12.24.2013

SPECIAL "Wywiad z Leo Valdez" odcinek 1

 Każdy bloger ma swój sposób na święta. Ja daje odcinki programu "Wywiad z Leo Valdez"!


Leo: Witamy w pierwszym odcinku naszego programu "Wywiad z Leo Valdez"! Dziś jest z nami sześć osób które czekają na wasze telefony! Udzielać będą w miarę jak wy będziecie się rozkręcać! Naszym sponsorem jest sklep spożywczy pani Jadwigi Green.
Annabeth: Eee,*kaszle teatralnie*  Leo, a może z łaski swojej. Przedstawisz nas?!
Leo: Już, już... *poprawia sobie krawat* Chcę jeszcze dodać, że osoby odbierające wasze połączenia to: Oktawian, Clarisse, Annabeth, Rachel, Percy i Piper. Pamiętajcie, dzwonić z domowych chyba że macie dość życia herosi!
Clarisse: Czy ktoś tu mówi o końcu?!
Rachel: Głucha jesteś? Jak Cię potwory zeżrą to koniec gry, tak jak na trybie Hardkorze w Minecrafcie!
Piper: Co to ten majkraft?
Rachel: *faceplam*
Percy: Ludzie mamy pierwsze połączenie! Do tego z San Francisco!
Leo: Gościu, co myślisz o tym, że Percy i Annabeth spadli do Tartaru?
Gość 1: Gdybym to ja to pisał, wszyscy byście byli martwi.
Leo: Z kim mamy przyjemność?
Gość 1: Sam Pan Kronos z góry Tam.
Leo: *gwiżdże*
Percy: Kto go dopuścił do programu?!
Annabeth: ... Ty Glonomózdżku ...
Leo: Oktawian! Masz dalej tą maskotkę dla pierwszego gościa?
Oktawian: Jaką maskotkę?
Leo: Tę, co dałem Ci wczoraj.
Oktawian: O to ci chodzi? *podaje Leonowi jakieś strzępy*
Leo: Bogowie! Okti weź nie rób nic bez mojej zgody!
Oktawian: Czabyło mówić.
Piper: Ktoś dzwoni, ktoś dzwoni! *piszczy* O bogowie, ktoś dzwoni!
Clarisse: To weź odbierz, a nie zachowuj się jak córka Afrodyty!
Piper: Ale ja jestem córką Afrodyty!
Annabeth: ...
Percy: Odbierać, bo mu kartę wyczyścimy!
Oktawian: Właśnie!
Percy: Uderzyłeś się mikrofonem?
Oktawian: ...
*Piper odbiera*
Gość 2: Dzień dobry, czy można coś oświadczyć?
Leo: A proszę bardzo!
Oktawian: Powinieneś być martwy!
Gość 2: żyję, wróciłem z podziemi. Niczym Hazel! Podziękuj ode mnie Pana di Angelo! A teraz wracaj i walcz!
Rachel: Oktawian! Kto to jest?
Oktawian: Dubby.. Jeden z twoich pluszaków...
Rachel: Obiecuję...
Leo: Kochani, musimy kończyć audiencje... Do zobaczenia w odcinku drugim!
Rachel: Obiecuję, jeszcze z tobą skończę!
_____________________________________________________

Wszystko wymyślone na ostatnią chwilę... Miało być śmiesznie.. A jest samo dno.. Cóż, jeśli będziecie chcieli zrobię odcinek drugi.

12.21.2013

02. Iryfon do Rzymian.

Po pojawieniu się Helen w Obozie zapanowała jakaś napięta atmosfera.
Jedyną osobą, która nie miała tego przeczucia był nie kto inny jak Leo. Ciągle z nią gadał i spędzali ze sobą mnóstwo czasu grzebiąc w Bunkrze 9.
    Od zamordowania Jack'a nikt nie zginął, ale wszyscy trzymali się na baczności. Aż do pewnego wtorku, gdy to Leon o ósmej wieczorem oświadczył, że robią imprezę.
Pobiegł do Bunkru 9 i wytaszczył z niego jakieś stare radio. Gdy zaniósł je do miejsca imprezy, jakim był teren koło ogniska, zawołał jakiegoś syna Apollo by włączył sprzęt.
 - Starszej maszyny się nie dało? - Spytał Mike, gdy włączył radio.
 - Wybacz stary, tylko to mamy - odparł Leo, rozkładając teatralnie ręce.
Na dźwięk muzyki momentalnie wszyscy jęknęli.
 - Ludzie co tak drętwo?! Straszne z was kołki!
 - Wszyscy giniemy, a ty jeszcze imprezę robisz! - prychnął jakiś syn Afrodyty, a jego rozpromienione w żalu rodzeństwo mu zawtórowało.
     Jednak nici z imprezy...
* * *

