Ja: Nico, dlaczego nosisz prezerwatywy w kieszeni?
Nico: ...
Sadie: ...
Grover: Burritos!
_________________________________Nienawidzę swojego ojca. Gdyby nie był nieśmiertelny, zabiłabym go teraz. Co to jest, Starożytny Egipt w XXI wieku? Może, gdyby to była jakaś miła osoba, jak na przykład Walt, albo Anubis. Nie, to musi być jakiś dziwaczny syn Hadesa, którego w życiu nie spotkałam!
Tego dnia powiedział mi: "Sadie, kochanie, proszę bądź obecna dziś wieczorem. To ważne."
Mogłam potraktować to z przymrużeniem oka, ale nie. Postanowiłam być grzeczną córeczką tatusia i się zjawić.
Usiadłam przy stole, który został nakryty jak nigdy dotąd nie widziałam. Trochę zdziwiła mnie obecność tylko dwóch biesiadników. Spodziewałam się gości, inaczej tata nie wymagałby ode mnie, żebym mu towarzyszyła, ale dwoje... i tak wykwintnie udekorowany stół. Tak, to było trochę nietypowe.
- Witaj, Sadie - powiedział bardzo oficjalnie ojciec, wyciągając do mnie rękę. Spojrzał wymownie na moje ubranie, ale nie skrytykował go. Spodziewał się, że ujrzy mnie w jakiejś świecącej kiecce? Jeszcze czego.
- Dobry wieczór, młoda damo - odezwał się jeden z gości. Wyglądał na jakiegoś dziadka, z brodą sięgającą prawie do kolan. Przyjrzałam się bacznie jego szacie, która przypominała trochę sutannę katolickiego księdza. Lekki, zwiewny materiał. Jedwab? Ej, czy coś się na niej poruszyło? Mniejsza z tym. - Nico, przywitaj się.
Chłopak podniósł głowę tylko na chwilę, ale to wystarczyło, żebym zauważyła, że przypominał truposza, który właśnie zbudził się z długiego snu pod ziemią.
Miał zapadnięte i podkrążone oczy, które wyglądały na czarne jak węgiel i chłodne jak otchłań, chudy nos i wydatne kości policzkowe. Włosy był mu prawie do ramion, równie ciemne jak oczy i wyglądały na trochę przetłuszczone. Fuj. Wojskowa kurtka bardzo pasowała do całej jego reszty.
- Cz-eść - burknął niewyraźnie, a potem z powrotem zawiesił wzrok i wbił paznokcie w nałokietnik.
Mój ojciec odchrząknął, zwracając na siebie moją uwagę. Najwyraźniej musiałam się zapatrzeć niechcący na tego wycierucha.
- To jest mój stary, ee... przyjaciel, Hades - tata wskazał na niby księdza. - A to jego syn, Nico di Angelo.
To trochę dziwne, ale chciałam, żeby ten Chłopiec Śmierci, chociaż spojrzał na mnie. Kto śmie mnie tak ignorować?
- Ozyrysie, śpiesz się - syknął starzec. Mój ojciec spojrzał na mnie smutno, ale przyznał mu rację skinięciem głowy.
- Razem z Hadesem postanowiliśmy, hmm... połączyć podziemia - zaczął. - On nie ma córki, a poza tym, Carter jest z Zia, więc...
Hades potrząsnął niecierpliwie głową, chyba czymś rozdrażniony.
- Do połączenia dwóch mitycznych miejsc jest potrzebne coś specjalnego, co będzie pieczęcią... na przykład ślub.
- Co?! - Wrzasnął Chłopiec Śmierci, zrywając się z krzesła. Po wstaniu zauważyłam, że jest wyższy niż początkowo myślałam i chudszy. Wyjął mi to prosto z ust. - To naprawdę jest już wariatkowo!
Ten stary gbur bez cienia wstydu posłał mu chłodne spojrzenie. Nico początkowo chyba nie zamierzał mu ulec, ale pod wpływem surowego wzroku swojego ojca, nie powiedział nic więcej. Widziałam tylko, jak siadając zaciskał wargi i patrzył z pogardą na Hadesa kątem oka. Pochylił głowę nad stół, zasłaniając twarz burzą kruczoczarnych włosów.
- A ty, Sadie? - Zapytał mnie niepewnie ojciec, oczekując, że coś powiem. Początkowo chciałam się odezwać, ale to chyba nie miałoby wielkiego znaczenia. Ja i ten chłopak zostaliśmy wciągnięci nieświadomie, a na dodatek zostaliśmy pionkami w rękach naszych ojców.
