______________________________________________________
SADIE
Siedziałam wyprostowana na łóżku w moim pokoju, wpatrując się tępo w kilka zdjęć na mojej komodzie. Robiłam to od przeszło trzech godzin, wciąż przygryzałam dolną wargę zębami, tak, że powinna już boleć, a nawet krwawić. Jednak, nie czułam tego. Moje ciało i umysł był wtedy niczym rozdarte na strzępy, kompletnie nic nie odczuwałam prócz pulsującego bólu głowy i klatki piersiowej. Mój oddech był nierównomierny i chrapliwy, po policzkach płynęły słone łzy. Jedna po drugiej spadały na koszulkę. Nigdy nie lubiłam płakać, teraz niestety nie dało się bez tego obejść.
Wciąż oglądałam te przeklęte zdjęcia, jedne były nowe, inne stare, z lata, z przed dwoma-trzema laty. Byłam tam ja i inni z Obozu Herosów, ale w większości to ja z moim chłopakiem... Nico. Wciąż wspominałam tamte dni... Te, które na zawsze odchodziły w zapomnienie...
Był środek lata, razem z Nico siedzieliśmy w małej kafejce. Już nawet nie pamiętam gdzie to było i kiedy dokładnie.
Jedliśmy lody. W pewnej chwili, pod wpływem impulsu pocałowałam go. Nasze oddechy się przez chwilę mieszały, a potem przerwałam.
- Smakujesz... czekoladą - powiedział, uśmiechając się i wracają, jakby nigdy nic do swojego loda.
Pamiętam, że wtedy jeszcze nie byliśmy parą, więc to jakieś dwa lata temu.
Wciąż wpatrywałam się z otępieniem w zdjęcia. Były jak ucieczka do przeszłości, bo teraźniejszość była straszniejsza, niż cokolwiek innego. Gorsza niż Gaja, straszniejsza niż wizja Apopisa pożerającego słońce.
Człowiek nie zdąży się życiem nacieszyć życiem, a tu ono się tak szybko kończy. To takie niesprawiedliwe! Nie mogę już o tym nie mówić... Nie, nie mogę...
Potrząsnął głową. Zauważyłam, że jego skóra zbladła, nawet bardziej niż zwykle, o ile to możliwe.
- Nie... mój... czas - powiedział. Jego głos był ledwo słyszalny i chrapliwy. - Wreszcie... zobacz... Biancę. Niestety... Sa... umrzeć...
Bez myślenia, przycisnęłam moje usta do jego, zapamiętując, jak te usta doprowadzały mnie do roztopu serca. Trzymał moje dłonie w silnym ucisku.
Miałam wrażenie, że jestem dla niego jak kotwica, dzięki której trzyma się tego świata, ale na końcu osłabł, a jego ramię spadło na moje, bezwładne i martwe. Jego pierś przestała się unosić i spadać, a ja czułam jak bierze swój ostatni oddech, umierając w cierpieniach.
Przerwałam pocałunek. Nasz ostatni pocałunek. Patrzyłam na jego pół otwarte oczy, które były czarne, matowe i zamglone.
Nigdy nie zrozumiecie mnie, jeśli sami nie zobaczycie jak ktoś dla was ważny, umiera na waszych oczach, a wy nie możecie nic zdziałać... Kompletnie nic i możecie tylko patrzeć na wszystko całkowicie bezsilnie.
Łzy płynęły mi po policzkach, ale nadal uparcie oglądałam te nieszczęsne zdjęcia.
Nieważne, że zadawały tyle bólu. Ważniejsze, że nie pozwalały tak po prostu wszystkiego zapomnieć, wymazać z pamięci kogoś ważnego...
Gdy podpalili jego całun, łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Ja nadal nie zaakceptowałam faktu, że Nico już nie było i nigdy nie będzie.
Poczułam jak czyjaś ręka spoczęła na moim ramieniu. Blady mężczyzna ubrany w coś, co wyglądało jak cień stanął przede mną.
- On zawsze mówił o tobie, wiesz - powiedział mi.
- Kto, Nico? - Otarłam łzę z policzka. Myślę, że moje oczy były czerwone i spuchnięte od płaczu. Mężczyzna roześmiał się.