 - Musimy wysłać kogoś po posiłki - powiedział z westchnieniem Chejron do Annabeth.
Stary centraur jeszcze nigdy zdaniem Annabeth nie wyglądał tak staro. Siwe włosie zrobiło się przytłaczająco szare, a twarz nie okazywała żadnego uczucia znanego córze bogini mądrości. Żal, smutek i wrogość.
 - Ale Chejronie... - zaczęła dziewczyna, bezradnie kręcąc głową. Coś podobnego mówiła od dwudziestu minut - kogo niby wysłać i gdzie?
 - Ostatnio, moja droga, gdy pojawił się ten demon... To wtedy Greccy herosi musieli współpracować z po raz pierwszy z Rzymianami.
    Jasnowłosej otworzyły się szeroko oczy, kiedy zrozumiała, co centaur miał na myśli, mówiąc to.
 - Chwila... Chcesz przez to powiedzieć, że istnieją też Rzymscy bogowie?
 - Otóż to - powiedział Chejron, przypominając sobie jaką spostrzegawczością dysponowała córka Ateny, mimo jej młodego wieku - są tymi samymi co nasi, zmieniają tylko wygląd i imiona gdy pojawiają się w ich Obozie.
 - Co? To jest drugi Obóz? - mimo jej miny wyglądała na mniej zdziwioną, niż była w rzeczywistości.
 - A czyż to nie powiedziałem tego przed chwilą? - Spytał Chejron. Machnął delikatnie ręką.
 - No dobrze... ale niby kogo wysłać po posiłki?
 - Co powiesz na pannę Dare? - kąciki jego ust wyniosły się nieznacznie w górę.
     Nawet nie wspomniał o tym, co Rzymianie zrobili, aby zakończyć trwający lata traktat.

