______________________________________________________________
Leo każdemu dał mikrofon ze słuchawkami. Percy, Annabeth, Jason, Piper, Nico oraz Clarisse nieufnie je przyjęli.
- Pamiętajcie, że zawsze jesteśmy w kontakcie - powiedział im. - Dopóki macie środki łączności.
Syn boga kowali otoczył całą grupę przyjacielskim uściskiem, widząc kilka bladych twarzy. Poprowadził ich do metalowego urządzenia własnej roboty, który mieli przetestować. Chłopak chciał stworzyć maszynę przenoszącą w czasie. I chyba mu się udało.
Po kolei każde z jego "królików doświadczalnych" weszło do środka. Było tam duszno i parno, oraz strasznie ciasno. Syn Hefajstosa na kliknął jeden z wielu guzików. Osoby znajdujące się w środku maszyny w mgnieniu oka zniknęły. Leo dopiero wtedy zastanowił się, czy może kliknął właściwy przycisk. W końcu stwierdził, że to nie ma żadnego znaczenia i wzruszył obojętnie ramionami.
* * *
- Co... gdzie jesteśmy? - Piper była wstrząśnięta tym, co zobaczyła. Znajdowała się w jakiejś kabinie i słyszała głośne odliczanie.
Trzy... dwa... jeden... Przeźroczyste drzwi otworzyły się, a ona spadła na mokry piasek. Rozejrzała się dookoła. Kilkanaście dzieciaków od około dwunastu lat do szesnastu biegło w jednym kierunku - do czegoś, co przypominało Róg Obfitości. Wśród nich znalazła Jasona, swojego chłopaka. Syn Jupitera gnał ile sił w nogach w stronę Rogu, w którym zobaczyła mnóstwo broni, żywności i innych rzeczy. Czyli tego, co powinno się w nim znajdować. Oglądnęła się po najbliższym terenie. Zobaczyła jeszcze kogoś jej znajomego - Percy i Annabeth usiekali w las, a Clarisse z Nico bronili się włóczniami.
Rozglądałaby się tak obojętnie, gdyby nie oberwała... siekierą w rękę. Może i ledwo drasnęło, ale jej ramię zrobiło się czerwone od krwi. Syknęła z bólu i znalazła za sobą napastnika. Określiła go jako: typ męski, czarnowłosy i nieznający dobrego wychowania. Czyli tego, że dziewczyn się nie bije!
Za pewnie tamten chłopak oberwałby od niej, albo by ją zabił tym "ostrym cackiem", gdyby Grace nie uderzył go w plecy. Jej "wybawca" szybko, nie czekając na specjalne pozwolenie szarpnął ją za okaleczone ramię i pociągnął w krzaki.
- Jason, co się dzieje? - zapytała dysząc. Jej chłopak zaciągnął ją w jeszcze głębsze zarośla.
- To są Głodowe Igrzyska... - wytłumaczył. - Pamiętasz, jak oglądaliśmy to razem w domku Zeusa?
- Katniss, Peeta i te sprawy?
Jason skinął nieznacznie głową.
- Nie mamy wiele czasu, trzeba się schować zanim nas zabiją... - powiedział w końcu niepewnie. - Pipes, masz jeszcze Katropis?
Dziewczyna wyciągnęła szybko sztylet.
- Ależ, oczywiście, że go mam - powiedziała dobitnie. Syn Jupitera skinął głową.
Na chwilę zastygnął w bezruchu razem z Piper, a gdy coś poruszyło się w krzakach - uciekli. Uciekali długo, dotarli prawie na sam koniec areny, kiedy zapadł zmierzch.
Cienie zaczęły się powoli wydłużać, każdy szmer wydawał się głośniejszy niż był w rzeczywistości, a co jakiś czas pojawiała się szybka błyskawica. Dwójka półbogów dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że jest głodna i ostatnim ich posiłkiem było śniadanie w Wielkim Domu. Jason na nowo zatęsknił za tamtymi stronami, oraz nawet za Obozem Jupitera i kawiarnią w Nowym Rzymie.
- Patrz, jagody!
Syn króla bogów spojrzał na krzak borówek, który wskazała mu jego dziewczyna. Borowina jak borowina - zielona, aromatycznie pachnąca i obsypana granatowymi owocami.
- Pipes, to nie jest dobry pomysł - powiedział w końcu do córki Afrodyty. Tamta spojrzała na niego dziwnie. - Lepiej spieszmy się ze znalezieniem jakiegoś schronienia. Znając życie, pewnie coś się stanie.
Kiedy już miał ruszyć przed siebie, przeszkodził mu głośny huk. Niebo rozbłysło tak nagle, że Piper zamknęła oczy, oślepiona blaskiem piorunu.
