ROZDZIAŁ V
Nękania demona-Varrica skończyły się, gdy Hawke przestał z nim dyskutować. Przez jakiś czas słyszał za sobą ciężkie krasnoludzkie kroki, ale zatrzymały się tak nagle jak się pojawiły.
Wtedy pojawił się kot.
– I gdzie byłeś? – zbeształ go Hawke. – Polowałeś na szczury-demony?
Kot miauknął na niego.
Nawet myśl o demonicznych szczurach nagle brzmiała wyjątkowo apetycznie. Hawke musiał wydostać się z tego piekła. Przynajmniej demon-Varric zniknął.
– Demony cię unikają czy to ty ich unikasz? – zapytał futrzaka, który nie podał odpowiedzi i z niesmakiem lizał łapę, trąc nią o rudy pyszczek. Nie zareagował na westchnięcie Hawke’a, który nieco rozjaśnił swój płomień. Znajdowali się na innym rozwidleniu jaskini. – Czy proszenie cię, żebyś pokazał mi wyjście, to za dużo?
Kot wstał i rozciągnął się przeciągle w sposób, który przypominał mu Isabelę w „Pod Wisielcem” po długiej nocy spędzonej na grze w Kapryśny Los. Pobiegł w kierunku lewej ścieżki, więc Hawke podążył za nim.
– Hawke!
Hawke wcale nie czuł się zaskoczony. Merrill pozostała jedynym osobą, której jeszcze nie próbowali. Westchnął i ruszył dalej, dopóki nie zobaczył, że kot zatrzymuje się, kręcąc uważnie uszami się do tyłu.
– Hawke – powtórzyła Merrill. Oczywiście musiała być kolejnym demonem, ale trudno było oprzeć się tej emocjonalności jej głosu, nawet jeśli była imitacją.
Ów głos zdawał się być jedyną rzeczą, którą demon dobrze odtworzył.
– Agh! – wykrzyknął Hawke, zataczając się do tyłu. Miedziana zjawa w niczym nie przypominała Merrill.
– Przepraszam – wybełkotała nerwowo miedziana Merrill. – Nie chciałam... Myślałam, że nie żyjesz!
– W ogóle jej nie przypominasz, mogłeś przynajmniej się postarać – mruknął Hawke, czując, że marnuje czas.
Odwrócił się, by upewnić się, że nie stracił z oczu kota, ale na szczęście stał tuż obok niego. Przysunął się do jego stóp, nie zwracając uwagi na metalicznego, bezcielesnego demona w pobliżu.
– Ooch, czy to kot? – zapytała Merrill, brzmiąc zupełnie tak, jak wcześniej gdy naśladował ją Hawke. – Wziąłeś kota do Pustki? Dlaczego miałbyś... Przepraszam, przepraszam, znowu bełkoczę! Carver... Sądziliśmy, że nie żyjesz.
– My? – Hawke zerknął na kota i wrócił do ducha, który brzmiał tak bardzo jak Merrill, że chciał w to uwierzyć. Gdzieś za rogiem na pewno musiało znajdować się gniazdo gigantycznych demonicznych pająków tylko czekających na okazję, by zaatakować. – Merrill... to naprawdę ty?
– Gdy tylko magowie, z którymi wydostałam się z miasta o tobie usłyszeli, zgodzili się pomóc mi podróżować po Pustce podczas snu... Och, chciałam tylko dowiedzieć się, co ci się stało. Carver naprawdę ciężko to zniósł. Myślałam, że poczuje się lepiej, gdy dowie się, co naprawdę się wydarzyło, ale... ale ty żyjesz!
– Albo mam naprawdę, naprawdę świetne halucynacje wewnątrz żołądka gigantycznego demonicznego pająka – dodał Hawke. – Nie budźcie mnie.
Wyraźnie skonsternowana elfka zmarszczyła brwi.
– Nie, jesteś przede mną.
Och, po co zawracać sobie głowę małą wiarą – to z pewnością była Merrill. Hawke chciał popłakać się z ulgi.
– Carver żyje. – Słowa smakowały jak słodki miód. – Trzyma się z dala od Strażników?
– Cóż, w pewnym sensie – odparła Merrill z odrobiną poczucia winy. – Wrócił do nich po pokonaniu Koryfeusza. Mówił, że potrzebują osoby, która pomoże zebrać pozostałych.
– Koryfeusz nie żyje? – zapytał Hawke. Wcześniej nawet nie śmiał o tym marzyć. Czuł, jak wewnątrz niego coś pęka.
– Tak. Z tego, co mówił Varric to było trudne zadanie, ale wiesz, jak on wszystko wyolbrzymia. Urocze historie o wartościach, ale chyba właśnie dlatego lubię czytać jego książki.
– A... Fenris... – Nie potrafił zdobyć się nawet na dokończenie zdania.
– Będzie na ciebie wściekły – potwierdziła Merrill, brzmiąc jak wybuch radosnej energii. – Będzie szczęśliwy, ale sam wiesz, jak to u niego wygląda.
Poczucie ulgi znowu niemal powaliło go na kolana.
– Nic nie mów jemu ani Carverowi.
– Dlaczego nie?
– Nie chcę, żeby opłakiwali mnie dwa razy. Nie mam pojęcia jak się stąd wydostać.
– Och – Merrill zabrzmiała gorączkowo. – Znajdziemy jakiś sposób. Teraz, kiedy wiemy, że wszystko w porządku. Mogę wysłać list do Aveline, Isabeli, wszystkich, a my...