- Kto jeszcze? - Zapytał drwiąco. - W ciągu ostatniego roku, wszystkie jego wycieczki do Podziemia, były zapełnione opowieściami o was dwojgu. Opowiadał każdą historię z takim entuzjazmem i tak wielką miłością, że można go było w błędzie nazwać dzieckiem Afrodyty. On sam powiedział mi, że jesteś jego dziewczyną, Sadie Kane. Że jesteś niekończącym się światłem rozjaśniającym ciemność, jaką jest jego życie. Nawet w Elizjum, nie mógł pomóc, ale chwalił osobę, która naprawdę zmieniła jego życie. Nie był dyskretny, albowiem, powiedział to dosyć głośno - byłam zaskoczona jego słowami.
- Nico?
- Oczywiście. Teraz, jeśli mi wybaczysz, mam ci jeszcze do zapożyczenia, dlaczego umarł w tak młodym wieku - przeszedł obok mnie.
- Czekaj - zawołałam za nim. - Kim jesteś?
Mężczyzna odwrócił się i powiedział z figlarnym przymrużeniem oka:
- Ojcem.
Zniknął w cieniu, niczym duch. Po prostu stałam tam w szoku.
To był Hades? Z tego, co mi opowiadał Nico, spodziewałam się, że będzie mieć rogi czy coś, a on wyglądał jak człowiek, którego mogłabym normalnie spotykać na ulicy.
Nie lubię tego wspominać. To zadaje tyle bólu, cierpienia... przepraszam.
Zauważyłam, że Nico się rumieni. Zastanowiłam się na co patrzy...
Spojrzałam na siebie.
O cholera, miałam na sobie tylko bieliznę i koszulkę!
Pospiesznie chwyciłam pierwszą, lepszą rzecz na moim stoliku nocnym, różdżkę i rzuciłam nią w syna Hadesa.
- Nico, ty zboczeńcu, wynoś się z mojego pokoju! - Różdżką wykonałam kilka prostych linii. Nico obrócił się na pięcie i ruszył do wyjścia. Choć byłam rozproszona tym, co się przed chwilą stało podeszłam do drzwi i sprawdziłam czy nikt nie chce mi znowu złożyć wizyty. Na szczęście tak nie było. Najprawdopodobniej moja twarz była wtedy cała w odcieniu szkarłatu ze wstydu i gniewu.
Ku mojemu zadowoleniu, Nico pobiegł z powrotem do drzwi, ale potknął się o drut który zastawiłam dla Cartera lub innej osoby, która chciałaby wtargnąć do mojego kochanego pokoiku.
Wiadro pełne kwaśnego mleka spadło mu na głowę, trochę przy tym oblewając mnie. Cofnęłam się przez niemiły zapach nabiału.
Fuj, to jednak nie był tak dobry pomysł, jak się zdawał.
To akurat lubię wspominać, ta retrospekcja nie zadawała mi żadnego bólu.
Tamten dzień pamiętam, jakby to wszystko miało miejsce dopiero wczoraj. Aż miałam ochotę wejść na Facebooka i znaleźć zdjęcie moje i Nico na osi czasu Cartera i poczytać te wszystkie komentarze.
Gdy czytałam je po raz pierwszy, nie miałam pojęcia, że kiedyś ja i di Angelo będziemy razem... i byłam szaleńczo wściekła na moich przyjaciół i brata. Życie lubi płatać figle, albo raczej Afrodyta.
Tak rozmyślając, zamknęłam oczy. Ktoś zza drzwi wołał mnie. Chwilę później usłyszałam kroki, wejście do pokoju otworzyło się z cichym skrzypnięciem.
Stała w nim dziewczyna, Piper, a rękach przymała kubek. Po pokoju natychmiast rozniósł się bardzo aromatyczny zapach napoju. Przysiadła obok mnie i podała naczynie.
- Proszę, wypij to. Jest dobre na uspokojenie - powiedziała, uśmiechając się do mnie blado. Widząc mój grymas na twarzy i ociekającą krwią wargę, dodała cicho:
- Ja też za nim tęsknię.
Tyle, że ona nie rozumiała, jak wielkie on miał dla mnie znaczenie.
Wciąż oglądałam te przeklęte zdjęcia, jedne były nowe, inne stare, z lata, z przed dwoma-trzema laty. Byłam tam ja i inni z Obozu Herosów, ale w większości to ja z moim chłopakiem... Nico. Wciąż wspominałam tamte dni... Te, które na zawsze odchodziły w zapomnienie...
