12.21.2013

02. Iryfon do Rzymian.

Po pojawieniu się Helen w Obozie zapanowała jakaś napięta atmosfera.
Jedyną osobą, która nie miała tego przeczucia był nie kto inny jak Leo. Ciągle z nią gadał i spędzali ze sobą mnóstwo czasu grzebiąc w Bunkrze 9.
    Od zamordowania Jack'a nikt nie zginął, ale wszyscy trzymali się na baczności. Aż do pewnego wtorku, gdy to Leon o ósmej wieczorem oświadczył, że robią imprezę.
Pobiegł do Bunkru 9 i wytaszczył z niego jakieś stare radio. Gdy zaniósł je do miejsca imprezy, jakim był teren koło ogniska, zawołał jakiegoś syna Apollo by włączył sprzęt.
 - Starszej maszyny się nie dało? - Spytał Mike, gdy włączył radio.
 - Wybacz stary, tylko to mamy - odparł Leo, rozkładając teatralnie ręce.
Na dźwięk muzyki momentalnie wszyscy jęknęli.
 - Ludzie co tak drętwo?! Straszne z was kołki!
 - Wszyscy giniemy, a ty jeszcze imprezę robisz! - prychnął jakiś syn Afrodyty, a jego rozpromienione w żalu rodzeństwo mu zawtórowało.
     Jednak nici z imprezy...
* * *

 - Musimy wysłać kogoś po posiłki - powiedział z westchnieniem Chejron do Annabeth.
Stary centraur jeszcze nigdy zdaniem Annabeth nie wyglądał tak staro. Siwe włosie zrobiło się przytłaczająco szare, a twarz nie okazywała żadnego uczucia znanego córze bogini mądrości. Żal, smutek i wrogość.
 - Ale Chejronie... - zaczęła dziewczyna, bezradnie kręcąc głową. Coś podobnego mówiła od dwudziestu minut - kogo niby wysłać i gdzie?
 - Ostatnio, moja droga, gdy pojawił się ten demon... To wtedy Greccy herosi musieli współpracować z po raz pierwszy z Rzymianami.
    Jasnowłosej otworzyły się szeroko oczy, kiedy zrozumiała, co centaur miał na myśli, mówiąc to.
 - Chwila... Chcesz przez to powiedzieć, że istnieją też Rzymscy bogowie?
 - Otóż to - powiedział Chejron, przypominając sobie jaką spostrzegawczością dysponowała córka Ateny, mimo jej młodego wieku - są tymi samymi co nasi, zmieniają tylko wygląd i imiona gdy pojawiają się w ich Obozie.
 - Co? To jest drugi Obóz? - mimo jej miny wyglądała na mniej zdziwioną, niż była w rzeczywistości.
 - A czyż to nie powiedziałem tego przed chwilą? - Spytał Chejron. Machnął delikatnie ręką.
 - No dobrze... ale niby kogo wysłać po posiłki?
 - Co powiesz na pannę Dare? - kąciki jego ust wyniosły się nieznacznie w górę.
     Nawet nie wspomniał o tym, co Rzymianie zrobili, aby zakończyć trwający lata traktat.

* * *

Rachel siedziała w swojej jaskini zastanawiając się co takiego czeka ją w Nowym Rzymie. Na pewno nie będzie to miłe powitane, jeśli nie zapowie takiej wizyty. Chejron ostrzegł ją o tym wcześniej.
Westchnęła. Nie chciało jej się dzwonić Iryfonem, sądziła, że pewnie nikt nie odbierze. Ze szkatułki leżącej na małym stoliku wyciągnęła jedną złotą drachmę, rzuciła ją we mgłę.
 - O Iris bogini tęczy, przyjmij moją ofiarę... - zaczęła tradycyjną formułką, ale w połowie zdania zdała sobie sprawę, że nie wiedziała kto właściwie jest adresatem, centaur nie podał jej żadnej konkretnej osoby - ee, ktoś z Obozu Jupiter.
Nie była pewna, czy nie trzeba znać chociaż imienia osoby, do której się dzwoni przez tą "boską komórkę".
Lecz na szczęście zadziałało. Pojawiła się zamglona postać jakiegoś strasznie chudego chłopaka, który trzymał sztylet... nad pluszowym miśkiem.
    Tak, Rachel co do tego, że chłopak nie jest całkiem normalny nie miała najmniejszych wątpliwości.
Gdy zdał sobie sprawę, że ktoś przygląda mu się, odłożył niepewnie sztylet na posadzkę i obrócił głowę.
Krzyknął, gdy zobaczył twarz dziewczyny w kłębie mgły.
Rzymianie nie używali Iryfonu, to było przewidywalne jak śnieg w grudniu. Tamten chłoptaś wyglądał na zdziwionego, ale jego zdumienie mieszało się ze strachem.
 - Kim jesteś? - Zapytał nieufnie chłopak, podchodząc bliżej. Był wysoki, ale bardzo chudy, sama skóra i kości. Twarz okazały mu prawie białe blond włosy, a kiedy był naprawdę blisko rudowłosa zauważyła mdłe błękitne oczy.
    Rachel wzięła głęboki wdech zanim zaczęła mówić, żeby wyrazie czego nie zatrzymać się w pół zdania.
 - Jestem Rachel Elizabeth Dare i chcę widzieć się z twoim dowódcą - odparła rudowłosa,, dumnie wypinając pierś. Fakt, że wybrali akurat ją, był dla niej jak pierwsze miejsce w konkursie plastycznym, gdy miała pięć lat.
 - REYNAAA! Ktoś do Ciebie! - Zawołał chłopak, a w kilka sekund pojawiła się czarnowłosa dziewczyna. Wyglądała tak jak pretor, o których dowiedziała się od Chejrona.
 - Mam nadzieję, że Oktawian nie zrobił zamieszania - powiedziała zwracając się bardziej do tego chuderlaka niż do Rachel.
Chłopak posłał Reynie mordercze spojrzenie.
 - Z łaski swojej, idź - warknęła na niego, a on najwyraźniej obrażony wyszedł ze świątyni Jupitera - no więc, skąd jesteś?
 - Dzwonię do was z Obozu Herosów - odparła rudowłosa.
 - Obóz Herosów... to ten Grecki? - Rachel skinęła głową nieznacznie. - Ale po co?
 - Nasz Obóz ma kłopoty.. - zaczęła - Chejron chciał nawiązać sojusz.
 - Sojusz? - Spytała zdziwiona Reyna. Jakiś czas negocjowały, co robić. W końcu dziewczyna zmarszczyła brwi, podejmując decyzję:  - Dobrze, układ jest taki: ty będziesz u nas przez tydzień, jeśli nabierzemy do Ciebie zaufania, wyślę do was posiłki.
Wyraźnie było widać, że nie była do końca pewna swojej decyzji. Wyszła z pomieszczenia, a Oktawian już zdążył wrócić.
On i Rachel rozmawiali przez chwilę, wymieniając się różnymi, nie znaczącymi faktami i informacjami.
 - Ładna jesteś - powiedział później, uśmiechając się. Rudowłosa dziewczynka podniosła brwi oniemiała.
 - Słucham?
    Machnęła ręką przerywając połączenie. Rachel opadła z westchnieniem na łóżko.
 - O bogowie... Czemu to mnie wysyłają do tego wariatkowa?
Dziewczyna już nie była taka dumna ze swojej specjalnej misji. Ta cała sprawa zaczęła napawać ją niepokojem. Ten cały Oktawian był naprawdę jakiś dziwny, szczerze mówiąc.