– Wejdziecie do Pustki? – Dlaczego szczęście i ulga zawsze były takie krótkie? – Sama ledwie utrzymujesz tę formę. Jakkolwiek wielu magów użyjesz, by ją utrzymać, będzie łatwym celem dla Templariuszy.
– Może znajdziesz wyjście – palnęła Merrill. – Wszedłeś. Możesz wyjść.
– Kot wydaje się je znać – powiedział Hawke, sięgając w dół, by podrapać zwierzę za rudym uchem. Wyglądało również na to, że pomagał mu unikać demonów, ale tego mag nie dodał.
– Czy ten kot jest demonem? – zapytała zaintrygowana elfka. – A może to normalny kot, który się z tobą przedostał?
– Nigdy nie widziałem kota o takim wyczuciu kierunku.
– Może to aspekt elfiego boga – zauważyła Merrill, przyjmując swoją dziwną mieszankę radości i histerii. – Dawno temu Opiekun odpowiadał mi o odłamkach duszy przejmujących małe stworzenia, aby wyprowadzały nas z koszmarów sennych.
– To zdecydowanie koszmar, ale nie sądzę, żeby jakiegoś elfiego boga interesował ludzki mag.
Kot syknął. Początkowo Hawke pomyślał, że to reakcja na Merrill, ale wkrótce po chwili zniknął.
Sprawiedliwość wrócił.
– Każde rozproszenie zabiera ci czas – oznajmiła.
– Anders! – wykrzyknęła Merrill, najwyraźniej wystraszona i szczęśliwa na jego widok. Miedziany blask zniknął, a wraz z nim jedyne połączenie Hawke’a z prawdziwym światem.
– Nie! – Obrócił się gwałtownie, by spojrzeć na demona. – To była Merrill, prawdziwa Merrill!
– Jesteś pewien? – spytało Sprawiedliwość, ale nie dało Hawke’owi szansy na odpowiedź (i och, tym razem znał odpowiedź), zanim kontynuowało: – To bez znaczenia. Marnujesz swój czas na prostackie rozrywki.
– Twoja racja nie sprawi, że coś się zmieni! – warknął Hawke i odwrócił się w kierunku, w którym sądził, że uciekł kot. Płomień w jego dłoni zapłonął jeszcze wyżej: – Dlaczego chcesz mnie stąd wyprowadzić? Twoja życzliwość nie może być przypadkowa.
– Po prostu kieruję twoją ścieżką tak, jak pozwalają na to reguły Pustki.
– Prawo, sprawiedliwość, porządek. – Hawke utrzymał swoje tempo, pomimo zmęczenia kości. Merrill dała mu nadzieję: jeśli Koryfeusz został zniszczony (bez względu na to, czy na zawsze czy nie; mógł sobie z tym poradzić później), to ludzie, których kochał, byli bezpieczni.
– O cholera – rzucił Hawke, kiedy nareszcie to do niego dotarło. – Zapieczętowali szczeliny, prawda?
Losowe rozdarcia w Pustce zaśmiecające okolicę musiały być kolejnym priorytetem Inkwizytora. Hawke żałował, że Herald Andrasty nie był nieco mniej dokładny. Nigdy nie było lepszego czasu na zwlekanie.
– Kurczy się – zgodziła się Sprawiedliwość. – Twój czas się kurczy.
– Sądziłem, że właśnie na tym polega czas – mruknął Hawke, nie licząc na odpowiedź. Przyśpieszył na tyle, na ile pozwoliło mu zmęczenie. – Co jest pomiędzy tobą a duchem kota? – Zapytał, tym razem mając nadzieję na wyjaśnienia. Sprawiedliwość dotrzymywała mu kroku. Nie wyglądało na to, by był to dla niego jakikolwiek wysiłek.
– Dlaczego pytasz o kota? – Sprawiedliwość wpatrywało się w niego orzechowymi oczami Andersa.
– Nigdy nie widziałem was w tym samym miejscu w tym samym czasie. Zaczynam myśleć, że to ty nim jesteś – zaobserwował Hawke. – Przytulna strona Sprawiedliwości... lub Zemsty.
Odetchnął nagle, nie z gorączkowego pośpiechu, ale przez słowa, które prawie padły z jego ust.
– Założę się, że Inkwizytor – zaczął Hawke, natychmiast zmieniając temat – po drugiej stronie właśnie zamyka szczeliny i się tym szczyci. Wszyscy się z tego cieszą, tymczasem ja jestem tutaj. Utknąłem z najnudniejszym duchem w Pustce i demonami, które wytykają mi wszystkie wady. Założę się, że Varric właśnie pisze książkę na chwałę Inkwizycji z bardziej kosmatymi kawałkami niż w tej o mnie. Sukinsyn.
Sprawiedliwość nic nie powiedziała, ale też nie odeszła. Hawke nie był pewny, czy chciałby, żeby tak zrobiła. Gdyby jednak tak się stało, kot prawdopodobnie by powrócił. Coś mówiło mu, że może nie okazałby się demonem, duchem, ani nawet kotem.
Głębiej, niż Hawke chciałby przyznać, kryła się nadzieja, że rudy kocur był tak naprawdę ucieleśnieniem duszy Andersa. Wszystkim, co po nim pozostało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
No wiesz... skoro już tu zajrzałeś/aś, to zostaw po sobie jakiś ślad, żeby Pani O'Leary mogła ci oddać tarczę albo coś.
Pamiętaj: Każdy komentarz karmi weną.