- To żart, tak? - powiedziałam niepewnie. Nikt się nie odezwał. Zero jakiejkolwiek reakcji. To nie był żaden kawał.
Hades coś burknął.
- Miałeś mu powiedzieć - szepnął mój tata.
- Czy ja wyglądam na kogoś, kto ma tylko tyle zajęć, że może sobie pogadać z synem?
Nico posłał mi desperackie spojrzenie, zrobiło mi się go żal. Wyglądał jakby mieszkał w śmietniku, miał nie do końca zdrowego na umyśle ojca, a właśnie dowiedział się, że jest narzeczony. Zaraz, ja też. O...
Przy stole zapanowała cisza. Tato odchrząknął.
- Sadie, możesz oprowadzić gości? Proszę cię bardzo - poprosił. Poczułam chęć krzyknięcia "Nie, nie oprowadzę ich!", ale powstrzymałam się.
Kiedy wstałam, Hades zmierzył mnie wzrokiem. Ręką dałam znak Nico, żeby podniósł się. Chłopak posłał nienawistne spojrzenie naszym ojcom, a mnie chyba nie winił. Skinął mi głową, chowają ręce do kieszeni i poszedł za mną.
- Niezła sielanka, nie? - Zapytał ochryple. Nie pytałam, dlaczego na głos, jakby nie pił przez miesiąc.
- Trochę - mruknęłam, przyglądając się podłodze. Nogi mi niebywale ciążyły, jakbym miała przy nich mentalne kule. Byłam bardzo zmieszana. Chłopiec Śmierci nie odzywał się przez chwilę.
- Bogowie już tacy są. Z nikim się nie liczą - powiedział. Przytaknęłam ponuro głową. Łzy napływały mi do oczu, ta historia wydawała mi się bardzo nie normalna.
Co prawda, znałam jednego fajnego boga, a i tak skończyło się na tym, że Anubis skupił się na jakiejś punk dziewczynie o jakże cudownych oczach.
- Słuchaj... - zaczęłam niepewnie, czując, że zaczynam się sypać i za chwilę poleje się potok słów i nie będę mogła nad tym zapanować. - Nie obraź się, ale to wszystko jest dziwne.
- Czytasz mi w myślach - burknął żywy kościotrup. - Naprawdę nie miałaś o niczym pojęcia?
Pokręciłam przecząco głową, Nico zwiesił wzrok.
- Twój ojciec nazywa się Hades. Nie słyszałam o takim bogu, więc kim jest?
- Jest bogiem podziemi, tak jak Ozyrys. Więc tak, oprócz Egipskiej mitologii istnieje też Grecka i Rzymska.
- Wiedziałeś o nich wszystkich? - Zapytałam zdziwiona. Chłopak potrząsnął głową.
- Na świecie jest mnóstwo mitologii. Te trzy to tylko namiastka z nich, Sadie.
Nico podniósł rękę wyżej, jakby zamierzał mi położyć dłoń na ramieniu, ale chyba zaniechał swoje zamiary. Spoglądaliśmy sobie niemal twarzą w twarz. Miał... czerwone oczy. Wcześniej nie zauważyłam, że płacze.
- Jesteś czerwona - mruknął. Natychmiast otarłam policzki dłonią, jakbym spodziewała się, że to cokolwiek poprawi.
- Co będzie dalej? - Zapytałam smutno.
- To wszystko uplotły Mojry. Nic nie zmienimy - powiedział. - Nie zamierzam cię za to nienawidzić.
Wbiłam wzrok w podłogę. Nie miałam ochoty nic już mówić, tylko schować twarz w poduszkę. I płakać, płakać, dopóki nie zasnę.
- N-nie chcę - wybełkotałam. - Nie chcę, żebyśmy się nienawidzili.
- Ja też, Sad - mruknął, chwytając mnie za rękaw koszuli, zanim zdążyłam się odwrócić. - W sumie, cieszę się, że nie jesteś żadną lafiryndą spod latarni.
- Odzyskałeś poczucie humoru, co? - Uśmiechnęłam się przez łzy, ale chyba nie wyszło mi nic prócz brzydkiego grymasu. - Też tak umiem.
- Cieszę się - kąciki jego ust drgnęły w górę, a wtedy poszarpane ciuchy, rozczochrane włosy, chłodny wzrok i inne niedoskonałości przestały się liczyć.
No, może prócz długich paznokci, które potem wbiły mi się w policzek...
Świetny rozdział :) Bardzo mi się podobał. Z niecierpliwością czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńZapraszam też na mój blok :) http://lost-in-dreamsss.blogspot.com/
Super, uwielbiam Sadico, chociaż wolę.................
OdpowiedzUsuń