* * *

- Okej, Oktawian, a co w Jupiter? - Zapytała Rachel, uśmiechając się nieznacznie.
- Poza tym, że Reyna rozbiła głowę to nic szczególnego - odpowiedział z dystansem chłopak, chowając swój sztylet do pochwy.
- Ale, że jak rozbiła głowę? - zapytała ponownie rudowłosa.
- Normalnie - mruknął blondyn, przewracając oczami - a co u ciebie?
- Dziś robią mi ucztę pożegnalną, a nie będzie mnie przecież tydzień...
Cienkie usta Oktawiana wykrzywiły się w krzywym grymasie.
- Powinnaś się cieszyć - odparł z urazą. - O mnie to nikt nie pamięta.
- Niby czemu? - spytała Dare kolegę po fachu. Chłopak wskazał kciukiem na kępkę waty z rozprutych pluszaków. Coś, czego Rachel nie rozumiała.
- Gdybyś i ty miała to robić też tak byś miała - powiedział z przekąsem - ależ nie, ty jesteś wyrocznią!
- Weź przestań! - Burknęła. Gotowało się w niej. Ten koleś naprawdę ją wkurzył tym tekstem. Zagrzmiał grom.
Ta, świątynia rzymskiego Zeusa. Rachel machnęła ręką, przerywając połączenie.
No nie. Znała faceta niecałe dwa dni i już sprzeczka... Ludzie, skąd ona to znała? Ach tak, tak jest z każdym innym!
Miała ochotę mu przywalić. Jednak, jakby druga połowa jej chciała go przytulić jak małe dziecko, które potrzebuje odrobiny uczucia, żeby stać się licznym aniołkiem.
Bogowie! Co się ze mną dzieje? Jesteś wyrocznią Rachel, ogar. Koniec, ale to nie zabrania myślenia, no nie? - Powiedziała sama do siebie.
Rachel zastanowiła się przez chwilę. Oktawian był całkiem znośny. Do czasu. Znała go tylko dwa dni i już zdarzyła się sprzeczka. Wiedziała, że jeśli to się zdarzy jeszcze kilka razy, może zawieść wszystkich przyjaciół.
Później poszła na ucztę pożegnalną, która była kompletnym niewypałem. Tak bardzo, jak ostatnia impreza Leo.

* * *

Następnego ranka rudowłosa obudziła się z uprzykrzający życie, bólem głowy. Jest dziewiąta rano, a ona jeszcze tu! Szybko się ubrała, zarzuciłam na ramiona kurtkę, którą jakiś czas temu pożyczyła od Nico, i w pośpiechu wybiegła ze swojej jaskini.
 - To ona jeszcze tu? - Zawołał ktoś z daleka.
    Rachel dobiegła do granicy Obozu Półkrwi. Czekała tam na nią Helen.
 - Ty wiesz, że czekałam dwie godziny? - Zapytała dziewczynka.
_____________________________________________________________
Jak myślicie, dobrze mi pójdzie kontynuowanie tej historii? :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

No wiesz... skoro już tu zajrzałeś/aś, to zostaw po sobie jakiś ślad, żeby Pani O'Leary mogła ci oddać tarczę albo coś.
Pamiętaj: Każdy komentarz karmi weną.