W końcu mimo naszych niechęci i obaw, że ktoś nas rozpozna i zaprowadzi do domów, udaliśmy się do dużego miasta. Mnóstwo ludzi na ulicach, hałas i zapach spalin.
- Thalia, ty idź po wodę... - poleciłem przyjaciółce wręczając jej dolara i kilka centów. - Ja z Ann spróbujemy zrobić resztę zakupów... powinniśmy się wszyscy spotkać za godzinę, o tam.
Wskazałem palcem uliczkę, którą weszliśmy do centrum handlowego. Teraz może wyjaśnię, jak to wszystko jest u nas z tymi zakupami.
Od czasu do czasu znajdzie się jakaś praca, do której bym się nadawał i zawsze uzbiera się kilka monet. Raz na miesiąc nawet dwa trzeba uzupełnić zapasy żywności. Wtedy wybieramy się do jakiegoś najbliższego centrum handlowego - takiego jak to, w którym się właśnie znajdowaliśmy. Dlaczego nie do sklepów w małych miasteczkach? Bo tutaj nikt nie zwróci na nas uwagi.
Thals skinęła głową na znak, że zrozumiała polecenie. Ona poszła na prawo, a ja i Annabeth na lewo i w ten sposób się rozdzieliliśmy. Co jakiś czas ktoś na nas wpadał i tłumaczył się, że nie zauważył nas. Było koło siedemnastej lub osiemnastej, więc nie dziwię im się, na pewno wracali z pracy do domów czy coś.
Przy każdym sklepie był tłok i zamieszanie. Trochu zajęło mi i Ann przedarcie się przez tłum i zrobienie potrzebnych zakupów. Kiedy odeszliśmy od lady...
- Luke, w którą stronę do wyjścia? - zapytała mnie moja młodsza przyjaciółka. Pokręciłem głową z rozmysłem. - Czy... czy my się zgubiliśmy?
- Tak, chyba tak...
Razem z Annabeth przepychaliśmy się przez tłumek ludzi, który powoli robił się coraz mniejszy. Chodziliśmy może tak z półgodziny, dopóki nie zdaliśmy sobie sprawy, że chodzimy w kółko.
- Luke... - jęknęła jasnowłosa przyjaciółka - nogi mnie bolą...
- Już... - obiecałem. - Już niedaleko.
Tak, chyba było niedaleko. Dostrzegłem na końcu ulicy pewną dziewczynę.- Thalia - zawołałem. Ciemnowłosa dziewczyna spojrzała na mnie dziwnie. Pomyłka.
Zatem razem z Ann dalej chodziliśmy po placu. Nie było tłoku, więc już dawno powinniśmy znaleźć naszą wspólną przyjaciółkę, która zdaje się zniknęła bez śladu. W międzyczasie zaczepił nas jakiś gościu w stroju kurczaka rozdający ulotki. Nawet nie pamiętam co reklamował, ale doskonale pamiętam minę Annabeth. Bezcenna. Chodziliśmy tak jeszcze długo, aż centrum całkiem pustoszało. Wtedy zobaczyłem sylwetkę prawdziwej Thalii. Tyle z dobrych wiadomości, złą jest fakt, że leżała półmartwa na płytkach. Czarną kurtkę miała na kolanach, a bluzka przesiąkała krwią. Spodnie były obdarte, chociaż, one zawsze były obdarte.
Niepokojący był puls, który był ledwo wyczuwalny. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie, następnie do Ann.
- Nic mi nie będzie - powiedziała. - Wyliżę się. Bo co to dla mnie?
_______________________________________
Przepraszam, że takie krótkie... po prostu nie miałam pomysłu, jak to dłużej ciągnąć. xD Wyczekujcie następnej części! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
No wiesz... skoro już tu zajrzałeś/aś, to zostaw po sobie jakiś ślad, żeby Pani O'Leary mogła ci oddać tarczę albo coś.
Pamiętaj: Każdy komentarz karmi weną.