Piper wystraszyła się okropnie, kiedy samochód zatrzymał się nagle niedaleko stacji paliw. Zdenerwowała się całkiem niepotrzebnie, ale kiedy zobaczyła, że bak jest pusty, westchnęła z ulgą. Byłoby naprawdę źle, gdyby coś się zepsuło.
Nie sądziła, że może być gorzej. Owszem, ponownie zaczęło padać, a obok samochodu stanął funkcjonariusz policji.
- Prawo jazdy, proszę - powiedział znudzony mężczyzna przy kości, wyciągając rękę po jej dokument, którego nie miała.
- Emm... przepraszam, chyba je gdzieś zapodziałam... - mruknęła, udając, że czegoś szuka w skrytce przy siedzeniu pasażera. Zupełnie niespodziewanie, z fotela spadł portfel faceta, od którego pożyczyła auto. Otworzył się, ukazując czyjeś prawo jazdy.
To się wkopałam.
Tłumaczyła mężczyźnie w niebieskim, że to jakiś przypadek i tylko pożyczyła ten samochód, więc ten jej wierzył przez jakiś czas. Tylko, że po chwili podszedł do niego kolejny, ale ten tylko machał na to ręką, bo jak się później okazało, w pewnym momencie zdradziła swój wiek.
Policjant poklepał maskę samochodu i kazał wysiąść Piper z pojazdu oraz mówić prawdę i tylko prawdę. Nie miała zamiaru się wykłócać, więc podała swoje dane osobowe.
- Piper McLean, piętnaście lat... - zamruczała sennie. Jej irytacja, mieszana ze wstydem sięgała zenitu. Dlaczego nikt nie wierzył jej, że to jakaś pomyłka? Fakt, nie miała prawka, ale na Boga, nic nigdy nie ukradła!
Kazali jej podać numer kontaktowy do ojca, albo do swojej "opiekunki". Dobrze wiedziała, że tata pracował ciężko nad kolejnym filmem, więc nie miał czasu zająć się tą sprawą.
Ze zgrozą powiedziała funkcjonariuszem numer telefonu Jane. Później musieli czekać tylko, aż się zjawi i odbierze mandat Piper.
Kobieta zjawiła się bardzo szybko. Zaparkowała na stacji swoim fordem i poszła zobaczyć się ze swoją podopieczną.
Piper zmrużyła oczy, zastanawiając się, czy się nie przewidziała. Jane ubierała się zazwyczaj skromnie - czarna prasowana spódnica oraz biała koszula z kołnierzykiem. Jednak tego dnia odważyła się założyć różową miniówę i tunikę na ramiączkach. Na dodatek wymalowała się, jakby miała iść na jakąś imprezę. Na litość boską, lał deszcz, a ona flirtowała z tym facetem!
Dziewczyna nie wiedziała, czy śmiać się, czy wstydzić. W końcu podała Jane, nie miała ochoty wszystkiego tłumaczyć obcym ludziom, jako swoją matkę. W gruncie rzeczy, Piper nie powinna mieć nic przeciwko temu. Bądź co bądź, asystentka jej ojca była, podobno, panną i nic dziwnego nie było w tym, że czasem mogła sobie pozwolić na coś takiego. Ona nie miała także pojęcia, że miała wczuć się w rolę dobrej mamy. Niestety, sam widok Jane podrywającej jakiegoś mężczyzny, nastolatce robiło się niedobrze.
- Hmm... Piper? Możemy porozmawiać? - kobieta rzuciła dziewczynie wymowne spojrzenie. Piper poczuła coraz bardziej narastającą gulę w gardle i ciężko jej było mówić.
Jane odciągnęła ją na bok, poza wzrok policjantów. Chwyciła ją za rękaw bluzy i boleśnie wbiła paznokcie w ramię.
- Jak ty, na bogów, wyglądasz? - syknęła jej do ucha. Piętnastoletnia dziewczyna nie miała odwagi odpowiedzieć przez chwilę. Zdawała sobie idealnie sprawę, że wyglądała jak dziecko ulicy. Właśnie, dziecko ulicy. Była brudna, poszarpana i chyba jej koszulka przeszła już zapachem spalonego oleju z McDonalda. - Wiesz, że nie mam wyboru? Tak?
Przez kręgosłup Piper przeszedł dreszcz.
