokry piasek. Rozejrzała się dookoła. Kilkanaście dzieciaków od około dwunastu lat do szesnastu biegło w jednym kierunku - do czegoś, co przypominało Róg Obfitości. Wśród nich znalazła Jasona, swojego chłopaka. Syn Jupitera gnał ile sił w nogach w stronę Rogu, w którym zobaczyła mnóstwo broni, żywności i innych rzeczy. Czyli tego, co powinno się w nim znajdować. Oglądnęła się po najbliższym terenie. Zobaczyła jeszcze kogoś jej znajomego - Percy i Annabeth usiekali w las, a Clarisse z Nico bronili się włóczniami. 
Rozglądałaby się tak obojętnie, gdyby nie oberwała... siekierą w rękę. Może i ledwo drasnęło, ale jej ramię zrobiło się czerwone od krwi. Syknęła z bólu i znalazła za sobą napastnika. Określiła go jako: typ męski, czarnowłosy i nieznający dobrego wychowania. Czyli tego, że dziewczyn się nie bije! 
Za pewnie tamten chłopak oberwałby od niej, albo by ją zabił tym "ostrym cackiem", gdyby Grace nie uderzył go w plecy. Jej "wybawca" szybko, nie czekając na specjalne pozwolenie szarpnął ją za okaleczone ramię i pociągnął w krzaki.
- Jason, co się dzieje? - zapytała dysząc. Jej chłopak zaciągnął ją w jeszcze głębsze zarośla.
- To są Głodowe Igrzyska... - wytłumaczył. - Pamiętasz, jak oglądaliśmy to razem w domku Zeusa?
- Katniss, Peeta i te sprawy?
Jason skinął nieznacznie głową.
- Nie mamy wiele czasu, trzeba się schować zanim nas zabiją... - powiedział w końcu niepewnie. - Pipes, masz jeszcze Katropis?
Dziewczyna wyciągnęła szybko sztylet.
- Ależ, oczywiście, że go mam - powiedziała dobitnie. Syn Jupitera skinął głową.
Na chwilę zastygnął w bezruchu razem z Piper, a gdy coś poruszyło się w krzakach - uciekli. Uciekali długo, dotarli prawie na sam koniec areny, kiedy zapadł zmierzch.

* * *

Leo wziął łyk ciepłej kawy, rozkoszując się jej zapachem oraz smakiem. Od kilku godzin oczekiwał jakiejś wiadomości od któregoś z jego "królików doświadczalnych", ale nie dostała dotychczas żadnej informacji o tym, co się u nich dzieje. 
- Valdez!
Dwa głosy wykrzyczały jego imię do swoich mikrofonów tak głośno, że syn Hefajstosa podskoczył w fotelu i oblał się gorącym napojem, a jego biała koszula przybrała brązową barwę.
- Percy, Annabeth! - wykrzyknął w odpowiedzi nie przejmując się mokrym ubraniem. Ważniejsze w tamtej chwili było to, że udało mu się nawiązać kontakt z dwójką jego przyjaciół. - Gdzie jesteście? 
- Leo, wysłałeś nas na jakąś grę w zabijanie się nawzajem - zaczęła oskarżycielskim głosem córka Ateny. 
- Dobra, Valdez - powiedział Percy, przerywając swojej dziewczynie. - Wyciąg nas z tego bagna. 
- Na wewnętrznej stronie słuchawek powinien być taki mały guziczek - Leo powoli zaczął wyjaśniać coś synowi Posejdona, a następnie usłyszał szmer poruszonego mikrofonu i głuche kliknięcie. To pewnie Percy albo Ann kliknęli guzik.
- To nie działa! - usłyszał ponownie głos córki bogini mądrości. Syn Hefajstosa podszedł pośpiesznie do swojej maszyny i zauważył na panelu miejsca pobytu jego przyjaciół zobaczył napis "Arena Hogwart". Czym prędzej nacisnął duży, fioletowy przycisk z "Pw", czyli Powrót. Nic się nie wydarzyło. A powinno. 
Żelazne drzwi powinny same się otworzyć, z szóstką półbogów we wnętrzu. 
Następnie przez swoje słuchawki usłyszał krzyk, może nawet wrzask. 
- Annabeth, nie!
Ostatnie, co powiedział sobie w tamtej chwili Leo było: cholera, spieprzyłem. 

* * *

    Cienie zaczęły się powoli wydłużać, każdy szmer wydawał się głośniejszy niż był w rzeczywistości, a co jakiś czas pojawiała się szybka błyskawica. Dwójka półbogów dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że jest głodna i ostatnim ich posiłkiem było śniadanie w Wielkim Domu. Jason na nowo zatęsknił za tamtymi stronami, oraz nawet za Obozem Jupitera i kawiarnią w Nowym Rzymie.
- Patrz, jagody!
Syn króla bogów spojrzał na krzak borówek, który wskazała mu jego dziewczyna. Borowina jak borowina - zielona, aromatycznie pachnąca i obsypana granatowymi owocami.
- Pipes, to nie jest dobry pomysł - powiedział w końcu do córki Afrodyty. Tamta spojrzała na niego dziwnie. - Lepiej spieszmy się ze znalezieniem jakiegoś schronienia. Znając życie, pewnie coś się stanie.
Kiedy już miał ruszyć przed siebie, przeszkodził mu głośny huk. Niebo rozbłysło tak nagle, że Piper zamknęła oczy, oślepiona blaskiem piorunu.
W powietrzu pojawiło się zdjęcia twarzy około dziesięciu lub trzynastu osób. Nie dbał o ich liczbę. Prześledził fotografie wzrokiem, szukając w napięciu jakiejś znajomej twarzy - Percy'ego, Annabeth, Nico albo nawet Clarisse. Kiedy miał już odetchnąć z ulgą, doznał szoku.
  Córka Afrodyty starała się natomiast przypomnieć sobie, co oznaczają owe twarze na niebie. A później powróciło to do mózgu. Podobizny niektórych osób z gry to te, które zginęły w ciągu tego całego dnia. Wśród tych osób rozpoznała tamtego czarnowłosego chłopaka, jakąś rudą dziewczynę, która potknęła się i jakaś inna zabiła ją na jej oczach... Prawda spadła na Piper jak grom z jasnego nieba.
Annabeth i Nico nie żyją. 

______________________________________________________________
Nie jest to bardzo długie, ani nawet dobre... nigdy chyba nie napisałam nic dobrego. Za błędy przepraszam, ale nie jestem dobra w wyłapywaniu ich... 
Nie chcę się kłócić z ludźmi, ale nie kopiuję... Oczywiście, nikt mi nie uwierzy, bo jest "za bardzo podobne" do czegoś angielskiego, czego nie czytałam i możecie mi nie wierzyć - ja mam to daleko gdzieś. 
Dobra, kończę, bo zacznę się denerwować. A więc do zobaczenia w następnym poście (myślę, że skończę do tego czasu Sadico i na zawsze zostawię ten parring w spokoju, jeśli naprawdę tego chcecie) i do moich dwóch-trzech projektów związanych z parringami, które są mało znane, albo w ogóle nic z nimi nie ma, ale mogę powiedzieć Wam jak na razie jedną, tajemniczą nazwę - Anulia. ;)