Był środek lata, razem z Nico siedzieliśmy w małej kafejce. Już nawet nie pamiętam gdzie to było i kiedy dokładnie.
Jedliśmy lody. W pewnej chwili, pod wpływem impulsu pocałowałam go. Nasze oddechy się przez chwilę mieszały, a potem przerwałam.
- Smakujesz... czekoladą - powiedział, uśmiechając się i wracają, jakby nigdy nic do swojego loda.
Pamiętam, że wtedy jeszcze nie byliśmy parą, więc to jakieś dwa lata temu.
Wciąż wpatrywałam się z otępieniem w zdjęcia. Były jak ucieczka do przeszłości, bo teraźniejszość była straszniejsza, niż cokolwiek innego. Gorsza niż Gaja, straszniejsza niż wizja Apopisa pożerającego słońce.
Człowiek nie zdąży się życiem nacieszyć życiem, a tu ono się tak szybko kończy. To takie niesprawiedliwe! Nie mogę już o tym nie mówić... Nie, nie mogę...
Potrząsnął głową. Zauważyłam, że jego skóra zbladła, nawet bardziej niż zwykle, o ile to możliwe.
- Nie... mój... czas - powiedział. Jego głos był ledwo słyszalny i chrapliwy. - Wreszcie... zobacz... Biancę. Niestety... Sa... umrzeć...
Bez myślenia, przycisnęłam moje usta do jego, zapamiętując, jak te usta doprowadzały mnie do roztopu serca. Trzymał moje dłonie w silnym ucisku.
Miałam wrażenie, że jestem dla niego jak kotwica, dzięki której trzyma się tego świata, ale na końcu osłabł, a jego ramię spadło na moje, bezwładne i martwe. Jego pierś przestała się unosić i spadać, a ja czułam jak bierze swój ostatni oddech, umierając w cierpieniach.
Przerwałam pocałunek. Nasz ostatni pocałunek. Patrzyłam na jego pół otwarte oczy, które były czarne, matowe i zamglone.
Nigdy nie zrozumiecie mnie, jeśli sami nie zobaczycie jak ktoś dla was ważny, umiera na waszych oczach, a wy nie możecie nic zdziałać... Kompletnie nic i możecie tylko patrzeć na wszystko całkowicie bezsilnie.
Łzy płynęły mi po policzkach, ale nadal uparcie oglądałam te nieszczęsne zdjęcia.
Nieważne, że zadawały tyle bólu. Ważniejsze, że nie pozwalały tak po prostu wszystkiego zapomnieć, wymazać z pamięci kogoś ważnego...
Gdy podpalili jego całun, łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Ja nadal nie zaakceptowałam faktu, że Nico już nie było i nigdy nie będzie.
Poczułam jak czyjaś ręka spoczęła na moim ramieniu. Blady mężczyzna ubrany w coś, co wyglądało jak cień stanął przede mną.
- On zawsze mówił o tobie, wiesz - powiedział mi.
- Kto, Nico? - Otarłam łzę z policzka. Myślę, że moje oczy były czerwone i spuchnięte od płaczu. Mężczyzna roześmiał się.
- Kto jeszcze? - Zapytał drwiąco. - W ciągu ostatniego roku, wszystkie jego wycieczki do Podziemia, były zapełnione opowieściami o was dwojgu. Opowiadał każdą historię z takim entuzjazmem i tak wielką miłością, że można go było w błędzie nazwać dzieckiem Afrodyty. On sam powiedział mi, że jesteś jego dziewczyną, Sadie Kane. Że jesteś niekończącym się światłem rozjaśniającym ciemność, jaką jest jego życie. Nawet w Elizjum, nie mógł pomóc, ale chwalił osobę, która naprawdę zmieniła jego życie. Nie był dyskretny, albowiem, powiedział to dosyć głośno - byłam zaskoczona jego słowami.
- Nico?
- Oczywiście. Teraz, jeśli mi wybaczysz, mam ci jeszcze do zapożyczenia, dlaczego umarł w tak młodym wieku - przeszedł obok mnie.
- Czekaj - zawołałam za nim. - Kim jesteś?
Mężczyzna odwrócił się i powiedział z figlarnym przymrużeniem oka:
- Ojcem.
Zniknął w cieniu, niczym duch. Po prostu stałam tam w szoku.
To był Hades? Z tego, co mi opowiadał Nico, spodziewałam się, że będzie mieć rogi czy coś, a on wyglądał jak człowiek, którego mogłabym normalnie spotykać na ulicy.
