Kolejny piorun trafił drzewo przy naszej kryjówce.
Znaczy mojej, Thalii i Annabeth, które nazywam Thals i Ann. Ja jestem Luke.
Mała Annabeth siedziała okryta kocem w kącie małej groty, w której znaleźliśmy schronienie.
Może to dziwne, ale wszyscy uciekliśmy od naszego rodzica. Fakt, że mamy tylko jednego dodatkowo nas zawsze do siebie zbliżało. Ja... ja uciekłem od swojej matki dlatego, że chciałem ją chronić. Nie wiedziałem, dlaczego co jakiś czas na naszą posesję wkradały się potwory. Tak, wiem, to brzmi debilnie. Ale mówię Wam prawdę - one istnieją.
Ann odeszła od swojego taty, bo... znalazł sobie inną kobietę niż matkę, której nawet nie znała. A z Thalią... ona nie powiedziała nam nigdy, dlaczego opuściła swoją mamę.
Siedziałem w jaskini czekając z niepokojem na dziewczynę. Jakieś dwie godziny temu wysłałem ją po lekarstwa dla Annabeth. Dałem jej trochę pieniędzy, które miałem w plecaku, w dniu ucieczki z domu. Dzięki Bogu, że to zrobiłem!
Drobna blondynka leżała okryta kocami z naszych toreb i trzęsła się z zimna. Bez wątpienia miała bardzo wysoką gorączkę, którą ciężko było tak po prostu zbić. Kilka minut po opuszczeniu przez Thals kryjówki rozpętała się straszna burza. Pioruny waliły pojedyncze drzewa i oświetlały ciemne niebo swoim wyładowaniem elektrycznym. Ann zaczęła nagle łkać i powtarzać, że Thalii coś się stało.
- Cii... - szepnąłem, próbując ją uspokoić. - Pójdę po nią, dobrze?
Dziewczynka spojrzała na mnie swoimi burzliwie szarymi oczami, pojedyncze łzy spływały jej po policzkach.
- Nie idź... - poprosiła błagalnie. - Coś Ci się stanie...
- Jeśli coś jej się stało, to lepiej to sprawdzę... wrócę do Ciebie, obiecuję.
Zamknęła usta i ucichła. Jej oczy nadal błyszczały się od łez. Annabeth miała dopiero siedem lat, była blondynką i miała szare tęczówki, o których już wspomniałem. Razem z Thalią znaleźliśmy ją w bardzo dziwnej sytuacji około pół roku temu. Omal nie oberwaliśmy od niej młotkiem... Podarowałem jej mój sztylet - jeden z przedmiotów, jakie posiadaliśmy i mogły zabić potwory. Przez te sześć miesięcy zdążyliśmy stworzyć taką rodzinę. Pamiętacie, jak bawiliście się w dom? To coś na takiej zasadzie. Ja byłem "tatą", Thals "mamą", a Annabeth jako najmłodsza była kimś w rodzaju "córki" albo jak kto nazywał tą pozycję w dzieciństwie - "dzieckiem".
Wziąłem jedną z włóczni. Miała grotem zbudowany z tego samego metalu, co sztylet Ann i mój miecz (z nim jest związana historia, o której może Wam kiedyś opowiem, ale wiecie, już go nie mam... długa historia). Brałem ją na wypadek, gdyby miało mnie coś zaatakować. Przez dwanaście miesięcy mojej ciągłej wędrówki po Stanach miałem kilka niemiłych niespodzianek ze strony potworów. Z większości z nich ledwo uszedłem z życiem.
Krople wody spadającej z góry moczyły moje włosy, a na ubraniu nie pozostawiły nawet suchej nitki. Trzask!
Kolejny piorun przeszył nieboskłon i trafił w drzewo, waląc je na ziemię. Następny huk gromu omal nie rozsadził mi głowy. Przeszedłem kilka metrów i... kolejny piorun oświetlił szaro-niebieskie niebo.
Przez tą sekundę widziałem na jednym z drzew ciemną sylwetkę - albo mi się wydawało. Nie, jednak nie.