* * *

Rachel siedziała w swojej jaskini zastanawiając się co takiego czeka ją w Nowym Rzymie. Na pewno nie będzie to miłe powitane, jeśli nie zapowie takiej wizyty. Chejron ostrzegł ją o tym wcześniej.
Westchnęła. Nie chciało jej się dzwonić Iryfonem, sądziła, że pewnie nikt nie odbierze. Ze szkatułki leżącej na małym stoliku wyciągnęła jedną złotą drachmę, rzuciła ją we mgłę.
 - O Iris bogini tęczy, przyjmij moją ofiarę... - zaczęła tradycyjną formułką, ale w połowie zdania zdała sobie sprawę, że nie wiedziała kto właściwie jest adresatem, centaur nie podał jej żadnej konkretnej osoby - ee, ktoś z Obozu Jupiter.
Nie była pewna, czy nie trzeba znać chociaż imienia osoby, do której się dzwoni przez tą "boską komórkę".
Lecz na szczęście zadziałało. Pojawiła się zamglona postać jakiegoś strasznie chudego chłopaka, który trzymał sztylet... nad pluszowym miśkiem.
    Tak, Rachel co do tego, że chłopak nie jest całkiem normalny nie miała najmniejszych wątpliwości.
Gdy zdał sobie sprawę, że ktoś przygląda mu się, odłożył niepewnie sztylet na posadzkę i obrócił głowę.
Krzyknął, gdy zobaczył twarz dziewczyny w kłębie mgły.
Rzymianie nie używali Iryfonu, to było przewidywalne jak śnieg w grudniu. Tamten chłoptaś wyglądał na zdziwionego, ale jego zdumienie mieszało się ze strachem.
 - Kim jesteś? - Zapytał nieufnie chłopak, podchodząc bliżej. Był wysoki, ale bardzo chudy, sama skóra i kości. Twarz okazały mu prawie białe blond włosy, a kiedy był naprawdę blisko rudowłosa zauważyła mdłe błękitne oczy.
    Rachel wzięła głęboki wdech zanim zaczęła mówić, żeby wyrazie czego nie zatrzymać się w pół zdania.
 - Jestem Rachel Elizabeth Dare i chcę widzieć się z twoim dowódcą - odparła rudowłosa,, dumnie wypinając pierś. Fakt, że wybrali akurat ją, był dla niej jak pierwsze miejsce w konkursie plastycznym, gdy miała pięć lat.
 - REYNAAA! Ktoś do Ciebie! - Zawołał chłopak, a w kilka sekund pojawiła się czarnowłosa dziewczyna. Wyglądała tak jak pretor, o których dowiedziała się od Chejrona.
 - Mam nadzieję, że Oktawian nie zrobił zamieszania - powiedziała zwracając się bardziej do tego chuderlaka niż do Rachel.
Chłopak posłał Reynie mordercze spojrzenie.
 - Z łaski swojej, idź - warknęła na niego, a on najwyraźniej obrażony wyszedł ze świątyni Jupitera - no więc, skąd jesteś?
 - Dzwonię do was z Obozu Herosów - odparła rudowłosa.
 - Obóz Herosów... to ten Grecki? - Rachel skinęła głową nieznacznie. - Ale po co?
 - Nasz Obóz ma kłopoty.. - zaczęła - Chejron chciał nawiązać sojusz.
 - Sojusz? - Spytała zdziwiona Reyna. Jakiś czas negocjowały, co robić. W końcu dziewczyna zmarszczyła brwi, podejmując decyzję:  - Dobrze, układ jest taki: ty będziesz u nas przez tydzień, jeśli nabierzemy do Ciebie zaufania, wyślę do was posiłki.
Wyraźnie było widać, że nie była do końca pewna swojej decyzji. Wyszła z pomieszczenia, a Oktawian już zdążył wrócić.
On i Rachel rozmawiali przez chwilę, wymieniając się różnymi, nie znaczącymi faktami i informacjami.
 - Ładna jesteś - powiedział później, uśmiechając się. Rudowłosa dziewczynka podniosła brwi oniemiała.
 - Słucham?
    Machnęła ręką przerywając połączenie. Rachel opadła z westchnieniem na łóżko.
 - O bogowie... Czemu to mnie wysyłają do tego wariatkowa?
Dziewczyna już nie była taka dumna ze swojej specjalnej misji. Ta cała sprawa zaczęła napawać ją niepokojem. Ten cały Oktawian był naprawdę jakiś dziwny, szczerze mówiąc.

* * *

- Okej, Oktawian, a co w Jupiter? - Zapytała Rachel, uśmiechając się nieznacznie.
- Poza tym, że Reyna rozbiła głowę to nic szczególnego - odpowiedział z dystansem chłopak, chowając swój sztylet do pochwy.
- Ale, że jak rozbiła głowę? - zapytała ponownie rudowłosa.
- Normalnie - mruknął blondyn, przewracając oczami - a co u ciebie?
- Dziś robią mi ucztę pożegnalną, a nie będzie mnie przecież tydzień...
Cienkie usta Oktawiana wykrzywiły się w krzywym grymasie.
- Powinnaś się cieszyć - odparł z urazą. - O mnie to nikt nie pamięta.
- Niby czemu? - spytała Dare kolegę po fachu. Chłopak wskazał kciukiem na kępkę waty z rozprutych pluszaków. Coś, czego Rachel nie rozumiała.
- Gdybyś i ty miała to robić też tak byś miała - powiedział z przekąsem - ależ nie, ty jesteś wyrocznią!
- Weź przestań! - Burknęła. Gotowało się w niej. Ten koleś naprawdę ją wkurzył tym tekstem. Zagrzmiał grom.
Ta, świątynia rzymskiego Zeusa. Rachel machnęła ręką, przerywając połączenie.
No nie. Znała faceta niecałe dwa dni i już sprzeczka... Ludzie, skąd ona to znała? Ach tak, tak jest z każdym innym!
Miała ochotę mu przywalić. Jednak, jakby druga połowa jej chciała go przytulić jak małe dziecko, które potrzebuje odrobiny uczucia, żeby stać się licznym aniołkiem.
Bogowie! Co się ze mną dzieje? Jesteś wyrocznią Rachel, ogar. Koniec, ale to nie zabrania myślenia, no nie? - Powiedziała sama do siebie.
Rachel zastanowiła się przez chwilę. Oktawian był całkiem znośny. Do czasu. Znała go tylko dwa dni i już zdarzyła się sprzeczka. Wiedziała, że jeśli to się zdarzy jeszcze kilka razy, może zawieść wszystkich przyjaciół.
Później poszła na ucztę pożegnalną, która była kompletnym niewypałem. Tak bardzo, jak ostatnia impreza Leo.