W powietrzu pojawiło się zdjęcia twarzy około dziesięciu lub trzynastu osób. Nie dbał o ich liczbę. Prześledził fotografie wzrokiem, szukając w napięciu jakiejś znajomej twarzy - Percy'ego, Annabeth, Nico albo nawet Clarisse. Kiedy miał już odetchnąć z ulgą, doznał szoku.
Córka Afrodyty starała się natomiast przypomnieć sobie, co oznaczają owe twarze na niebie. A później powróciło to do mózgu. Podobizny niektórych osób z gry to te, które zginęły w ciągu tego całego dnia. Wśród tych osób rozpoznała tamtego czarnowłosego chłopaka, jakąś rudą dziewczynę, która potknęła się i jakaś inna zabiła ją na jej oczach... Prawda spadła na Piper jak grom z jasnego nieba.
Annabeth i Nico nie żyją.
______________________________________________________________
Nie jest to bardzo długie, ani nawet dobre... nigdy chyba nie napisałam nic dobrego. Za błędy przepraszam, ale nie jestem dobra w wyłapywaniu ich...
Nie chcę się kłócić z ludźmi, ale nie kopiuję... Oczywiście, nikt mi nie uwierzy, bo jest "za bardzo podobne" do czegoś angielskiego, czego nie czytałam i możecie mi nie wierzyć - ja mam to daleko gdzieś.
Dobra, kończę, bo zacznę się denerwować. A więc do zobaczenia w następnym poście (myślę, że skończę do tego czasu Sadico i na zawsze zostawię ten parring w spokoju, jeśli naprawdę tego chcecie) i do moich dwóch-trzech projektów związanych z parringami, które są mało znane, albo w ogóle nic z nimi nie ma, ale mogę powiedzieć Wam jak na razie jedną, tajemniczą nazwę - Anulia. ;)
Za pewnie tamten chłopak oberwałby od niej, albo by ją zabił tym "ostrym cackiem", gdyby Grace nie uderzył go w plecy. Jej "wybawca" szybko, nie czekając na specjalne pozwolenie szarpnął ją za okaleczone ramię i pociągnął w krzaki.
- Jason, co się dzieje? - zapytała dysząc. Jej chłopak zaciągnął ją w jeszcze głębsze zarośla.
- To są Głodowe Igrzyska... - wytłumaczył. - Pamiętasz, jak oglądaliśmy to razem w domku Zeusa?
- Katniss, Peeta i te sprawy?
Jason skinął nieznacznie głową.
- Nie mamy wiele czasu, trzeba się schować zanim nas zabiją... - powiedział w końcu niepewnie. - Pipes, masz jeszcze Katropis?
Dziewczyna wyciągnęła szybko sztylet.
- Ależ, oczywiście, że go mam - powiedziała dobitnie. Syn Jupitera skinął głową.
Na chwilę zastygnął w bezruchu razem z Piper, a gdy coś poruszyło się w krzakach - uciekli. Uciekali długo, dotarli prawie na sam koniec areny, kiedy zapadł zmierzch.
* * *
Leo wziął łyk ciepłej kawy, rozkoszując się jej zapachem oraz smakiem. Od kilku godzin oczekiwał jakiejś wiadomości od któregoś z jego "królików doświadczalnych", ale nie dostała dotychczas żadnej informacji o tym, co się u nich dzieje.
- Valdez!
Dwa głosy wykrzyczały jego imię do swoich mikrofonów tak głośno, że syn Hefajstosa podskoczył w fotelu i oblał się gorącym napojem, a jego biała koszula przybrała brązową barwę.
- Percy, Annabeth! - wykrzyknął w odpowiedzi nie przejmując się mokrym ubraniem. Ważniejsze w tamtej chwili było to, że udało mu się nawiązać kontakt z dwójką jego przyjaciół. - Gdzie jesteście?
- Percy, Annabeth! - wykrzyknął w odpowiedzi nie przejmując się mokrym ubraniem. Ważniejsze w tamtej chwili było to, że udało mu się nawiązać kontakt z dwójką jego przyjaciół. - Gdzie jesteście?
- Leo, wysłałeś nas na jakąś grę w zabijanie się nawzajem - zaczęła oskarżycielskim głosem córka Ateny.
- Dobra, Valdez - powiedział Percy, przerywając swojej dziewczynie. - Wyciąg nas z tego bagna.
- Na wewnętrznej stronie słuchawek powinien być taki mały guziczek - Leo powoli zaczął wyjaśniać coś synowi Posejdona, a następnie usłyszał szmer poruszonego mikrofonu i głuche kliknięcie. To pewnie Percy albo Ann kliknęli guzik.
- To nie działa! - usłyszał ponownie głos córki bogini mądrości. Syn Hefajstosa podszedł pośpiesznie do swojej maszyny i zauważył na panelu miejsca pobytu jego przyjaciół zobaczył napis "Arena Hogwart". Czym prędzej nacisnął duży, fioletowy przycisk z "Pw", czyli Powrót. Nic się nie wydarzyło. A powinno.
