ROZDZIAŁ VI
Po pewnym czasie to, co robił Hawke, nie mogło już być, w żadnym rozsądnym znaczeniu tego słowa, uznane za bieganie. Tratowanie, omijanie, a nawet galopowanie, być może, ale nie bieganie.
Kiedy wyszli z jaskini, Sprawiedliwość czerpał satysfakcję z milczenia, ponieważ Hawke nie słyszał od niego ani słowa. Dostrzegł przez chwilę blask szczeliny, zanim zniknęła.
– Trevelyan – wykrzyknął głośno mag. – Dla dobra Stwórcy, ciesz się zwycięstwem, poświęć trochę czasu dla siebie. Weź kąpiel. Uprawiaj seks. Po prostu przestań zamykać moje wyjścia!
– On cię nie słyszy – wytknęła mu Sprawiedliwość.
– Dzięki, nie zdawałem sobie sprawy – mruknął sarkastycznie Hawke.
Nie wiedział, czy Sprawiedliwość wyglądał na zażenowanego. Na twarzy Andersa byłoby to jasne, ale duch absolutnie nie oddawał za jej pomocą żadnych emocji.
Hawke westchnął. Widać było więcej szczelin w zasięgu wzroku, ale nie miał pojęcia, jak daleko oddalone od siebie są w prawdziwym świecie. Czy dotarcie do najbliższej, która się zamknęła, oznaczało, że Inkwizytor będzie w pobliżu najbliższej z nich?
– Potrzebuję mapy Pustki.
– Tam – odparła Sprawiedliwość, wskazując klif na skalistym urwisku, wiele kilometrów nad nimi.
– Ten jest najtrudniejszy do zdobycia. To znaczy... o nie, masz rację. Oczywiście, że to ten... To zawsze był ten.
Przekleństwa pochłonęły większość jego oddechu, kiedy wspinali się na górę. Teraz oczywiście nadszedł czas na pająki. Hawke prawie spadł dwa razy, próbując odeprzeć ich atak. Spadanie było łatwym zadaniem, roztrzaskanie o ziemię nieco bardziej skomplikowane, ale utrzymanie się przy życiu wymagającym najwięcej uwagi.
Bez względu na to, jak trudna była wspinaczka, zdawała się nigdy nie mieć końca. Kiedy Hawke podciągnął się do najwyższego punktu urwiska, głównie przy pomocy krwawiących łokci, słyszał znikające szczeliny i spodziewał się ujrzeć gigantycznego pająka, mnóstwo demonów lub coś gorszego, co hipotetycznie chciałoby pozbawić go świadomości.
Oczywiście nie było tam nic takiego, z wyjątkiem dwóch szczelin i gigantycznej rozpadliny między nimi.
– Kurwa – warknął Hawke, obiecując sobie, że okłamie Varrica i powie mu później, że powiedział coś znacznie bardziej dowcipnego. Wypuścił ciężko powietrze, pochylił się, łapiąc za kolana, i spojrzał na Sprawiedliwość. – Niech zgadnę. Jedna z nich jest fałszywa?
– Obie są prawdziwe.
– Czy jak wskoczę w jedną i ona zamknie się w trakcie, to zostanę takim małym gniotkiem i będą opowiadać żarciki przez kilka wieków o bohaterskim gniotku? – strzelał Hawke. Tak czy owak musiałby wykonać skok, by wylądować ponad przepaścią i kto wie, jak wysoko w górze wisi ta szczelina w realnym świecie. Tak czy siak... zostanie gniotkiem z Kirkwall.
– Wybierz jedną, nieważne, którą – odpowiedział Sprawiedliwość, brzmiąc niemal niecierpliwie.
Wtedy właśnie Hawke zrozumiał. Wiedział, że musi istnieć coś, przez co Sprawiedliwość wykracza poza dobry uczynek.
– Chcesz się stąd wydostać. O to właśnie chodzi, prawda?
Twarz Andersa lśniła i pękała na krawędziach.
– Nie przeżyłbyś beze mnie.
– Nie przypominam sobie, żebym zawierał jakąś umowę z demonem.
– Nie chcę być demonem – mówiło Sprawiedliwość. – Jeśli przejdę przez szczelinę bez nosiciela, zostanę nim... Nie jesteś jak Anders. Tym razem nie zostanę skażony.
Hawke rzucił laskę na ziemię. Zagrzechotała, uderzając o kamień.
– Cóż, to załatwia sprawę. Pozostań sobie w Pustce.
Lewa szczelina, bliżej urwiska, zaczęła pękać wokół krawędzi jak drobne odłamki szkła, jakby ktoś ją zamykał.