* * *

Następnego ranka rudowłosa obudziła się z uprzykrzający życie, bólem głowy. Jest dziewiąta rano, a ona jeszcze tu! Szybko się ubrała, zarzuciłam na ramiona kurtkę, którą jakiś czas temu pożyczyła od Nico, i w pośpiechu wybiegła ze swojej jaskini.
 - To ona jeszcze tu? - Zawołał ktoś z daleka.
    Rachel dobiegła do granicy Obozu Półkrwi. Czekała tam na nią Helen.
 - Ty wiesz, że czekałam dwie godziny? - Zapytała dziewczynka.
_____________________________________________________________
Jak myślicie, dobrze mi pójdzie kontynuowanie tej historii? :) 

12.16.2013

01. Nowa w Obozie.

Tydzień po powrocie Percy'ego do Obozu zaczęły dziać się rzeczy niemniej dziwne jak Ares na dyskotece co zdarzyło się w któryś piątek.
Podczas bitwy o sztandar zginął jeden obozowicz, ściślej mówiąc, obozowiczka. Nikt jednak z jakiejkolwiek drużyny nie przyznaje się do faktu, że przebił ją na wylot i zostawił ją nabitą na włócznie w środku lasu, na dodatek u żadnego obozowicza nie brakuje broni. Jedyna odpowiedz jaka się nasuwa Chejronowi, to fakt, że to żaden z obozu czyli wróg. Ale kto? Doszło też do innej sytuacji: dwa dni temu chłopak od Apolla został znaleziony we własnym łóżku, w plamie krwi, najprawdopodobniej został zasztyletowany. Kto to robi? Po co? To pytania które zadaje sobie teraz każdy obozowicz.

* * *

Dwudziesta trzecia w nocy, do domku Ateny niczym cień wchodzi człowiek. Nie, to nie jest człowiek. To bezcielesna istota, demon.
Czarnowłosa dziewczyna siedzi przy biurku i energicznie coś rysuje. Nie słyszy kroków, bo nikt nie chodzi. Stwór unosi się dwa cale nad podłogą. Bezcielesny demon w ręku dzierżawi miecz. Nie, nie w ręku on unosi się w powietrzu.
Pół minuty, wrzask i dziewczyna ginie. Wszystkie dzieci Ateny gwałtownie zostają obudzone.
Oto, co widzą: swoją siostrę pochyloną nad kartką i z jej głowy kapią krople czerwonej krwi. Została przebita na wylot, a w czaszce wciąż tkwi spiżowa broń. Kilka zduszonych okrzyków, a ktoś woła: gdzie jest Chejron?!
Tylko Annabeth podeszła na tyle blisko, by móc wyciągnąć spod niej kartkę z rysunkiem. Na nim był potwór jakiego w życiu nie widziała. Był praktycznie mgłą uformowaną niezdarnie w iście prymitywny kształt.