Żelazne drzwi powinny same się otworzyć, z szóstką półbogów we wnętrzu.
Następnie przez swoje słuchawki usłyszał krzyk, może nawet wrzask.
- Annabeth, nie!
Ostatnie, co powiedział sobie w tamtej chwili Leo było: cholera, spieprzyłem.
* * *
Cienie zaczęły się powoli wydłużać, każdy szmer wydawał się głośniejszy niż był w rzeczywistości, a co jakiś czas pojawiała się szybka błyskawica. Dwójka półbogów dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że jest głodna i ostatnim ich posiłkiem było śniadanie w Wielkim Domu. Jason na nowo zatęsknił za tamtymi stronami, oraz nawet za Obozem Jupitera i kawiarnią w Nowym Rzymie.
- Patrz, jagody!
Syn króla bogów spojrzał na krzak borówek, który wskazała mu jego dziewczyna. Borowina jak borowina - zielona, aromatycznie pachnąca i obsypana granatowymi owocami.
- Pipes, to nie jest dobry pomysł - powiedział w końcu do córki Afrodyty. Tamta spojrzała na niego dziwnie. - Lepiej spieszmy się ze znalezieniem jakiegoś schronienia. Znając życie, pewnie coś się stanie.
Kiedy już miał ruszyć przed siebie, przeszkodził mu głośny huk. Niebo rozbłysło tak nagle, że Piper zamknęła oczy, oślepiona blaskiem piorunu.
W powietrzu pojawiło się zdjęcia twarzy około dziesięciu lub trzynastu osób. Nie dbał o ich liczbę. Prześledził fotografie wzrokiem, szukając w napięciu jakiejś znajomej twarzy - Percy'ego, Annabeth, Nico albo nawet Clarisse. Kiedy miał już odetchnąć z ulgą, doznał szoku.
Córka Afrodyty starała się natomiast przypomnieć sobie, co oznaczają owe twarze na niebie. A później powróciło to do mózgu. Podobizny niektórych osób z gry to te, które zginęły w ciągu tego całego dnia. Wśród tych osób rozpoznała tamtego czarnowłosego chłopaka, jakąś rudą dziewczynę, która potknęła się i jakaś inna zabiła ją na jej oczach... Prawda spadła na Piper jak grom z jasnego nieba.
Annabeth i Nico nie żyją.
______________________________________________________________
Nie jest to bardzo długie, ani nawet dobre... nigdy chyba nie napisałam nic dobrego. Za błędy przepraszam, ale nie jestem dobra w wyłapywaniu ich...
Nie chcę się kłócić z ludźmi, ale nie kopiuję... Oczywiście, nikt mi nie uwierzy, bo jest "za bardzo podobne" do czegoś angielskiego, czego nie czytałam i możecie mi nie wierzyć - ja mam to daleko gdzieś.
Dobra, kończę, bo zacznę się denerwować. A więc do zobaczenia w następnym poście (myślę, że skończę do tego czasu Sadico i na zawsze zostawię ten parring w spokoju, jeśli naprawdę tego chcecie) i do moich dwóch-trzech projektów związanych z parringami, które są mało znane, albo w ogóle nic z nimi nie ma, ale mogę powiedzieć Wam jak na razie jedną, tajemniczą nazwę - Anulia. ;)
:'( robiłaś wyliczanke czy co? Dlaczego musiało paść na Nico i Anabeth
OdpowiedzUsuńNIEEEEEEEEEEEEEEE! TYLKO NIE NICO! ;W; ale tak to fajneeeeee :3 Igrzyska Głodowo-Półbogowe? XD ogeeeej, czekam na więcej! *Nutelli i weny! masz napisać mi sadico! xD* ~Mad|Desia, jak zwał tak zwał :**
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Widać, że wkładasz dużo serca i pracy do napisania choć jednego zdania.
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego bloga, to nie reklama tylko zaproszenie.
http://do-wyboru-do-koloru-projekty.blogspot.com
Co oznacz:na kliknąć, a co usiekać?(choć jestem córką Podziemia i znam wiele dziwnych słów to z takimi się nie spotkałam)Proszę nie używaj słowa "wyciąg", ponieważ ktoś może potraktować je jako wyciąg narciarski. Kolejna sprawa Leo nigdy nie przeklinał i niech tak zostanie!!! Zakończenie jest okropne i szczerze za bardzo mi się nie podoba. Proszę tylko nie bierz do siebie tych uwag poprostu zachowaj je na przyszłość. Jeżeli naprawdę chciałaś by Nico i Annabeth zginęli powinnaś opisać w jakich okolicznościach. Tak to nawet może być. A jeszcze jedno jako, że jestem córką Persefony to jestem bardzo wybredna poprostu zaszkodziły mi te wszystkie lata spędzone z nią i Demeter i Hadesem w podziemiu. Wykończyły mnie ich ciągłe kłótnie!!!
OdpowiedzUsuń