– Pomyśl o swoich działaniach, Hawke – przekonywała Sprawiedliwość. – Moja moc może być lepiej wykorzystana. Możesz chronić tych, których kochasz. Jeżeli Koryfeusz wróci, będziesz miał moc, by stawić mu czoła.
– Merrill miała rację. – Hawke nasłuchiwał, jak jego szansa się zamknęła. – Demony czy duchy, nie ma znaczenia. Wszystkie jesteście takie same.
– Nie jestem demonem. – Sprawiedliwość spojrzał za Hawke'a. Było to jedyne ostrzeżenie, zanim ziemia zatrząsnęła się pod nimi, a połowa klifu ustąpiła pod siłą wybuchu.
– Naprawdę myślałeś, że to zadziała? – zapytał Hawke, kiedy gruz przestał się osuwać i ułożył spokojnie na ziemi. – W jaki sposób wydawało ci się, że jestem osobą, która powie ci: „okej, duchu zemsty, chodź no mi pod ramię”?
– Porzuciłbyś wszystko, co zostawiłeś po drugiej stronie? Tylko po to, żeby mnie rozzłościć? – zapytała Sprawiedliwość. – Wszystkich twoich przyjaciół, rodzinę, tych, którzy cię opłakują? Zignorowałbyś krzyki tych, którzy cię potrzebują? Zignorujesz sprawiedliwość, za którą tęskni twój świat?
– Twoja idea sprawiedliwości i moja nie pokrywają się ze sobą. Kiedy zaczynasz dzierżyć ją jak broń, a to już nie jest sprawiedliwość.
Wydawało się, że to rozwścieczyło ducha. Blask niebieskiego światła przebijającego się przez twarz Andersa stał się czerwony.
– Czy naprawdę sądzisz, że ta wojna ma jakieś zakończenie? Magowie i templariusze mogą żyć w pokoju po tym wszystkim, co się wydarzyło?
– Nie wiem – odpowiedział szczerze Hawke. – I spójrz na to – wskazał za siebie, gdzie zamykała się ostatnia szczelina – żadne z nas się nie dowie.
Sprawiedliwość stała nieruchoma jak posąg w kształcie Andersa.
– Przeszedłeś tak wiele tylko po to, żeby się poddać?
– Oczywiście, że nie – zripostował Hawke. – Za kogo mnie masz? Carvera?
Odwrócił się natychmiast i pobiegł do niej. Została jeszcze jedna szczelina. Jeśli Hawke mógłby spojrzeć w dół, założyłby się, że nawet widok całej Pustki nie pozwoliłby mu zobaczyć innej szczeliny poza tą przed nim. Oczywiście nie miał czasu.
Odepchnął się od krawędzi ostatniego urwiska tak mocno, jak tylko potrafił, za pomocą swojej magii. Zielony blask szczeliny szybko się zamykał, ale czuł bryzę świata zewnętrznego; rozpaczliwie sięgnął do niego...
Fale uderzenia pulsowały przez jego ciało, a świat obrócił się do góry nogami. Hawke zaczerpnął prawdziwego powietrza, a potem ledwie miał czas zaskamleć, zanim upadł z wysokości czterech stóp na skalisty brzeg potoku.
– Au. – Niedopowiedzenie co najmniej. Siła pochodząca od Pustki całkowicie zniknęła, podobnie jak jego własne pokłady energii. Czuł się jak wysuszona łuska. Połamana, wysuszona łuska. Jedyne, co mógł zrobić, to podnieść głowę, żeby nie utonąć w kilku mililitrach wody.
To już nie byłoby nawet w połowie tak zabawne jak gniotek czy demon ironii. „Bohater Kirkwall wydostał się z wymiaru martwych, by pięć sekund później utonąć w łyżce błota.” Z tego nie byłoby dowcipów z dobrym smakiem.
– Hawke! – To był znajomy głos.
– Hawke? – A ten już nie.
Znajomy głos należał do ciała, które nie posiadało znajomych cech. Hawke nie był pewny, która z plam wyciągnęła go z wody, ale za to był prawie pewien, że jedna z nich była znacznie krótsza i bardziej futrzana od drugiej.
– Nie płacz, Varric – sapnął Hawke. – Wiesz, jak kocham robić spektakularne wejścia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
No wiesz... skoro już tu zajrzałeś/aś, to zostaw po sobie jakiś ślad, żeby Pani O'Leary mogła ci oddać tarczę albo coś.
Pamiętaj: Każdy komentarz karmi weną.