Ona nie mogła tego zrobić. Po prostu nie. Wiedziała, że gdyby tata się dowiedział, że znowu coś zmalowała, na pewno miałaby problemy. Nie chodziło jej o żaden szlaban, tylko o sprawę z wyższej półki. Już wcześniej Jane sugerowała mu, żeby wysłali ją do internatu, gdzie nie mogłaby zrobić nic złego.
- Proszę... nie - jęknęła przerażona dziewczyna, zakrywając twarz dłońmi. Jej "przyszywana" opiekunka nie dawała się jednak uprosić. Wyciągnęła z torebki komórkę i wybrała numer ojca Piper. Włączyła na głośno mówiący.
Na początku włączyła się automatyczna sekretarka. Jane zaklęła siarczyście pod nosem i ponowiła połączenie. Po jakimś czasie odezwał się roztargniony głos Tristana.
Piper nabrała powietrza do policzków i przez kilka sekund wyglądała jak chomik.
Jane, o co chodzi? - zapytał szybko.
- Twoja córka znów coś zmalowała - podpowiedziała kobieta, siląc się na spokojny ton. Jednak w rzeczywistości była niesamowicie zdenerwowana zachowaniem swojej podopiecznej. Zajmowanie się córeczką swojego szefa nie należało do jej obowiązków, jednak z czasem stało się nim.
Mężczyzna westchnął głośno.
Dobra, Jane, porozmawiamy później.
Piper wypuściła powietrze z policzków, czując narastającą ulgę. Jane obrzuciła ją dziwnym spojrzeniem.
- Powiedział "porozmawiamy później" - przypomniała jej, grożąc palcem jak małemu dziecku. Dziewczyna spuściła instynktownie wzrok, próbując ukryć obojętność, jaką darzyła zdanie Jane na temat jej zachowania.
Tak naprawdę była szczęśliwa. Porozmawia z tatą wieczorem, w końcu będzie mogła z nim posiedzieć...
Kobieta sprowadziła Piper do świata rzeczywistego. Była złodziejem, jakkolwiek starałaby się to nazwać. Ojciec nie przytuli jej i nie powie, że nic się nie stało.
Jane wróciła do funkcjonariuszy, żeby odebrać mandat. Uśmiechnęła się, jak gdyby nigdy nic.
- Następnym razem - oznajmił jeden z mężczyzn - proszę bardziej uważać na swoją córkę.
Kobieta obrzuciła nastolatkę takim spojrzeniem, że ta najchętniej wykopałaby sobie w tamtej chwili grób i
położyłaby się tam nadzwyczaj chętnie.
- Tak, dziękuję bardzo - powiedziała niechętnie. - Mam nadzieję, że samochód wróci do właściciela.
Jane wzięła Piper pod ramię i zaprowadziła do stacji paliw, gdzie dodatkowo zatankowała, a potem odjechała z dziewczyną w stronę domu, po drodze nie odzywając się ani słowem.
Dopiero, kiedy były już w domu, powiedziała z uśmiechem do Piper:
- To sobie dziś porozmawiamy.
Dziewczyna zacisnęła zaschnięte wargi, chowając twarz w rękawie bluzy. Nie miała ochoty płakać i tłumaczyła sobie swoje zachowanie tym, że pewnie coś wpadło jej do oka.
Kropla wody spłynęła jej po karku. Piper przeszedł dziwny dreszcz. Wiedziała już co się święci i to, że będzie musiał kłamać ojcu w żywe oczy.
o---o---o---o---o---o---o---o---o---o
Okej, powtarzam, że nie wiem, czemu to się nazywa "coś". Tak jakoś wyszło.
Proszę Wam, dajcie mi jakieś propozycje dla tej historii. Oprócz Jasona - Jasper będzie tutaj jak patrzy!
Dajcie mi odrobinę weny, bo się strasznie, ale to strasznie przyda.
Och, mam nareszcie ferie! Co to znaczy? Sądzę, że w tym czasie skończę pisać Coś. Zobaczymy, ile wyjdzie części tej historii. Nie nastawiajcie się na jakieś długie fragmenty, gdyż będą miały przeważnie 800-900 słów, czyli tyle, ile jestem w stanie napisać w ciągu dnia. Ta opowieść nie będzie się przecież ciągnąć w nieskończoność, ale zamierzam fabułę zakończyć w dniu pojawienia się prawdziwego Jasona.
Fajne :D
OdpowiedzUsuńhttp://www.wattpad.com/story/32214157-przeżyć-miłość
Polecam