* * *

- Kolejne morderstwo Chejronie - oznajmiła Chase.
- Kto tym  razem? - spytał Chejron.
- Alice Win - odparła - córka Ateny.
- Jak to się stało? - Chejron drążył temat dalej.
- Nie mamy pojęcia, wszyscy spali - odpowiedziała niezbyt dumna z tego faktu. - Ale narysowała to.
Podała Chejronowi dzieło Alice, ten sam na którym był ów potwór.
Rysunek był nico rozmazany przez krew córki Ateny, ale dalej był wystarczająco wyrazisty.
Widząc stwora jaki był na obrazku centaur westchnął.
- Myślałem, że to coś będzie jeszcze przez parę dobrych tysiącleci gotować się w Tartarze... - mruknął do siebie, a Annabeth dopiero teraz zauważyła, że Chejron wyglądał naprawdę staro.
- Co to jest? I skąd Alicja wiedziała, że to on? - Spytała na dobre zaciekawiona.
- Och, to nie ma nazwy. Imię może otrzymać tylko cielesny potwór, ale w tych czasach nazywacie coś takiego demonem - odparł. - Ale jeśli chodzi o Alicję... Ona była uważana za nie zdrową na umyśle i dobrze o tym wiesz. Bardzo możliwe, że miała wizję i postanowiła nam to przekazać jako jego owy portret.
- Ale Chejronie... - zaczęła Annabeth - jeśli nie ma imienia... To jak mamy na to mówić? Bo, potwór można powiedzieć na każdego potwora...
- Otóż to - podsumował Chejron - to ono sprawia, że my, pół-potwory stajemy się prawdziwymi potworami. Centaury, cyklopi, hydry, sfinksy i inne postacie nie widoczne, a przynajmniej tak czy inaczej dla zwykłych śmiertelników...
Ni stąd, ni zowąd, nagle otworzyły się na oścież i do pokoju wpadł Percy wywijając Orkanem, za nim wbiegła do Wielkiego Domu krótko obcięta szatynka z miodową cerą i żrąco niebieskimi oczami. Miała wyciągnięty złoty sztylet.
- Co się stało? - Spytała Annabeth, gdy zdołała wszystko ogarnąć w swoim umyśle - I Glonomóżdżku... kto to jest?
- Eee... To jest Helen - przedstawił dziewczynę - a stało się to, że kolejny obozowicz został zamordowany, lecz tym razem ktoś to widział. Mówi, że widział sam napięty łuk z strzałą na cięciwie oraz na około była mgła. Chejronie, kto to może być?
- Och, właśnie rozmawiałem o tym z Annabeth, to pierworodna wersja potwora, dusza albo demon. Powinien smażyć się w Tartarze jeszcze przez dobre stulecia lub tysiąclecia - niczym na zakończenie przeklną pod nosem po staro grecku.
- No dobrze, ale jak się nazywa? - spytał Percy.
- Rzecz w tym Glonomóżdżkum, że tak owego imienia to on nie posiada - wtrąciła Ann.
- Demionci... - mruknęła Helen a Annabeth podniosła pytająco prawą brew - u nas to określenie znaczy "bezcielesny".
- Jak u "was"? - spytał Percy, a Annabeth wygląda tak, jakby chciała krzyknąć "ja to miałam powiedzieć!", jednak w porę ugryzła się w język.
- Nie mam pojęcia - odparła szatynka wzruszając ramionami. - Nie pamiętam nic z przeciągu ostatnich dwóch dni...
- Czyli, że masz amnezje? - Zapytała córka Ateny, chcąc teraz wyprzedzić Percy'ego. Helen skinęła nieznacznie głową.
- Nie wiem. Nie znam się, ale to brzmi tak, jakbym to miała.
- Czy będziemy tu tak stać czy pójdziemy zobaczyć co zaszło? - Spytał Chejron znudzony już przysłuchiwaniu się rozmowie nastolatków.
- A jest jakieś inne wyjście? - spytała Annabeth.
- Tak, jeśli nie chcesz zniszczyć sobie psychiki - odparła Helen.
- Uwierz mi, widziałam martwą siostrę.
- Ktoś z domku Ateny został zamordowany? - Percy chyba spadł z Olimpu. To było tak oczywiste...
- Lepiej już chodzimy - Chejron uciął dyskusję.

* * *

Na arenie zebrała się grupka gapiów chcących zobaczyć co się stało. Widok był makabryczny.
Ktoś przeszył chłopaka dwoma strzałami. Jedna w serce, druga w głowę.
Ofiarą był Jack, syn Hermesa. Leżał na trawie w poplamionej krwią pomarańczowej obozowej koszulce i strzałą w głowie i klatce piersiowej.
Lepszej śmierci nie mógł po prostu sobie wymarzyć. Ciekawe, gdzie trafił... Mniejsza z tym. Widok był naprawdę przygnębiający.
Jakaś córka Hekate płakała, a druga (zdaje się córka Iris) próbowała ją udobruchać, ale nic z tego. Tamta nadal płakała, nawet zdaje się, że więcej.

____________________________________________________________

Bosz. Wszystko poprawiam. xD Drugi rozdział zostanie połączony z trzecim, jeśli dobrze myślę. ;)