Dziewczyna stała na jednej z gałęzi klonu. Miała przemoczoną kurtkę o kilka rozmiarów za dużą, luźne dżinsy i krótkie, czarne włosy. Wiedziałem, kto to jest...
- Thalia! - zawołałem. - Co ty robiłaś?!
Moja przyjaciółka tylko zachichotała. Upuściłem włócznię i pobiegłem do drzewa.
Trzask!
Niebo ponownie przeszedł piorun i... trafił w drzewo, na którym stała Thalia. Oczy dwunastolatki się gwałtownie rozszerzyły, gdy zrozumiała co zaszło. Szybko z niego zeskoczyła na stały grunt. To działo się w zaledwie kilka sekund - nie miałem czasu, aby zareagować.
Olbrzymi klon z hukiem wylądował na ziemi. Thals leżała ledwie kilka centymetrów od pnia, który bez problemu mógłby zgnieść jej nogę, a kości przerobić na mąkę.
- Co ci przyszło do głowy?! - wybuchnąłem. Thalia patrzyła na mnie tymi swoimi elektrycznie niebieskimi oczami, przerażona. Gdy moja adrenalina zbledła zapytałem:
- Nic Ci nie jest?
Moja przyjaciółka zaprzeczyła potrząśnięciem głowy, jednak nie uszedł mojej uwadze fakt, że kurczowo trzymała się za kostkę. Złamana albo skręcona, stwierdziłem w myślach. Podszedłem do niej i pomogłem wstać. Syknęła z bólu.
- Przepraszam... - mruknęła pod nosem. Pioruny przestały nagle iskrzyć się na nieboskłonie, huki i trzaski walących się drzew ustały. Tylko deszcz nadal padał obficie.
- Możesz iść? - zapytałem.
- Tak - odpowiedziała z siłą i zrobiła krok. Omal nie upadła na ziemię, ale zdążyłem ją chwycić.
- Thalia... - powiedziałem. Thals spojrzała na mnie dziwnie. - Chodź do Annabeth...
Przeszliśmy kilka metrów razem.
Szur, trzask.
Coś zaszeleściło w krzakach. Od razu pomyślałem, że to na pewno jakiś potwór. Ku mojemu i Thalii zaskoczenia z zarośli wyskoczyła mała dziewczynka - Annabeth.
- Co ty tu robisz? - zapytałem.
- No bo wy... nie było Was bardzo długo i... bałam się, ż-że coś się Was stało... - wydukała. Całą twarz miała czerwoną od płaczu.
Wszyscy otuliliśmy się kocami i siedzieliśmy w naszej jaskini, pijąc wodę i posilając się sucharami. Gorączka Ann całkowicie ustała - nie mam pojęcia jakim cudem.
- Dobranoc - powiedziałem otulając się szczelniej kocem i opierając głowę o ścianę. Krople wody spływały mi z włosów, mocząc już i tak wilgotny materiał. Siedziałem tak z zamkniętymi oczami, nie mogąc zapaść w sen. Słyszałem jeszcze krótką rozmowę między dwójką moich przyjaciółek, ale i one wkrótce udały się na spoczynek. Thalia położyła się obok mnie mrucząc pod nosem:
- Nigdy więcej wysokości, nigdy więcej...
______________________________________
Ta dam, praca na konkurs! ^^ Jak widać po tytule...
to będzie mieć kilka części! :D
Powinnam wrócić do Sadico, ale to może jeszcze poczekać, bo całkiem zwalę mój epicki pomysł, jeśli wcześniej nie poćwiczę pisania :)
Proszę o komentarze! ;D
Jaki pomysł?!?!.....
OdpowiedzUsuńNo i mojim zdaniem nie masz co ćwiczyć...
OdpowiedzUsuńCzekam na wiecej!
OdpowiedzUsuńHmm.. Cóż mam napisać ?
OdpowiedzUsuńTwój blog ostatnio stał się wytwórnią Shotó'w. Czekam na rozdziały :D
Pozdro
~ Julie
Fajne opko. Zauważyłam chyba jedną literówkę, ale to każdemu się zdarza. Czekam na nexta i życzę weny ;)
OdpowiedzUsuń