— Silena chodź, bo się spóźnimy! — Krzyknął Beckendorf przez drzwi łazienki do swojej dziewczyny.
— Jeszcze tylko minutka! — Zawołała.
Ta "minutka" trwała jakieś półgodziny. Charles westchnął i usiadł na łóżku, biorąc do rąk jakiś miedziany drut leżący na szafce nocnej i bawiąc się nim. W ten sposób uformował go w formę świątecznej choinki.
Mogę spróbować dorobić światełka, albo diody, tylko...
Jego zastanowienia przerwała Silena otwierająca drzwi toalety i pokazująca się w mocno czerwonej sukience, którą nazywała "Bożonarodzeniową". Długie rękawy i wysoki kołnierz, oraz odpowiednia długość, czyli nie wyzywającą, ale odkrywającą świetne nogi. Silena z dodatkowo idealnie dopracowanym makijażem i promiennym uśmiechem niewątpliwie wyglądała pięknie.
— Wyglądasz... — zaczął oniemiały Beckendorf, ale uśmiech jego dziewczyny zbladł.
— Nie chcę być niegrzeczna, ale mam zdjęcia z ostatnich świąt, na których masz ten sam sweter — powiedziała dziewczyna. Charles spojrzał na swój pulower. Był już trochę wyblakły, ale nadal czerwony z pasem małych, białych reniferów. Nie był pierwszej nowości, ale Silena w zeszłym roku nie miała nic przeciwko temu, żeby miał go na sobie.
— To mój świąteczny sweter, skoro ty masz świąteczną sukienkę — bronił się, trochę urażony.
— Charlie — powiedziała Silena, siadając obok Beckendorfa. — To pierwszy weekend z moim ojcem. Nie chcesz zrobić dobrego wrażenia?
— Chcę, ale co jest nie tak w moim swetrze? Nie ma dużego znaczenia. Znam twojego ojca od dawna, a poza tym, wychodziłem z tobą w dużo gorszych rzeczach — zauważył chłopak, właściwie już mężczyzna.
— To po to, żeby było wygodnie i wiedziałam, że masz tendencję do brudzenia się. Ale teraz jest inaczej. Możesz po prostu poszukać czegoś innego? Proszę, dla mnie — jej wielkie, niebieskie oczy były tysiąc razy bardziej efektowne niż Czaromowa.
— Dobrze, ale zrobię to tylko dla ciebie — Charles wstał i podszedł do kredensu, a Silena się mu przyglądała.
Przeszukał kilka szuflad, aż w końcu wyciągnął pomarszczoną piłkę, która powinna być koszulą. Ściągnął swój sweter i zamiast niego założył białą koszulę, zapinając ją odwrócił się do dziewczyny.
— Wyglądasz lepiej, ale przydałoby się wyprasować... — skomentowała.
— Możesz do zrobić? — Zapytał Beckendorf.
— Niby dlaczego? Jestem kobietą, która lubi sukienki. Nie jestem jeszcze niczyją żoną, więc nie bawię się w stereotypy.
Chłopak Sileny tylko się zaśmiał.
— Nie umiem prasować.
Ciemnowłosa spojrzała pytająco. Czyżby wielka tajemnica "dlaczego wszystkie ubrania Charliego są pozwijane?" została rozwiązana?
— Masz dostać stypendium na NYU, a nie wiesz, jak się prasuje?
— Tak, a co? — Beckendorf nagle poczuł się straszne głupio, a na jego policzkach pojawił się rumieniec wstydu.
Silena poczuła się trochę źle z powodu, że go drażniła.
— Wiesz — powiedziała, pochylając się, żeby podnieść sweter z podłogi — rzeczywiście jest całkiem ładny. Możesz założyć go z powrotem.
Uśmiechnęła się do niego i wręczyła mu sweter. On pochylił się, żeby ją pocałować, pomóc wstać, aby spotkać się z jej ustami. Obrócił ją wokół, tak, że biedna Silena wylądowała na łóżku ze śmiechem.
Beckendorf znowu założył swój "Świąteczny sweter".
— Chodź, Ślicznotko — zawołał, wychodząc.
— Charlie — dziewczyna pobiegła za nim, nie troszcząc się, że jej nowa fryzura zostanie na pewno zniszczona — a bagaże?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
No wiesz... skoro już tu zajrzałeś/aś, to zostaw po sobie jakiś ślad, żeby Pani O'Leary mogła ci oddać tarczę albo coś.
Pamiętaj: Każdy komentarz karmi weną.