Nie lubię tego wspominać. To zadaje tyle bólu, cierpienia... przepraszam.
Zauważyłam, że Nico się rumieni. Zastanowiłam się na co patrzy...
Spojrzałam na siebie.
O cholera, miałam na sobie tylko bieliznę i koszulkę!
Pospiesznie chwyciłam pierwszą, lepszą rzecz na moim stoliku nocnym, różdżkę i rzuciłam nią w syna Hadesa.
- Nico, ty zboczeńcu, wynoś się z mojego pokoju! - Różdżką wykonałam kilka prostych linii. Nico obrócił się na pięcie i ruszył do wyjścia. Choć byłam rozproszona tym, co się przed chwilą stało podeszłam do drzwi i sprawdziłam czy nikt nie chce mi znowu złożyć wizyty. Na szczęście tak nie było. Najprawdopodobniej moja twarz była wtedy cała w odcieniu szkarłatu ze wstydu i gniewu.
Ku mojemu zadowoleniu, Nico pobiegł z powrotem do drzwi, ale potknął się o drut który zastawiłam dla Cartera lub innej osoby, która chciałaby wtargnąć do mojego kochanego pokoiku.
Wiadro pełne kwaśnego mleka spadło mu na głowę, trochę przy tym oblewając mnie. Cofnęłam się przez niemiły zapach nabiału.
Fuj, to jednak nie był tak dobry pomysł, jak się zdawał.
To akurat lubię wspominać, ta retrospekcja nie zadawała mi żadnego bólu.
Tamten dzień pamiętam, jakby to wszystko miało miejsce dopiero wczoraj. Aż miałam ochotę wejść na Facebooka i znaleźć zdjęcie moje i Nico na osi czasu Cartera i poczytać te wszystkie komentarze.
Gdy czytałam je po raz pierwszy, nie miałam pojęcia, że kiedyś ja i di Angelo będziemy razem... i byłam szaleńczo wściekła na moich przyjaciół i brata. Życie lubi płatać figle, albo raczej Afrodyta.
Tak rozmyślając, zamknęłam oczy. Ktoś zza drzwi wołał mnie. Chwilę później usłyszałam kroki, wejście do pokoju otworzyło się z cichym skrzypnięciem.
Stała w nim dziewczyna, Piper, a rękach przymała kubek. Po pokoju natychmiast rozniósł się bardzo aromatyczny zapach napoju. Przysiadła obok mnie i podała naczynie.
- Proszę, wypij to. Jest dobre na uspokojenie - powiedziała, uśmiechając się do mnie blado. Widząc mój grymas na twarzy i ociekającą krwią wargę, dodała cicho:
- Ja też za nim tęsknię.
Tyle, że ona nie rozumiała, jak wielkie on miał dla mnie znaczenie.
EDIT 17.04.2015r. (rok po publikacji)
W krainie zwanej Elizjum, dwoje dzieci Hadesa spotkało się ponownie. Bianca chciała pomóc swojemu bratu w jego cierpieniach, ale on nie chciał ich odtrącić i zapomnieć. Jego serce ścisnęło się, kiedy Sadie odnalazła miłość znów, w innym magu. Tak było lepiej i bezpieczniej - przyjął do siebie to, że miała prawo do dalszego życia z kimś innym. Chciał tylko jej dobra, jako mglista wywłoka nie miał nic, czego mógłby pragnąć bardziej, niż jej.
Sadie dożyła sędziwego wieku, a jej włosy z jasnego karmelu stały się srebrne i jej córka oraz wnuczka przypominały ją pod każdym kątem. Ona nigdy nie zapomniała o chłopcu imieniem Nico di Angelo, który zginął w najbardziej niespodziewany i niesprawiedliwy sposób, wydzierając jej serce z piersi. Ale co by było, gdyby przeżył...?
Ilekroć widziała czarny cień w kącie pokoju, myślała czule o nim. O bohaterze.
I kiedy zamykała oczy po raz ostatni, poprosiła wielkiego Pana Ozyrysa o ostatnie spotkanie. Elizjum nie było Duat, ale Duat to Elizjum. Istniały dwa światy zmarłych, które dzieliła cienka granica. I nagle ona zniknęła.
Chciała tylko spędzić z nim czas, który zabrano im w świecie śmiertelników.