3.18.2017

- V - Daleka droga do Słońca

Wszystko została sama. Zaobserwowała u siebie sporo zmian od kiedy Chłopiec ją opuścił. Nie zniknęła, jej osoba nie runęła w przepaść pustki. Była, lecz w ten sposób nie mogła być naprawdę żywą istotą. Tak naprawdę nie istniała.
Miała przy sobie tylko lustro. Przyglądała się swojej twarzy do znudzenia. W końcu odsunęła je od siebie. Pamiętała słowa Chłopca „Jeśli i ty kiedyś pomyślisz tak o mnie i poczujesz się podobnie, to znak, że…”. Nie miała jednak pojęcia, co miał na myśli, mówiąc to do niej. Nie była także pewna co do swoich uczuć względem niego. Stanowiły dla niej wyjątkowo abstrakcyjne zjawisko – móc zarówno odczuwać szczęście jak i troski. Mimo to Wszystko wyjątkowo lubiła właśnie to uczucie. Przyjemnie rozgrzewało ją od środka.
Wciąż miała wspomnienie o jego cieple i jakie ono było – prawdziwe i szczere. Chciała znów go zobaczyć, ujrzeć jego bladą twarz obsypaną srebrnym pyłem. Jednak gdyby postanowiła pozostać w Pustce, do takiego spotkania mogłoby nigdy nie dojść.
Gdzie mógł być teraz Chłopiec? Zapewne na planecie Ziemia, trzeciej planety od Słońca, gwiazdy znajdującej się Ramieniu Oriona galaktyki zwanej Drogą Mleczną. Nie miała pewności co do tego, czy znajduje się ona daleko czy też całkiem blisko, ale nie istniejąc nie mogła pojawić się tam, gdzie wszystko było realne i namacalne. Szukała odpowiedzi, jednak ta nie miała gdzie się znajdować. Oprócz niej było tylko lustro i Nikt, a właściwie nie było niczego.
Znużona, przyłożyła policzek do chłodnej powierzchni lustra. Zamknęła oczy i śniła.
We śnie widziała zielone łąki i lasy, błękity ciepłych mórz oraz białe włosy całe w srebrnym pyle. Nie chciała już nigdy więcej otwierać oczu i mieć przed nimi tylko czerń. Zakochała się w błękicie nieboskłonu.
W tym samym czasie gdzieś daleko, w odległej przestrzeni na małej górniczej planecie skolonizowanej przez człowieka i bardzo oddalonej od Ziemi oraz jej pięknych pól, w surowej, pachnącej środkami dezynfekującymi szpitalnej sali rozległ się płacz dziecka.
Kilka godzin później położna podała dziewczynkę jej matce, by ta mogła przytulić do piersi delikatną główkę dziecka i uspokoić ją.
Minęło kolejne sześć lat zanim ta rudowłosa makówka wreszcie spojrzała trzeźwo na otaczający ją świat, a nie tylko błagała matkę o zaplatanie jej warkoczyków.
Chociaż nie do końca potrafiła to zrozumieć, ponad dekadę po swoich narodzinach Amy ze zdziwieniem zauważyła, że jej pierwszym wspomnieniem nie jest żadna pluszowa zabawka, uśmiech jej mamy ani drapiąca broda ojca. Było nim coś zupełnie innego. Nie umiała ustawić tej retrospekcji w żadnym momencie chronologii jej życia – widok śnieżnobiałych włosów całych obsypanych srebrnym pyłem… Zupełnie jakby wyrwano je z jej innej rzeczywistości.


Koniec, THE END itp. itd.
A teraz dziękuję, idę pisać fantasy >.< Wrócę za... 2 tygodnie? Nie wiem, może za tydzień. Może za miesiąc. Cześć.
A wcześniej może pojawi się prolog do nowej historii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

No wiesz... skoro już tu zajrzałeś/aś, to zostaw po sobie jakiś ślad, żeby Pani O'Leary mogła ci oddać tarczę albo coś.
Pamiętaj: Każdy komentarz karmi weną.